Z punktu widzenia Hoziera
POV: jesteś wokalistą, gitarzystą, kompozytorem i autorem tekstów. Bardzo zdolnym. Sławę przynosi ci jednak – i to błyskawicznie – melodyjna, debiutancka singlowa piosenka mająca przy tym dość mocny przekaz: krytykę religii i wpisaną w wideoklip krytykę homofobii. Wpisuje się w wiele kontekstów, nawet w dalekiej Polsce biorą ją do filmu o miłości. Tyle że to zarazem jedna ze słabszych piosenek w twoim dorobku. Teraz już na zawsze będzie wisieć na szczycie najchętniej słuchanych, a niemal każdy pierwszy kontakt z dowolną/ym artyst(k)ą zaczyna się dziś w streamingu, gdzie utrwalona lista najpopularniejszych zaprasza ciągle do odsłuchu tej samej piosenki – chociaż jesteś już przy płycie numer trzy
Wspominałem o tym błogosławionym przekleństwie Take Me To Church w przedpremierowej recenzji nowej płyty Hoziera na łamach POLITYKI. Rzecz jest jednak warta rozwinięcia na blogu. Tym bardziej że także ten Hozier z singli zapowiadających Unreal Unearth nie przynosi wszystkiego, co najlepsze na tym albumie pojawia – przeróżnych wątków nie tylko folkowych (choć wrażenie robi ballada I, Carrian (Icarian)), ale też soulowych i bluesowych (z bardzo dobrym duetem z Brandi Carlile w kojarzącym się z Alison Moyet Damage Gets Done – taki soul w stylu 80s). Wśród singlowych nagrań najbardziej przemawia do mnie All Things End, wspaniale rozwijająca się kompozycja z finałem w stylu Steviego Wondera. Różni go od soulu z lat 70. produkcja – i ten aspekt w ogóle wyrywa 33-letniego Andrew Johna Hoziera-Byrne’a ze świata piosenkowej tradycji, na której starych formach ewidentnie się wychował. Nie zawsze ma to dobry wpływ na brzmienie utworów w moim odbiorze, ale z drugiej strony – kontekst odbioru jego publiczności, znacznie młodszej ode mnie, jest zapewne inny.
Okładka nowego albumu Hoziera kojarzyć się może z debiutem Swans. Ale nie muzyka. Muzycznie autor jest ewidentnie zawieszony między Europą a Ameryką w ich popowych tradycjach. W tekstach słychać ciągle jego poetyckie fascynacje Seamusem Heaneyem czy Owidiuszem. Ale tak naprawdę – po tych wszystkich gestach, które przez ostatnie lata wykonywał, z zaangażowaniem w kwestię aborcyjnego referendum w Irlandii na czele – wydaje się dziś następcą Sinéad O’Connor, czyli popularnym artystą walczącym o sprawę. Jeśli w ogóle takich następców szukać – bo trzeba założyć, że drugiej takiej postaci nie będzie. Więc może bardziej odpowiednik, a nie następca. Kiedy pracował nad tą płytą, nie mógł jeszcze zresztą wiedzieć, że taki może być powszechny POV w momencie jej premiery.
HOZIER Unreal Unearth, Rubyworks 2023