3 płyty, których warto posłuchać w tym tygodniu

Premierowy tydzień, który zacząłem od obśmiewania Imagine Dragons (trochę dzieci wydających płytę w tym samym tygodniu Muse i wnuczki Queen – przy spadającej z pokolenia na pokolenie inwencji) i od chwalenia barokowego lutnisty grającego mroczny folk, okazał się ciekawy przede wszystkim w szeroko rozumianej muzyce elektronicznej. Mam trochę zaległości, dlatego wkrótce będzie jeszcze o paru kolejnych płytach. Dziś trzy, które – w większości bezwarunkowo – mogę polecić jako plaster na bolące gardła i uwierające sumienia po wczorajszych ekscesach patriotycznych. W końcu świętujemy „dzień po”. Swoją drogą – gdzie jak gdzie, ale u nas Święto Dnia Następnego mogliby wprowadzić na stałe.

FÉLICIA ATKINSON & JEFRE CANTU-LEDESMA Limpid as the Solitudes, Shelter Press
Każde z tych nazwisk z osobna znaczy dla mnie ostatnio dużo, podobnie jak nazwa Shelter Press. Współpraca francuskiej eksperymentatorki i kalifornijskiego speca od zaszumionych, odrealnionych brzmień musiała się kończyć czymś atrakcyjnym. Za tonami inspiracji, które wymieniają, kryje się album kapitalnie przestrzenny. Większość elementów ukrywa się pod gęstą kołdrą drżącego dronu na pierwszym planie, trochę jakbyśmy słuchali odgłosów otoczenia zza grubych firanek: są głosy, proste elementy syntezy rodem ze studia eksperymentalnego, sporo nagrań terenowych, akustyczne partie fortepianu. Wszystko z umiarem, delikatne – brzmi jak wspólny projekt La Monte Yonga i Luca Ferrariego, w którym ten drugi chce nas oprowadzić po fascynującym świecie dookoła, a drugi w tym samym momencie chce nas zahipnotyzować (Her Eyelids Say). Przebojów tu nie szukajcie, ale All Night I Carpenter to czyste piękno i dużo wskazuje na to, że się spotkamy w jakichś podsumowaniach.

SZUN WAVES Live from Space, Szun Waves
Autorzy sensacyjnej space-jazzowej płyty uwspółcześniającej styl Johna Surmana, czyli trio Szun Waves, nagrało dwa utwory z tegorocznego albumu – Constellation i Temple – w jeszcze potężniejszych, dużo dłuższych (ponad 16 minut każda) i zaskakująco dopracowanych wersjach koncertowych. Występ miał miejsce w galerii Space w Londynie w sierpniu tego roku i jest bezbłędną reklamówką rozpoczynającej się 21 listopada europejskiej trasy, która niestety omija Polskę. Jak na reklamówkę przystało – cena dowolna. Ale twierdzę, że za coś takiego warto zapłacić.

TĘSKNO Mi, PIAS
Ciepłe i marzycielskie piosenki nowego polskiego duetu Tęskno opowiada już właściwie sama nazwa zespołu. Tworzą go Hania Rani i Joanna Longić, które całymi garściami wprowadzają na polską scenę pop klasycznie traktowaną kameralistykę – cały zestaw utworów został świetnie rozpisany na głosy, fortepian i kwintet smyczkowy. Nie brak w tym 54-minutowym materiale momentów równie ujmujących co singlowa Mapa (choćby Galop i Mięsień, utwór Razem z Duitem już chyba dobrze znany), jak na nową markę Tęskno szybko wypracowały swoje rozpoznawalne brzmienie, choć wokale mogłyby być nieco mniej zatopione w całej reszcie aranżacji i bardziej wyraźne. Bo opowieść jest długa, brzmieniowo jednorodna i jako słuchacz instynktownie szukam punktu zaczepienia w tekstach. To jest ta strona, którą – moim zdaniem – warto rozwijać.