Sam początek lawiny
Są takie momenty, gdy praca w redakcji procentuje po latach. Weźmy rok 2000. Ukazuje się album The Avalanches Since I Left You. Wtedy jest po prostu czystą przyjemnością, radosną, olśniewającą zbitką gęsto poklejonych sampli z setek, jeśli nie tysięcy nagrań, wydaną przez jakichś nikomu nieznanych Australijczyków. Z mało znanymi zespołami jest tak, że można z nimi pogadać. Dzwoni dziennikarz z Europy i pytają: Słuchają tam nas? Owszem, macie przecież świetne recenzje w Europie Zachodniej – odpowiadacie. A jak z Europą Wschodnią? No, u nas była niezła. Fakt, do tej pory można znaleźć w info o płycie informację, że dostali „Typ Machiny” i wyjątkowo wysoką ocenę 4,5 klucza. W każdym razie właśnie ukazał się 4-płytowy winylowy box (i podwójne CD) z tą płytą w wydaniu specjalnym, rocznicowym, takim dla dzisiejszego średniego pokolenia, które słuchało debiutu The Avalanches będąc pokoleniem całkiem młodym. Tylko dlatego przyszło mi do głowy, żeby fragment tamtej rozmowy wykopać z przepastnych archiwów. Płyta była cudowna, ale nie miałem pojęcia, jak się będziemy do niej odnosić po 20, a de facto już nawet 21 latach.
No właśnie – fragmencik powyżej, w wersji audio, żeby nie było, że konfabuluję. Rozmówcą był Tony Di Blasi, bardzo miły, choć ewidentnie odebrał gdzieś na mieście, bo słychać z tyłu hałasy. Na kasecie z nagraniem tego wywiadu miałem namazane flamastrem „2000”, ale to chyba musiał być rok 2001, bo dopiero wtedy ukazała się europejska wersja płyty, a polski dystrybutor dopiero mógł umawiać rozmowę. Właściwie to przestałem być pewien, czy myśmy ją wtedy w ogóle opublikowali. W połowie roku 2001 żegnałem się z „Machiną” i odchodziłem do „City Magazine”, rozmowa została nagrana jakoś dokładnie w tym momencie. Spisanej wersji nie mam w swoim archiwum. Może ktoś pamięta? Ma pod ręką rocznik 2001? W każdym razie Di Blasi opowiadał o mozolnym trybie tworzenia tych kompozycji (nie jesteśmy jak Brian Wilson). A potem o tym, jak z Robbiem Chaterem zaczynali od grania punka na organach. Ale najbardziej mnie rozczuliło, wywołało temat i doprowadziło do publikacji niniejszego mikrowpisu to, że współzałożyciel grupy opowiada o tym czym się będzie różnił kolejny album The Avalanches, dlaczego będzie inny i… że już nad nim pracują. Jeśli ktoś nie złapał dowcipu, tłumaczę: druga płyta The Avalanches ukazała się po 16 latach.
W każdym razie odświeżam sobie to The Avalanches (było na Polifonii kilka wpisów o kolejnych albumach grupy – łatwo znaleźć) i muszę przyznać, że brzmi to tak samo radośnie. I nerw ten sam. Dalej spokojnie na 4 i pół klucza, co przekładałoby się dzisiaj na 9/10. W wersji deluxe jest jeszcze tona remiksów, ale nie będę kupował tego po raz drugi tylko dlatego, że mam tyle miłych wspomnień związanych z tym albumem. Za to jeśli się okaże, że nigdy nie opublikowałem tamtej rozmowy, to może jeszcze uda mi się zakasać rękawy i ją spisać w całości?
Komentarze
Brytyjscy krytycy przyznali płycie wysokie 34. miejsce w setce 21 wieku: „It has the air of a piece of obsessional outsider art: 3,500 samples stitched together into a dense tapestry of goofy hip-hop and lounge pop. Miraculously, it makes a virtue of its maximalism: the title track thick with jasmine and tropical heat, Electricity jumping out of the speakers like a jack in the box.”
Przy okazji: Don Burrows (1928 – 2020r.) – ukochany jazzman Australii