Platforma dęta

Każde pokolenie potrzebuje swojej platformy. I nie mam tu na myśli tej politycznej, ale jeśli ktoś wszedł tu z tą myślą, niech na moment zostanie, bo będzie także o Polsce. Z platformą chodzi o to, że kolejne generacje muzyków potrzebują zespołów bazowych, większych formacji, przez które przewija się wielu instrumentalistów. Jesteśmy na bieżąco ze składami, które pozwalają poznać jazz przed trzydziestką (w większości): sekstetami Kamila Piotrowicza i Franciszka Pospieszalskiego czy kwintetem Tomasza Chyły. A co z piętro wyższą generacją? Co z jazzmanami przed czterdziestką? W tym wypadku najlepszy adres to wciąż Power Of The Horns Ensemble. Liderem tej wyjątkowo stabilnej, choć działającej z przerwami platformy pozostaje Piotr Damasiewicz. 

 

W nagraniach Power Of The Horns uderzała zaszyta już w nazwie formacji siła, zdmuchująca czapki z głów, gwarantowana przez podwojoną sekcję rytmiczną (dwie perkusje, dwa kontrabasy) i potężną sekcję dętą. Ta ostatnia między ważnym albumem Alaman (rozpoczął działalność wytwórni ForTune) a dzisiejszym, zatytułowanym Polska, zmieniła się trochę: zamiast Marka Pospieszalskiego gra w zespole Gerard Lebik. Niczego nie ujmując pierwszemu – dobra zmiana. Rytmiczna ulegała całkowitej transformacji – pozostał za to Dominik Wania przy fortepianie. Skład zmalał jednak łącznie z 11 do 9 osób.

Studyjna sesja zarejestrowana w radiowym S-2 (przez Michała Kupicza, o którym pisałem tu ledwie wczoraj, ale miksuje płyty co najmniej w takim tempie, w jakim ja je opisuję) po sześciu latach od koncertowej płyty przynosi muzykę wykonywaną z podobnym rozmachem, za to nawet większą koncentracją, łączącą dwa żywioły. Pierwszy to brzmienie afroamerykańskich (Art Ensemble of Chicago) i europejskich orkiestr awangardowych. Drugi to romantyzm – specyficznie rozumiany, zwykle także mocno akcentowany, choć pojawiają się tu (w tytułowej Polsce) fragmenty rzadkiej delikatności i liryzmu bliskiego Alice Coltrane (przede wszystkim za sprawą fortepianu Wani). 

Hasło Make Polish jazz great again, rzucone na stronie wydawcy Damasiewicza (stale wysokich lotów Astigmatic Records) – trawestacja wyborczego sloganu Trumpa – brzmi tu jak mocna prowokacja. Narodowe odniesienia do bohaterów jazzowych trzech pokoleń – od Komedy i Stańki, przez Szukalskiego, po Wojtasika – wydają się znaczące, a data nagrania, okres kolejnej rocznicy wybuchu powstania warszawskiego, buduje atmosferę martyrologicznego manifestu. Wzmaga ją słowo wstępne Damasiewicza. Lider oddaje hołd wybitnym muzykom, którzy odeszli, tradycjom polskiej muzyki jazzowej, a opisując ciężki groove utworu Kleofas, odnosi go do industrialnego klimatu górniczych Katowic. Wydaje się, że trudno będzie tego słuchać w pozycji innej niż na baczność i zakończyć inaczej niż narodowym hymnem. Ale tak nie jest. Choć, swoją drogą, hymn w wykonaniu Power Of The Horns? Słuchałbym.

 

W rzeczywistości romantyzm jest powściągany – choć mocno słyszalny w partiach trąbki, choćby w utworze tytułowym, którego pierwsza część rzeczywiście dość gładko wpisuje się od razu w wielką historię polskich jazzowych przewag. Nawiązania do tradycji polskiego jazzu wydają się to zresztą czymś na prawach konwencji przejmowanej od Afroamerykanów, powołujących się chętnie i często na tradycje czarnoskórych ojców założycieli poszczególnych nurtów. A całość ma charakter zwarty i pełen dyscypliny (jej przykładem jest niewątpliwie zwięzła studyjna wersja znanego już z Alaman utworu Psalm For William Parker). Całość odbieram natomiast nie jako świadectwo narodowego myślenia w jazzie, co raczej jako dowód na to, że polski jazz jest jednym z nielicznych miejsc w polskiej muzyce – a nawet w całej polskiej kulturze – w których panuje dość powszechna zgoda i akceptacja co do tradycji. A kolejne pokolenia nie negują dokonań Stańki czy Komedy, tylko je przejmują i budują dalej na nich własną muzykę. Tak jest w przypadku Power Of The Horns. Nie chciałbym, żeby to zabrzmiało patetycznie, ale po słowiańskim EABS, a przed zapowiadaną płytą-hołdem dla historii polskiego jazzu Wojtka Mazolewskiego, album Damasiewicza brzmi trochę jak przypomnienie, że może takie miejsce jak jazz jest jakąś czystą i nieskażoną konfliktami (przynajmniej w tym stopniu, w jakim rozbrzmiewają spory o polskie kino czy literaturę) platformą porozumienia.   

Poza wspomnianą pierwszą częścią Polski, która wzrusza najbardziej, temat utworu zwartego i stosunkowo krótkiego utworu Billy wydaje się najatrakcyjniejszą etykietą dla całości, a mocarny, punktowany przez sekcję dętą motyw Psalmu dla Williama Parkera uderza jednak najmocniej. Jesteśmy w tej wizji Polski, która jest częścią świata, a nie w tej części świata, dla której nawet część własnego kraju jest partią zewnętrzną. 

PIOTR DAMASIEWICZ & POWER OF THE HORNS ENSEMBLE Polska, Astigmatic 2019, 8/10