Niewidzialna ręka
W „New York Timesie” ciekawy tekst o Shahzadzie Ismailym. Uwielbiam takie teksty w poprzek – bo też perspektywa patrzenia na muzykę nie poprzez liderów, tylko poprzez ich wszędobylskich pomocników, zwykle postaci drugiego planu, jest mi bardzo bliska. A Ismaily gra w sobotę w Pardon To Tu z Ceramic Dog Marca Ribota (dziś Ustad Noor Bakhsh), więc już w ogóle idealnie. Zresztą trudno śledzić obrzeże rocka alternatywnego, art popu i jazzu, a przy tym nie natknąć się kiedyś na tego muzyka. Ismaily niedawno występował u nas z Arooj Aftab i Vijayem Iyerem. Bardzo dyskretny, momentami prawie niewidzialny, a wnosi niesamowicie dużo, co potwierdzają muzycy. Ribot w tekście mówi o nim jako o urodzonym anarchiście. Pojawia się przykład Beth Orton, a wreszcie Sam Amidon, który regularnie współpracuje z Ismailym. Jest wątek nowojorskiego studia tego muzyka, otwartego na różnych gości – stąd zresztą dyskografia bohatera tekstu poszerza się w dość wysokim tempie. Jednocześnie „NYT” trochę przybliża rzadką przypadłość, na którą Ismaily cierpi.
Nazywa się to dysplazja ektodermalna i jest zaburzeniem genetycznym wpływającym mocno na zęby, paznokcie, włosy i skórę oraz upośledzającym pracę gruczołów potowych, co co z kolei ma wpływ na to, jak ciało znosi i odbiera temperaturę. Ismaily miał problemy zdrowotne związane ze swoim stanem od pierwszych tygodni życia. Cierpi na alergie, wywołujące ataki astmy, a te zaburzają sen. Przez kilka miesięcy – jak pisze autor tekstu – Ismaily był w ogóle niewidomy. To w dużej mierze tłumaczy tak powolne przebijanie się tego muzyka na szczyt i brak nagrań solowych. Duetów i innych składów jest mnóstwo, ale nie ma własnych, zupełnie autorskich. To dość dziwne – mieć 51 lat i tyle nieprzepracowanej traumy – mówi sam zainteresowany w rozmowie. – To powstrzymuje mnie przed nagraniem takiej płyty.
Za to regularnie co kilka miesięcy ukazuje się jakaś płyta, przy której maczał palce biochemik (z wykształcenia) i muzyk-samouk grający na basie, gitarze, perkusji, akordeonie, syntezatorze Mooga czy co tam jeszcze jest do wykorzystania (warto sprawdzić np. tę). Ostatnio, kilka tygodni temu, trafiłem na album Muito Sol Ricardo Diasa Gomeza. Nagrany między Rio de Janeiro, Lizboną a Nowym Jorkiem. Zaskakujący – jak wiele płyt, przy których Ismaily pracuje (tu gra na syntezatorze, odpowiada więc za co bardziej eksperymentalne fragmenty). Ale też dziki – jak bywa brazylijski pop. Bo Gomez, 43-latek, grywał z Caetano Veloso i ma temperament, który każe mu z utworu na utwór całkowicie zmieniać perspektywę: od melancholijnych melodii należących do świata Musica Popular Brasileira po studio eksperymentalne. Czasem jeszcze przy tym doprowadza do ich efektywnego przecinania się w jednym utworze (Um Dia). Dużo ciekawych płyt z Brazylii ostatnio do mnie dociera dzięki Bandcampowi, ta jest jednak i na ich tle wyjątkowa – czynnik X to być może zasługa Ismaily’ego. A ostatecznie brzmienie to efekt pracy… Michała Kupicza. Polak odpowiada na Muito Sol za mastering. Bo jeśli mówimy o nazwiskach, które pojawiają się na płytach różnych wykonawców, to tu, to tam, mamy swój skromny wkład w tę kategorię, ale właśnie na stołku realizatora i masteringowca. Do tej pory głównie w Polsce, a teraz – jak widać – także poza nią.
RICARDO DIAS GOMEZ Muito Sol, Hive Mind 2023