Inżynieria perkusyjna i pianistyczne programowanie
Każdy w innym momencie zdaje sobie sprawę, że nie zostanie mistrzem pianistyki. Właściwie „prawie każdy”, ale różnica jest właściwie zaniedbywalna. Jedni zauważają to przy pierwszym kontakcie z klawiaturą, inni muszą w tym celu dojść do konkursu chopinowskiego. I – podobnie jak przy odrze czy różyczce – lepiej przejść ten etap w młodym wieku, bo frustracja może być ogromna. Aphex Twin najwyraźniej wyleczył się dość wcześnie, uznając, że lepiej zostać sprawnym inżynierem niż marnym pianistą, ale gdy już tym inżynierem został, zauważył, że warto raz jeszcze spojrzeć na pianistykę – z perspektywy programisty.
Trochę inaczej jest ze sztuką perkusyjną. Tu od początku kształceni jesteśmy na aktora drugiego planu. A stereotyp, w który wpycha się perkusistów oddaje nieźle przywoływany tu już (mocno średni) film „Whiplash” – pokazany w nim model kariery nie ma wiele wspólnego z muzyką, to kombinacja galer, przerzucania węgla, gimnastyki artystycznej i sztuki regulacji zegarków.
Na płytę „Computer Controlled Acoustic Instruments pt2 EP” czekałem bardzo z trzech powodów. Pierwsze dwa wyjaśnię za moment, trzeci dopiero na końcu.
Po pierwsze, niezależnie od skromnego czasu trwania (ledwie 28 minut), „Computer…” oddaje chyba lepiej niż „Syro” ewolucję stylu, upodobań i technik Richarda D. Jamesa. Wiadomo bowiem, że ostatnie lata spędził w nowym studiu, testując tradycyjne metody nagrań na mikrofon dwóch sterowanych przez MIDI instrumentów emitujących dźwięk w sposób całkowicie, hm, analogowy. Fortepian i perkusję. Ten pierwszy – bogato preparowany – słyszeliśmy już na różnie ocenianej (ale w moim mniemaniu świetnej) płycie „Drukqs” z roku 2001. Drugi Aphex Twin zdobył nieco później – tu pozwolę sobie raz jeszcze zacytować własną rozmowę sprzed kilku lat:
To dla mnie ekscytujące, że pomieszczenie odsłuchowe dobrze brzmi, bo dotąd zawsze pracowałem w byle jakich warunkach. Teraz mam wielką konsoletę, studio pianistyczne, które połączone jest z jeszcze jednym – to wypełnia wielki zestaw perkusyjny. Gra na nim robot, którego zbudował dla mnie Godfried Willem-Raes z Logos Foundation, znany konstruktor takich urządzeń. Mogę dzięki temu wydobywać dźwięk w naturalny sposób, poprzez uderzanie w dowolne przedmioty, ale programować to wcześniej komputerowo. Cała rzecz jest sprzężona z fortepianem.
Jeśli chodzi o programowaną pianistykę, Aphex przeszedł – z pominięciem żmudnego trenowania romantyków – od razu do etapu Debussy’ego i Satiego („Selected Ambient Works”), albo wręcz Cage’a („Drukqs”). Jest raczej kontynuatorem pewnych myśli, przenosi pomysły XX-wiecznych kompozytorów na grunt technologii XXI wieku. Inaczej ze sztuką perkusyjną. Wprawdzie werblowe tremola („snar2”) w wydaniu sterowanym komputerowo brzmią banalnie, pozycja artysty jest tu zupełnie inna. Aphex Twin razem z całym pokoleniem brytyjskiej sceny tanecznej lat 90. realnie wpłynęli na grę na perkusji i nie brakuje dobrych bębniarzy, którzy – jak u nas Janek Młynarski czy Kuba Suchar – budowali swój styl na maszynowej precyzji i umiejętności utrzymywania gęstych faktur perkusyjnych w szaleńczym tempie. Drum’n’bass czy garage to dziś pod względem figur rytmicznych takie same punkty odniesienia jak swing czy rock’n’roll. Tu mamy drugi powód oczekiwania: jeden z mistrzów sceny wykorzystującej automaty perkusyjne bierze się tym razem za akustyczny zestaw.
