Słuchawki mówią, że za długo
To zabawne czasy, gdy smartfon ostrzega mnie, że za długo mam już słuchawki na głowie (wygląda na to, że nosisz słuchawki dłużej niż jest to zalecane itd.), a jakość produkcji odtwarzanej muzyki jest taka, że i tak trudno dociągnąć do ostrzeżenia. W tym tygodniu jestem na wyjeździe rekreacyjnym, więc ostrzeżenie pojawiało się już parokrotnie. Nie mam nic przeciwko higienie słuchania, bez odrobiny ostrożności dawno już byłbym głuchy. Tyle tylko, że ciągle odbiera trochę przyjemności ze słuchania: mastering płyt powstaje z myślą o laptopach, marnej jakości słuchawkach dousznych i monofonicznych głośniczkach na bluetooth, więc dynamiczne kopnięcie zastępuje krzykliwość. I nawet jeśli loudness war, o której wspominam tu nieustannie, podlega pewnemu rozbrojeniu za sprawą algorytmów serwisów streamingowych, które nie pozwalają na duże różnice w postrzeganej głośności, to jednak problem nie wyparował. A szczególnie słabo brzmią płyty z kręgu szeroko rozumianego rocka. Dlatego jeśli da się wskazać jakiś pozytywny przykład, warto się na nim na chwilę zatrzymać. Nawet kosztem paru godzin w ferie zimowe.
Paramore z Nashville to jeden z tych zespołów nowej fali nowej fali (powtórzenie zamierzone), którym nie poświęcałem tu wcześniej dużo uwagi. Ich najnowszy album, This Is Why, najlepszy z tych kilku, które dotąd słyszałem, zapowiadany przez serię dość imponujących singli (przewijały się na playlistach), ma w sobie jednak więcej walorów niż sam tylko wokal Hayley Williams. Bardzo urozmaicone aranżacje, zmieniającą się stronę rytmiczną, zachęcające melodie. Nic by z tego jednak nie było, gdyby nie produkcja. Przejrzysta, niepozbawiająca całości dynamiki, a zarazem nie ujmująca nic z zadziorności i mocy, gdy trzeba. W tej dziedzinie trio pozostaje od dawna wierne jednemu człowiekowi. Nazywa się Carlos de la Garza. Jako muzyk nie ma za sobą jakiejś szczególnej kariery, grał trochę punka, reggae i ska. Jako inżynier dźwięku zdobył już Grammy (za współpracę z Ziggym Marleyem), ale ciągle nie jest jakąś szczególnie szeroko znaną postacią i pozostaje przywiązany do kręgu wykonawców, z którymi od lat pracuje – poza Paramore są wśród nich Wolf Alice i M83. Ciekawszy jest inny wątek – De la Garza jest przy okazji tatą dwóch członkiń złożonej z nastolatek formacji punkowej The Linda Lindas, jednego z sympatycznych odkryć ostatnich sezonów. Można więc powiedzieć, że zna się po trochu na wszystkim – nie tylko jako multiinstrumentalista i inżynier, ale także rodzinny doradca. Bo owszem, nagrania The Linda Lindas też produkuje.
Biorąc pod uwagę fakt, że w tym samym tygodniu ukazała się także pierwsza część zapowiadającego się znakomicie albumu M83. I tu De la Garza maczał palce, choć tylko jako inżynier dźwięku. Jeśli to on odpowiada za skalę dynamiczną Us and the Rest, bez której ten utwór nie działałby tak, jak działa – tym bardziej świadczyłoby to dobrze o jakości oferowanych przez niego usług. A przy okazji – o tym, że warto spoglądać też na to, co się dzieje poza frontem, gdzieś na tyłach działających dziś rockowych bandów. Mnie prawdę mówiąc takie spojrzenie interesuje dziś bardziej niż to ograniczające się do autorów i wykonawców. Bo muzyka Paramore, z natury dość wtórna, byłaby czymś znacznie bardziej drugorzędnym bez tej produkcji. Przynajmniej to mi podpowiadają słuchawki, w których da się to znieść nawet na wyższych poziomach głośności.
PARAMORE This Is Why, Atlantic 2023