Toczy się lżej

Jestem dość odporny na uroki wydawnictw specjalnych i edycji deluxe, ale jutrzejsze wznowienie Main Offender z 1992 r. – drugiej płyty Keitha Richardsa z X-Pensive Winos – przybliżył mi w rozmowie sam autor. A jego urokowi trudno się oprzeć. Jeśli napisano już Zen i sztukę obsługi motocykla, to w oparciu o życie tego człowieka powinno się napisać coś na kształt Zen i sztuki obsługi telecastera. Richards nagrał ten album dokładnie w takim wieku, w jakim sam dziś jestem, więc jego motywacje i energia są dla mnie w dwójnasób ciekawe. Z Talk Is Cheap sytuacja była jasna: chodziło o ściganie się z kolegą z zespołu, Mickiem Jaggerem, który zaczął solową karierę. Tyle że Richards zamiast tylko eksponować własne nazwisko założył od razu nowy zespół. Na Main Offender nie ma już podobnych ambicji – Stonesi wrócili na sam szczyt, zagrali po Steel Wheels gigantyczną stadionową trasę, która miała (niestety, na gorsze – pisałem o tym również na łamach POLITYKI) na całe dekady zmienić biznes koncertowy. I w tym momencie Richards wraca do tego samego zespołu, z którym nagrał kilka lat wcześniej lubiane przez krytykę, ale dalekie od sukcesów Stonesów Talk Is Cheap. Po co?              

Najprostsza odpowiedź na to pytanie jest krótka: żeby sobie pograć. I nie udziela jej sama płyta. Choć słuchany dziś Main Offender ma mnóstwo wdzięku wynikającego z różnorodności (od boogie graniczącego z hard rockiem, przez R&B, aż po delikatne reggae), przynosi mnóstwo ożywczego luzu (nie słychać presji aranżacyjnego zabudowywania gitarowych szkiców) i parę niewątpliwych hitów, których fani Stonesów mogli żałować: przede wszystkim Eileen (którego – jak poświadcza Keith w rozmowie – żałował sam Jagger) i Hate It When You Leave, być może lepszy niż wszystko, co w latach 90. wypuścili Stonesi. W każdym razie w bezpośrednim starciu z Anybody Seen My Baby? moim zdaniem wygrywa – już o samą długość miękkiego perkusyjnego intro Steve’a Jordana. A jeśli ktoś rzuci argument „przecież jeszcze Love Is Strong„, to przecież i tu ma Love Is Strong w postaci… Wicked As It Seems. Po zsumowaniu kolejnych wyróżniających się utworów – z Demon czy mojego zahaczającego o Dire Straits guilty pleasure w postaci Yap Yap – wyjdzie na to, że to w ogóle zestaw mocniejszy niż propozycje Richardsa ze Stonesami w tamtej dekadzie. Choć widziałem ten zespół na scenie w latach 90. dwukrotnie i zdecydowanie dawał radę. No i z poprawką na to, że Keith jest jednak mniej charakternym i w ogóle słabszym wokalistą niż Jagger, ale to żadne odkrycie.    

Prawdziwej odpowiedzi na zadane na wstępie pytanie udziela koncert Winos Live in London 1992, który dodano do tej edycji albumu Main Offender. I bez niego tego wydawnictwa nie kupujcie (jest w edycji dwupłytowej i w kolekcjonerskiej, limitowanej). Richards twierdzi, że zapomniał, że w ogóle nagrywali tamten koncert z krótkiej trasy promującej album jesienią 1992 r. (wklejam powyżej sfilmowany występ z tego okresu). A rzecz – składająca się głównie z repertuaru Winos, choć z trzema wyjątkami z repertuaru The Rolling Stones (Happy, Gimme Shelter i Before They Make Me Run) – pokazuje już zupełnie inny kierunek niż ten znany z występów Stonesów. Tu nie chodzi o upakowanie występu hitami, tu chodzi o swobodne wariacje na ich temat. To jest zespół grający w zamkniętej sali, przy mniejszej publiczności (jedno i drugie może być pociągające dla kogoś, kto akurat skończył wyczerpujące stadionowe tournee), a przede wszystkim – nie do końca uwiązany potrzebami tejże widowni. Jest w tym dużo luzu, solowych popisów i pewnie jeszcze coś z tego uczucia, które pewnie rośnie w drugiej połowie życia, gdy wszystko toczy się już lżej, o ile tylko zostało odpowiednio rozpędzone wcześniej. I pozytywny rodzaj kryzysu wieku średniego: muzyk, który bardzo wcześniej zrobił gigantyczną karierę i grał przez lata w tym samym zespole, chciałby jeszcze poznać smak nieco innego życia, pozbawionego tej presji, którą stwarza tamten stały (i bardzo mocno jednak biznesowy) układ. 

Swoją drogą – chętnie bym się wybrał na koncert X-Pensive Winos. A przy tym muszę zauważyć, że Stonesi, którzy jako wyjątkowo długowieczna formacji mieli już w karierze niemało szczęścia, nie będą mieli źle z Jordanem w składzie. Richards – za namową samego Wattsa przecież – przytrzymał na zapleczu naprawdę wspaniałego następcę. 

KEITH RICHARDS Main Offender (Deluxe Edition), Mindless/BMG 1992/2022