Coraz wyższa średnia
Jaka jest różnica między świetnymi piosenkami źle wyprodukowanymi, zaaranżowanymi i nagranymi a średniej klasy piosenkami, które wyprodukowane, zaaranżowane i nagrane są perfekcyjnie? Te pierwsze pozostają świetne na papierze, a tych drugich – mimo że drugorzędne – chce się słuchać. A fenomen naszych czasów polega na tym, że poziom produkcji się podnosi, co sprawia, że – zupełnie inaczej niż w pierwszych tygodniach Polskiego Ładu – klasa średnia muzycznego świata ma się świetnie. A to napędza streaming, playlisty, no i oczekującego stałego dopływu nowych wydawnictw słuchacza jest w stanie wyżywić na co dzień. Stąd takie albumy jako Hop Up (PIAS) Orlando Weeksa, frontmana The Maccabees, którego słuchałem z dużą przyjemnością, choć pewnie za kilka tygodni zapomnę.
Nathan Jenkins, znany też jako Bullion, który odpowiedzialny jest za brzmienie nowego albumu Weeksa, pisał, że w kwestii przyjemności z pracy było to 10/10. Rzeczywiście – nie słychać na tej płycie znoju, aranżacje kreślone są pewną i dość minimalistyczną kreską: brzmienia syntezatorów, basu i odzywającej się od czasu do czasu gitary budują klimat kojarzący się błyskawicznie z art popem lat 80. W najlepszych momentach – jak No End To Love czy Bigger – zbliża się to mocno do Talk Talk i The Blue Nile. Czasem tez przypomina równie wyszlifowane (choć realizowane z większym rozmachem) produkcje Johna Granta. A nawet w najsłabszych zachowuje sporo powściągliwej elegancji. I może nie każdemu wokalny styl bohatera przypadnie do gustu, ale trudno nie uznać, że założeniem było stworzenie płyty nietrudnej w odbiorze, a zarazem nieodstraszającej banałem. I to się akurat udało.
Nieco inny wymiar wysokiej średniej i inny rodzaj wyrafinowania znajdziemy na epce Ryleya Walkera So Certain (Husky Pants). Tutaj warto się skupić w pierwszej kolejności na misternej pracy gitar i ciekawej konstrukcji utworów. Pod tym względem zaskakuje już So Certain Tall Tales, łączące elementy prog-folkowej pieśni i riffów niczym z nagrań Richarda Dawsona oraz bardziej rozbudowane pasaże gitarowe zmierzające w stronę chicagowskiego post-rocka. A w kolejnym, Trace Ghosts, usłyszałbym z przyjemnością wokale Bonniego ‚Prince’a’ Billy’ego, do którego stylu też tu niedaleko. Płytę zresztą – znowu bardzo dobrze – nagrano w Chicago, eksponując granie na setkę i delikatne, ciepłe przestery. Jest krótko, ale dość różnorodnie (na koniec mamy nawet mocniejszy rockowy akcent) i bez wypełniaczy. Ciekaw jestem wersji winylowej tego wydawnictwa, z czterema utworami nagranymi w czysto analogowym torze na 45 obrotów. Ale czy kupię? Wysyłana ma być w sierpniu, a do tego czasu mogę nie tylko zapomnieć o tej płycie, ale jeszcze – znając pracowitość Walkera – usłyszeć go na dwóch albo trzech kolejnych. Na wysoką średnią pracuje się od stycznia.
Komentarze
Takie utwory wyłączam po 3 nutach, no może 30. Nawet mój sprzęt klasy wyższej .) nie powoduje, że mam ochotę dalej ich słuchać. Zdecydowanie wolę te ciekawsze, nawet gorzej (czasem=ciekawiej) zrealizowane.
Jeżeli jesteśmy przy Ryley Walkerze to warto posłuchać nowej płyty Garcia Peoples,, Dodging dues (No quarter)
”, której produkcją zajął się Matt Sweeney i słychać to w brzmieniu sexstetu z New Jersey. Siedem utworów utrzymanych w dość eklektycznym klimacie, począwszy od mocnego rocka (echa Thin Lizzy), poprzez indie, aż po folk – prog (Jethro Tull). Nie jest to jednak czyste zrzynanie z wymienionych zespołów, albowiem Garcia Peoples kreują tutaj coś swojego, oryginalnego.
https://garciapeoples.bandcamp.com/album/dodging-dues
@rufus swell –> Zgadzam się, warto się zainteresować tą płytą.
Pierwszy utwór („So Certain Tall Tales”) – ja też takie szybko wyłączam. Dopiero w drugiej połowie się coś dzieje. Słyszę echa jazzowego prog-rocka wczesnego King Crimson, ale ogólnie to bardziej coś zbliżonego do polskiego Glass Island.
„Trace Ghosts” lepszy. Fragmentami przypomina mi m.in. „I Want You (She’s So Heavy)” The Beatles. Wokal ciągnie całość w dół.
„Second Strand” – znowu typ utworu, który zwykle szybko wyłączam. Gdzieś tam później ciekawsze zagrywki, ale jedna jaskółka… Nawet dwie… Przekładaniec grania ciekawego i mdłego. Nie ma tu utworów będącymi wypełniaczami – są wypełniacze wewnątrz utworów.
Tego mocniejszego rockowego akcentu na koniec już nie ocenię, ale sam fakt, że tam jest, znowu przypomina mi Glass Island:
https://glassislandpoland.bandcamp.com/album/secular-ep