Wygrali z Syrią
Chciałem zacząć nowy rok od zaproszenia na charytatywny koncert dla Aleppo w Polinie, ale spóźniłem się ledwie o dzień i widzę, że bilety właśnie się sprzedały. Rok w muzyce zaczyna się w każdym razie od Syrii – trochę tak, jak się kończył. Przypomnę, że w zorganizowanej błyskawicznie akcji „Niezal dla Aleppo”, w której wzięło udział sporo małych niezależnych wydawców muzycznych (przeznaczając dla organizacji pomagających Syrii dużą część, a czasem i całość dochodów ze sprzedaży w weekend 17-18 grudnia) zebrano jakieś 20 tys. zł. A tuż przed świętami ukazał się w końcu nagrany latem album Africa Express The Orchestra of Syrian Musicians & Guests, którego słuchałem przygotowując te wszystkie publikowane ostatnio podsumowania. I było to oczywiście trudne ćwiczenie z oddzielania sztuki od kontekstu.
Pierwotny kontekst był zresztą trochę inny. Koncert, którego nagranie dostajemy na płycie, odbył się latem w Londynie, w innej fazie wojny domowej. Syryjscy muzycy z tamtejszej orkiestry narodowej i chóru, rozdzieleni podczas wojennych wydarzeń, zostali zebrani na powrót przy okazji tego przedsięwzięcia przez organizację Africa Express, współtworzoną przez Damona Albarna, i sprowadzeni do Europy. Zagrali kilka razy – w tym na festiwalu Glastonbury. Przygotowania zaczęły się jeszcze wcześniej, bo projekt był finansowany z funduszy na obchody stulecia I wojny światowej. Raz jeszcze zwróćmy uwagę na sposób myślenia, żeby nic nie umknęło polskim urzędnikom zajmującym się zbiorową pamięcią: wielka rocznica związana z tragicznymi dla Brytyjczyków wydarzeniami historycznymi staje się tu okazją nie do apelu poległych, tylko do tego, żeby zwrócić uwagę na aktualną tragedię na Bliskim Wschodzie.
Przedsięwzięcie od strony logistycznej było trudne – pojawiły się problemy z wizami, a potem z przewiezieniem na czas kilkudziesięciu muzyków z Syrii. Skończyło się w ten sposób, że wieloletni korespondent zagraniczny brytyjskiej prasy Ian Birrell, drugi z założycieli Africa Express, wyczarterował dla nich samolot. I całe szczęście, bo nie byłoby bez tego ani występów, ani samej płyty, zbierającej fragmenty koncertów z Amsterdamu, Londynu, Stambułu i Roskilde, ale układające się w dość spójny, dobrze wymyślony program, podczas którego orkiestra i chór przedstawiają się tradycyjną muzyką arabską (wykonywaną tu z rozmachem, ale niewątpliwie trudną do sprzedania osobno), by później towarzyszyć gościom specjalnym. Wśród tych ostatnich są gwiazdy z Zachodu – od Paula Wellera z dodatkowym akompaniamentem grającego na korze Seckou Keity, a do tego z miękkimi, płynącymi partiami orkiestrowej aranżacji, przez samego Albarna, po Julię Holter z jej świetnym Feel You z ostatniej płyty. To gwiazdorskie występy, ale muzycznie przygotowane w najdrobniejszych szczegółach – mocniej wybrzmiewający tu jako antywojenny song Out of Time z wirtuozowską partią ngoni (Bassekou Kouyate), a później rewelacyjny koncert bliskowschodnich raperów w znanym z repertuaru Gorillaz White Flag. Nie widać w tym kiksu – w końcu Albarn w okresie Plastic Beach współpracował właśnie z tymi syryjskimi muzykami, występującymi jeszcze jako Syrian National Orchestra for Arabic Music, jest to zatem dla niego naturalny kierunek. Nie słychać też kiksu w samej muzyce, bo syryjscy instrumentaliści, przyzwyczajeni do rytmicznej dyscypliny muzyki arabskiej, świetnie się sprawdzają jako grupa grająca rozrywkowy zachodni repertuar. Na ma wreszcie kiksów na poziomie produkcji – materiał brzmi oczywiście dużo lepiej niż klipy z poszczególnych koncertów dostępne w sieci.
Dramaturgię ten płytowy koncert ma, choć początkowo wydawało mi się – w naturalny sposób – że oparta jest na bliższych mi występach Albarna czy Holter. Akcenty są – jak to zwykle bywa w wypadku przedsięwzięć Africa Express – rozłożone równiej niż się z pozoru wydaje. Bo za chwilę okazuje się, że do tych najmocniejszych akcentów należy też występ Mounira Troudiego, sufickiego jazzmana z Tunezji. A wychwalana za zeszłoroczny album mauretańska wokalistka Noura Mint Seymali jest przecież postacią dorównującą charyzmą Holter i też wykonuje swój znany z albumu przebój Richa. Jej popisy melizmatycznego śpiewu zbierają zresztą nie mniejszy aplauz niż piosenka Amerykanki. Słuchacz wychodzi z tego nie tylko oczarowany, ale i zainspirowany do dalszych poszukiwań. Po raz kolejny udało się więc brytyjskiej organizacji nie tylko zrealizować trasę koncertową i wydawnictwo, ale w pewnym stopniu wygrać sezon dobrze wybranym tematem – trochę jak w ubiegłym roku przy okazji legendarnego już pięciogodzinnego koncertu na Roskilde. I po raz kolejny udało się to zrobić gestem nienachalnym, w niczym nieprzypominającym spektakularnej telewizyjnej charytatywy lat 80. A słuchacz – cóż, wychodzi na to, że nie będzie w stanie w tym wypadku oddzielić sztuki od kontekstu dłużej niż się wydawało latem. Ale nie powinien odejść rozczarowany.
RÓŻNI WYKONAWCY Africa Express Presents…. The Orchestra of Syrian Musicians & Guests, Transgressive 2016, 8/10