Taktyka chowania Keitha Richardsa
Wyobraźnia to czysta magia. Weźmy problem uchodźców: jedyne, co się liczy w dość zawstydzającej kłótni na ten temat, to gorączkowe wyobrażenia na temat uchodźców, bo o samym problemie wiemy w Polsce niewiele więcej niż o UFO. Albo obietnice wyborcze: wiemy już dobrze, że powszechnie nie są spełniane, ale wyobrażamy sobie, kto jest w stanie nie zrealizować swoich obietnic w bardziej godny sposób, okazując wyborcom odrobinę szacunku. Wreszcie nowa płyta Keitha Richardsa – już za dwa dni tu będzie, na razie jest jednak najpilniej strzeżoną płytą roku i niewiele mogę o niej powiedzieć. Mogę sobie jednak – dzięki pewnej wyobraźni – wyobrazić, dlaczego nie ma sensu rozbudzać wielkich nadziei. I skąd się wzięła ta taktyka chowania Keitha.
Wygląda na to, że album Crosseyed Heart jest wręcz najlepiej zabezpieczoną płytą roku. Powyższy screen z serwisu Has It Leaked? dokumentuje stan na wczoraj. Płytę zapowiedziano przynajmniej dwa miesiące temu, pojutrze premiera, rzecz w produkcji od przynajmniej tygodni, a do sieci nie wyciekła. To sytuacja rzadko spotykana. Jedynym źródłem informacji dla biednych polskich dziennikarzy („Biedni polscy dziennikarze patrzą na Keitha Richardsa”?) są relacje z tzw. listening party w Electric Lady Studios w Nowym Jorku, na które pod koniec lipca trafiło – cytuję „New Yorkera” – kilka tuzinów ludzi, którzy zgodzili się na warunki uczestnictwa (nie wolno publikować nic na temat albumu przed określoną datą), więc część z nich opowiadała później tylko o tym, że podano wino i kanapki, a Richards pojawił się na chwilę i krzyczał, żeby dać głośniej. Z jakąż ulgą przyjąłem brak zaproszeń dla polskiej prasy muzycznej – praca w takich warunkach to musiał być istny horror.
Oczywiście pierwsze recenzje przedstawicieli owych kilku tuzinów już się ukazały. Wiemy zatem, że płyta zawiera cover Gregory Isaacs, że jest tu standard Goodnight, Irene oraz duet z Norą Jones, że wreszcie ojciec muzycznego współpracownika Richardsa, Ivana Neville’a, czyli Aaron Neville też się tu udziela wokalnie (wcześniej KR produkował mu płytę). Że grają inni członkowie sformowanej przez KR grupy X-Pensive Winos (w tym nieodżałowany Bobby Keys – to chyba jedna z jego ostatnich sesji). Że wreszcie płyta jest zróżnicowana (jak pozostałe albumy KR), z wątkami bluesowymi, ale i takimi, które mogą się kojarzyć z okresem Some Girls. Wiemy, że jest trochę przyjemnego grania KR na akustycznej gitarze i dużo jego grania w ogóle, co nie dziwi nic a nic. Will Hermes w „Rolling Stone” przyznał 3,5 na 5 gwiazdek. Tyle samo, ile ma obok nowe Duran Duran – co samo w sobie nie wygląda na wielką zachętę – ale też tyle samo, ile „RS” dał nowemu Low, nowemu The Weeknd i Miley Cyrus. Właściwie każdemu w tym tygodniu. David Fricke, wyjątkowo na łamach „Mojo”, opublikował całkiem entuzjastyczną recenzję Richardsa, sugerując, że to jego najlepszy solowy album w karierze.
Ten sam Fricke pierwszą solową płytę Richardsa Talk Is Cheap ocenił swego czasu (1988 r.) „Rolling Stonie” z pewna dozą krytyzmu (na 3,5 oczywiście), pisząc, że jest przyjemna w czasach, gdy „zbyt wiele nagrań składa się z 10 proc. pomysłów i 90 proc. remiksu”. Problem w tym, że z dzisiejszej perspektywy nie bardzo widzę na Talk Is Cheap materiał do remiksów. Po latach widać – albo słychać – lepiej, że była albumem drugo-, a może i trzeciorzędnym. Próby nadganiania trendów z pomocą Berniego Worrella, Maceo Parkera czy Bootsy Collinsa okazały się nieprzekonujące, a cała reszta – już bardziej przypominająca piosenki macierzystej grupy – słabsza niż repertuar The Rolling Stones z lat 80., które jak wiadomo były dla tej grupy gorsze niż lata 70. i 60. Nawet wyniki komercyjne Richardsa (24 miejsce w „Billboardzie”) nie powalały. Drugi album Main Offender był dla odmiany dużo słabszy i sprzedawał się jeszcze gorzej, co zapewne przyczyniło się do odłożenia trzeciej płyty solowej na później. Richards nie nagrał jej więc przez 23 lata – aż do dziś. A kiedy już nagrał, to – jak wieść niesie – z nudów. W co trudno uwierzyć, bo Stonesi słyną z wielu rzeczy, ale na pewno nie z tego, że nie potrafią sobie zorganizować wolnego czasu.
