Astromuzyka

Nie będę nikomu stawiać horoskopu na nowy rok. Nie będę się nawet szerzej odnosić do dyskusji o fizyce i Bogu, która zdominowała ostatnie dwa tygodnie po głośnej świątecznej akcji strzelania z korkowców do ateistów, którą zorganizowała „Gazeta Wyborcza” w tekstach prof. Abramowicza i Matczaka. Streszczę tylko. Młodzi naukowcy z uniwersytetu w Uppsali po trzygodzinnej debacie, przy winie zagłosowali, że Bóg istnieje. A tata Maty zauważył, że ci ludzie, o których wcześniej pisał, że powinni pracować po 16 godzin dziennie, są teraz biednymi, przepracowanymi maszynami i w święta, pozbawieni duchowości, potrafią tylko konsumować. Po obu tych tekstach – potwierdzających, że składanie raz do roku specjalnych zamówień na wielkie świąteczne teksty przez redakcje grozi czymś podobnie długim i ciężkostrawnym jak przygotowywane raz do roku menu wigilijne – człowiek z radością wraca do zwykłego, codziennego życia. Normalnych numerów, zwyczajnego blogowania o nowościach. Choć te dzisiejsze są dość kosmiczne i pełne rozmachu.      

Urodzony w Argentynie Włoch Daniel Teruggi to 70-letni dziś kompozytor, po studiach z fizyki, świetnie przygotowany do… nie, nie do pisania esejów do świątecznych wydań gazet, tylko tworzenia muzyki za pomocą elektronicznych narzędzi. Do Paryża trafił w roku 1977, do GRM-u – na początku lat 80., a od 1997 do 2017 r. był nawet dyrektorem tej zacnej instytucji. Początkowo asystował m.in. Iannisowi Xenakisowi, z czasem zajął się przede wszystkim wprowadzaniem studia na teren cyfrowej syntezy. Sphæra to cykl kompozycji poświęconych żywiołom – co niezbyt oryginalne – i powstałych już w drugiej połowie lat 80. To nie jest cudowny czas dla muzyki eksperymentalnej, bo co rusz okazuje się, że nie nadąża za coraz dynamiczniejszym rozwojem produkcji nieakademickich wynikającym z dostępności, wręcz masowości elektronicznego sprzętu. Faktycznie, po zalewie muzyki kosmicznej pod koniec lat 70. tego typu synteza mogła już nie robić tak gigantycznego wrażenia jak jeszcze w latach 60. Teruggi ucieka jednak w bok i koncentruje się na pracy nad dźwiękiem w przestrzeni. Najbłyskotliwszy efekt uzyskuje to w zamykającej ten cykl kompozycji Terra (1989). Zwalistej, dynamicznej, grającej na początku masywnymi klasterami dźwięku niczym klasyki muzyki konkretnej i dopiero stopniowo odbudowującej je w cyfrowe brzmienia. Wrażenie robi jednak też otwierająca cykl Eterea (1984), głośny wówczas utwór o naturze powietrza (rzeczywiście z łatwością oddający elektronicznym brzmieniem podmuchy wiatru), który premierę miał w Radiu France. W całości nie jest to może rzecz, która wstrząśnie cyklem Recollection GRM, ale do dziś się broni. 

DANIEL TERUGGI Sphæra, Recollection GRM 2022 

Z kolei 85-letnia argentyńska kompozytorka Beatriz Ferreyra pozostaje bardzo aktywna i w ostatnich latach dość regularnie poznajemy jej nowe utwory, sporo też koncertowała – nawet już w pandemii. W muzyce wydaje się łączniczką współczesności z czasami wielkiej awangardy, co niespecjalnie dziwi: zdążyła studiować u Nadii Boulanger i pracować z Györgym Ligetim. Niespecjalnie też dziwi w tym kontekście fakt, że 16-kanałowy utwór Senderos de luz y sombras (Ścieżki światła i cienia) w dwóch częściach niesie w sobie jakąś zagadkę i nawet jeśli brzmi nieco archaicznie, to pozostaje opowieścią o przetrwaniu pewnej estetyki – chyba nawet w większym stopniu niż opowieścią inspirowaną astrofizyką i poświęconą historii powstania Wszechświata. Zresztą posługiwanie się energią dźwięku – prowadzenie jej, przyspieszanie, modelowanie – idzie Ferreyrze na tyle dobrze, że też można by tu szukać inspiracji żywiołami. Utwór powstał na zamówienie rządu francuskiego i zadedykowany został wielkim Bernardom francuskiej elektroniki: Baschetowi (z tym pierwszym długo pracowała) i Parmegianiemu, a także Carlosowi Pellegrino. Słuchać trzeba głośno, a najpierw znaleźć wolne pół godziny. I potencjalne fundusze na inne płyty, bo trochę tego ostatnio wyszło (było jeszcze m.in. Canto+ w katalogu Room40 i split z młodszą o generację Angielką Natashą Barrett. Każdemu życzyłbym tak długiej kreatywności. 

To muzyka akusmatyczna – źródło dźwięku jest niewidzialne, możemy się domyślić, w jaki sposób został wygenerowany. Możemy nawet uwierzyć, że stworzono ją na tzw. tradycyjnych instrumentach, choć z czasem – i z rosnącą świadomością elektronicznych technik – coraz z tym trudniej. Trochę jak z tym sporem o wiarę sygnalizowanym na początku tekstu. A swoją drogą – awangarda muzyczna w terminologii prof. Matczaka byłaby czymś świetnie godzącym obie strony. Z tego, co się zdążyłem zorientować, przyciąga lub (częściej) odstrasza ludzi bez względu na światopogląd i wyznanie. 

BEATRIZ FERREYRA Senderos de luz y sombras, Recollection GRM  2022