Ministerstwo złej kultury

Mój oficjalnie ulubiony minister kultury, działając na podstawie przepisów, które nie przewidują takiego trybu działania, i po zasięgnięciu opinii Rady Programowej PISF, która to opinia była krytyczna, odwołał szefową instytucji zawiadującej polskim przemysłem filmowym (Magdalena Sroka), która to instytucja miała być dokładnie i ustawowo odseparowana od decyzji rządowych*. A ponieważ wcześniej minister zabierał już festiwalom teatralnym dotacje, które sam przyznał, i zwalniał szefów instytucji kulturalnych w sposób, który kwestionował sąd pracy (Paweł Potoroczyn), trzeba sobie uświadomić, że skuteczność jego decyzji dawno już wyszła poza krępujący garnitur praktyk, które można by opisać jako kulturalne. Ale można je za to opisywać jako swoistą sztukę. Bo działając na podstawie czegokolwiek, minister potrafi dziś zrobić właściwie cokolwiek komukolwiek, a ktokolwiek miałby z tym jakikolwiek problem i jakkolwiek by się wzburzał, może tylko siedzieć i patrzeć jak wryty. Zresztą czasem nawet lepiej, żeby już nic nie robił.

Dlaczego? Bo gdy już taki wzburzony człowiek pisze list oburzenia do organizacji zagranicznej, to potem popełnia w nich ośmieszające błędy. Gdy komponuje i pisze piosenki przeciw tamowaniu wolności artystycznej, to takie, którym wolna internetowa społeczność najchętniej postawiłaby tamę. Gdy taki wzburzony człowiek występuje przeciwko cenzurze na okładce gazety, to wygląda, jak gdyby nie miał wolności wypowiedzi codziennie od rana na łamach wciąż najbardziej poczytnych tytułów i antenach wciąż najchętniej słuchanych stacji. Gdy wzburzony człowiek krytykuje decyzje niekonstytucyjne, składa zarazem kurtuazyjne wizyty wydającym podejmującym te decyzje organom. Gdy latami apeluje o wolność, jeździ (też latami) bez prawa jazdy. Gdy rozpętuje masowe ruchy protestu, ma nieuregulowane kwestie świadczeń alimentacyjnych, a kiedy zakłada nowoczesne partie opozycyjne, samemu zachowuje się w sposób bardziej staroświecki niż ci, przeciw którym występuje. I tak dalej.

Problem w tym, że manifestujący przeciwko złym praktykom człowiek jest rozliczany z tego, co sam praktykuje, podczas gdy człowiek wprowadzający złe praktyki jest rozliczany tylko ze skuteczności swoich złych praktyk.

Spójrzmy na to jednak z innej strony: to mój ulubiony minister będzie sobie musiał radzić ze swoją decyzją. Bo w życiu ministra jest tak, że trzeba czasem koło kogoś stanąć, domyślając się nerwowo, co też o nas myśli – a z listem otwartym środowiska filmowego przybyło ministrowi grubo ponad 400 takich ktosiów. A przy tym jest ryzyko, że ci pozostali, bardziej zgodni z wolą ministra, jeśli nagle – po dopełnieniu zmian w PISF – obłożeni zostaną dotacjami, nie będą mieli nawet czasu stawać dla samego stawania. Trzeba będzie im za stawanie obok ministra dodatkowo dopłacać, zatrudniając do tego choćby Polską Fundację Narodową.

Czy to protesty, czy uległość twórców – bo po stronie kultury reakcje są często jak u późnego Houellebecqa (szef SFP uznał na przykład, że choć decyzja ministra Glińskiego jest bezprawna, to ją emocjonalnie rozumie) – prowadzi do jednego. Do tym większej koncentracji wsparcia państwowego dla dzieł i twórców z linii popieranej, a te mają na tym etapie największy potencjał demontażu systemu. Chodzi mi o takie zrealizowane projekty jak film Smoleńsk, recital Jana Pietrzaka w Opolu czy jubileusz 25-lecia disco polo na antenie TVP. Powinno się je, w mojej opinii, powtarzać jak najczęściej. Na zmianę z koncertami Contra Mundum i publicznymi występami Wojciecha Cejrowskiego. Instytucjonalne wsparcie powinno windować i tak już podniosłą do granic możliwości poezję Wojciecha Wencla. I koniecznie pompować ego kręcących się zawsze koło ministerstw drugorzędnych artystów, którzy uważają się za wieszczów. Aż do oporu materii.