Prywatnie bardzo lubię Richardsa, szanuję jego coraz słabiej słyszalny w nagraniach RS talent do konstruowania gitarowych riffów, a jego autobiografię uważam za jedną z ciekawszych książek na temat rockandrolla w ogóle. Z przykrością stwierdzam jednak, że spodziewać się po Crosseyed Heart arcydzieła byłoby głupotą. A całe to pilnowanie albumu ma drugą, znacznie smutniejszą dla Keefa stronę. Otóż singlowy Trouble, udostępniony w naprawdę skandalicznej jakości (patrz wyżej) streamie na YouTube, przez dwa miesiące został obejrzany w tym serwisie 375 tys. razy, co pokazuje, że fanów Richardsa znacznie ubyło albo nie mają internetu. Nowy utwór The Dead Weather (grupy jednego z naturalnych następców Richardsa, swoją drogą) miał 467 tys. w ciągu trzech tygodni. Opublikowany 2 tygodnie po utworze Richardsa For Free? Kendricka Lamara zebrał prawie 3 miliony odsłuchów. Sam utwór Richardsa nie jest (o ile można to stwierdzić w tych warunkach) najgorszy, ale fakt, że nowy album nie wyciekł może świadczyć – w kontekście tych faktów – nie o genialnej kontroli przemysłowej firmy Virgin, tylko o umiarkowanym zainteresowaniu słuchaczy samą płytą.
KEITH RICHARDS Crosseyed Heart, Virgin 2015, ?/10
Komentarze
sacrum profanum trzeci czy czwarty koncert w dwójce
i ambient na całego plumkanie
rzewne melodyjki jak z dziecięcej katarynki
podpinanie się pod kompozytorów z prawdziwego zdarzenia
czekam na warszawską jesień jak na zdjęcia z new horizons.
Trudno się dziwić – to Ólafur Arnalds (tyle że melodie Chopina).
chopina było w tym tyle co na marsie wody
jak ktoś chce go słuchać(chopina)to odpala np.blechacza
a nie jakieś popłuczyny.
Prawda. U nas coraz gorzej z selekcja i calym zapleczem technicznym. Gdyby Conrad Schnitzler zyl, to nie mialby gdzie zagrac obecnie w tym naszym kraju.
Nie należę do miłośników Arnaldsa, Chopina w jego wersji (częściowo wychodzącej od znanych aranżacji) jakoś nie polubiłem, ale bez przesady – kto tu nie usłyszy Chopina, temu i Blechacz nie pomoże. 😉
w chopinie zawsze chodzi o coś więcej
niż tylko nuty w zeszycie
ten kto tego nie wie
temu nic nie pomoże
Ale na szczęście tej mądrości uczą w szkole muzycznej na poziomie podstawowym.
@ciachomagdalenka
„w chopinie zawsze chodzi o coś więcej
niż tylko nuty w zeszycie”
W disco polo jest tak samo. Też o coś więcej chodzi niż fabryczna baza rytmów i melodii w syntezatorach, nie mówiąc o jowialnych tekstach.
uczą albo nie uczą,trudno powiedzieć.
te „mądrości”jak ironicznie redaktor podkreśla
są na bogato prezentowane przez pana koleżanki i kolegów
dziennikarzy radiowej dwójki np. w audycji „kto słucha nie
błądzi” i nikt się nie obrusza,słuchamy ich z przyjemnością
a więc foszek.
Wpis o Keefie to nie miejsce na foszki, więc przyjmuję to raczej jako usprawiedliwienie. Wyrzut przekażę koleżankom i kolegom.
pewnie czytają tego bloga,
jak wielu,
to nie wyrzut przecie,
redaktor kpi.
Troche z opoznieniem zalaczam, moim zdaniem, ciekawy wywiad z Keith Richards dla NPR (National Public Radio)/Morning Edition.
http://www.npr.org/2015/09/18/440849695/and-it-bloody-well-happened-the-improbable-life-of-keith-richards
NPR zwykle publikuje wywiady w dwoch formatach: Nagranie, ktorego mozna posluchac (Listen to the Story) i drugi format to transkrypt.
Wywiad zaczyna sie dosyc komicznie. Spikerka mowi, ze lista gosci, ktorym studio pozwala palic podczas wywiadu przy drogich mikrofonach jest bardzo krotka. Ten gosc, czyli Keith Richards, jest na tej liscie.
Przyznaje, ze nie wiedzialam, ze Buddy Guy i Muddy Waters byli wdzieczni The Rolling Stones za wprowadzenie bluesa do mainstream w U.S. Calosc wywiadu jest dostepna powyzej.
Ozzy – dzieki za podanie tego miejsca.
Nie wierze w ani jedno slowo ktore wypowiada Keith! W ani jedno!
Panie Redaktorze,
Przyznaje, ze z zadowoleniem przyjelam Pana zmieniona opinie o plycie Crosseyed Heart. Kiedy sluchalam w NPR wywiad, ktory zalaczylam wczesniej, uslyszalam tylko krotki fragment pierwszej piosenki na plycie Crosseyed Heart. Gdybym nie wiedziala, ze to jest Keith Richards pomyslalabym, ze to jeden z licznych utalentowanych, malo znanych lub nieznanych muzykow z delty rzeki Mississippi. Tak wiec odetchnelam z ulga, ze zmienil Pan zdanie.
Biorac pod uwage wiek Richardsa, podobaja mi sie w wywiadzie slowa, ze „grim reaper”, czyli smierc, nie otrzymaly zaproszenia na koncerty („back stage”).
Keith Richards ciekawie opisuje przyjazn z Mick Jagger. Mowi, ze ta przyjazn wymaga naprawy, ale istnieje miedzy nimi dobre porozumienie (chemistry).
Zalaczam stary klasyk nagrany na ulicach NYC z Sir Mick i Mr. Super Cool w glownych rolach.
The Rolling Stones – Waiting on a friend
https://www.youtube.com/watch?v=MKLVmBOOqVU