Dlaczego? Bo złym praktykom powinna towarzyszyć odpowiednio zła oprawa. Bo złe praktyki prędzej obali równie zła kultura niż jakieś tam demokratyczne, równościowe, formalistyczne fanaberie. Gdy tak patrzę na najwybitniejsze dziś postacie polskiej muzyki, sztuki, prozy czy kina, to widzę kulturalnych i otwartych ludzi, nieskorych do rękoczynów i w większości nienadających się do głodówek i protestów, a nawet do manifestowania, więc niech już lepiej robią swoje – wymyślają i piszą cokolwiek, publikując to w jakikolwiek sposób, choćby i po zbiórce pieniędzy, co w środowisku teatralnym ostatnio wychodziło. Bo wzmaga kreatywność u innych taka państwowa, karmiona odpowiednio dużymi funduszami zła kultura.

Sam z produkcji tej ostatniej będę mojego ulubionego ministra rozliczać bezwzględnie, opisując ją na swoim blogu. Dawać mi ją!

Do tekstu załączam powyższy link do nowej płyty Macieja Maleńczuka z piosenkami Wojciecha Młynarskiego. Dla wokalisty czasem miałem parę słów krytyki, można więc się było spodziewać, że hasło „złej kultury” to dla niego. Nic z tych rzeczy. Tym razem zestaw piosenek przyjąłem z aplauzem. Z dwóch powodów – po pierwsze dlatego, że był trudny do zepsucia (Co by tu jeszcze… mógł śpiewać Młynarski – ale nie inni o nim), po drugie – bo Maleńczuk w konkretnym momencie wzmożenia politycznego na przełomie 2016 i 2017 roku wybrał teksty w sposób czujny i spójny. A potem zinterpretował je ze zręcznością. Wziął te, które nie tylko nie tracą, ale wręcz zyskują nowe znaczenia – a realia działają na jego korzyść. Tak jest z Maratonem Sopot-Puck, Mam zaśpiewać coś o cyrku czy Szajbą (gdzie Maleńczuk sprytnie ubezdźwięcznił w tekście słowo „bis!”), ale nade wszystko uważam za wybitną zasługę Maleńczuka wyciągnięcie tu jednej z późniejszych piosenek Młynarskiego, czyli napisanej gdzieś na początku nowego wieku Nowej jElity o chorym, który chodzi po lekarzach:

Aż tu nagle pewien lekarz zmienił zdanie,
puls pomacał i diagnozę taką strzelił:
„Proszę pani, proszę pana,
tu potrzebna jest wymiana,
tu potrzebna wreszcie jest wymiana jelit!”

I dalej:

I tak myślę sobie, kończąc ten kuplecik,
że nasz lekarz będzie eksperymentował
i jak dobrze się postara,
to choroba będzie stara,
lecz jelita – to się nam szykuje nowa…

Maleńczuk zrobił swoje i wolę to niż kolejną manifestację. Śpiewać potrafi, zaproszeni muzycy nie przeszkadzają na pewno – repertuar Młynarskiego nie jest zresztą pod tym względem wymagający – nagrane jest to porządnie, więc załączam z dedykacją dla mojego ulubionego urzędu.

MACIEJ MALEŃCZUK Maleńczuk gra Młynarskiego, Sony 2017, 7/10

*Działając na podstawie przepisów art. 14 ust. 6 w zw. z art. 10 ust. 1 ustawy z dnia 30 czerwca 2005 r. o kinematografii (Dz. U. z 2016 r., poz. 438, z późn. zm.), po zasięgnięciu opinii Rady Programowej PISF, Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego odwołał Magdalenę Srokę z funkcji dyrektora Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej – cytuję za komunikatem ze strony mkidn.gov.pl. Tutaj można znaleźć tekst ustawy.