Spodziewałem się – przyznaję – więcej gimnastyki instrumentalnej, kombinacji niemożliwych do zagrania, jakie oferowały programowane nurty elektroniki lat 90., choćby drill’n’bass, również nieobcy Aphex Twinowi. Tymczasem – poza paroma wyjątkami – dostałem miniatury, który fortepian i perkusję łączą w jeden organizm i zacierają granice między funkcjami jednego i drugiego. Najbardziej fascynujące momenty tej płyty – jak „diskhat2” czy „DISKPREPT4” – traktują oba równorzędnie i dodają perspektywę programisty (dłuższe formy, w których się to nieźle udaje: „disk prep calrec2 barndance [slo]” i „diskhat ALL prepared1mixed13”) . Nie ma mowy o wirtuozerii. Ta pojawia się co najwyżej w pianistycznym przerywniku „piano un1 arpej” – i ten może świadczyć o tęsknocie za tym, co opisywałem na początku tekstu. Bo „piano un10 it happened” – śliczny, melodyjny drobiazg – to już coś, co wymyśliłby tylko ktoś, kto dawno przestał na fortepian patrzeć przez pryzmat wirtuozerii.
Arcydziełem w dyskografii Aphexa ten minialbum nie jest, pozostaje raczej próbą, ale jako próba jest dla mnie równie ciekawy, albo może nawet ciekawszy niż „Syro” (z którym zresztą znakomicie się uzupełniają). Dla kogoś, kto przez lata tworzy w nurcie często przedkładającym brzmienie nad rytm, harmonię i melodię, przyglądanie się brzmieniom akustycznych instrumentów rzeczywiście wydaje się czymś całkowicie naturalnym. To jest ten trzeci powód zainteresowania.
APHEX TWIN „Computer Controlled Acoustic Instruments pt2 EP”
Warp 2015
Trzeba posłuchać: kilku wymienionych wyżej miniatur w pierwszej kolejności.
Komentarze
Bardzo dobrze, że to się ukazało, Syro jest znakomitą płytą, ale to jednak Aphex bardzo przystępny, z nieco spiłowanymi pazurkami, tutaj Richard pokazuje, że nadal jest eksperymentatorem. Pewnie wiele osób odpuści po jednym przesłuchaniu, bo jest to muzyka wymagająca i nieoczywista, a zdecydowanie warto posłuchać wielokrotnie.
Swoją drogą ciekawe czemu Whiplash mocno średni. Mnie się ten film podobał, chociaż rozumiem, że mógł się nie podobać, choćby ze względu na dość dziwaczne podejście do istoty jazzu.
Bardzo mnie płyta zaskoczyła, bo właśnie tutaj mam wrażenie spiłowanych pazurków. „Syro” było nudną powtórką z rozrywki i mnie raczej zawiodło, natomiast nowa EPka zaskoczyła mnie swoją przystępnością, ale też właściwie brakiem odkrywczości. Nie żeby mi się nie podobało, bo słucha się bardzo dobrze, ale spodziewałem się czegoś zupełnie innego. Gdybym nie wiedział jak płyta była nagrywana, to pewnie bym się tego ani nie domyślił, ani też niespecjalnie zauważyłbym jakieś novum. Mam wrażenie, że przy odrobinie elektronicznego oszukaństwa, mógłby to zagrać zespół żywych ludzi, tymczasem chyba oczekiwałem czegoś, co na żywych instrumentach może zagrać tylko maszyna. Mam takie wrażenie, jakby żywa perkusja onieśmieliła Richarda nieco i pohamowała jego szaleństwo. Całość kojarzy mi się z tym co Brian Eno nagrywał w latach 90tych, m.in. na płytach, które waśnie wychodzą zremasterowane, a były to rzeczy przyjmowane raczej nie najlepiej.
Momentami ciekawiej, dalej i odważniej sięgali King Crimson w najlepszych momentach ciągle niewystarczająco docenionych ProjeKctów (tych z przełomu wieków – nie mylić z konfiguracjami z ostatnich lat). Tam idea była odwrotna: żywi ludzie z prawdziwych instrumentów w dużym stopniu zrobili sterowniki do elektroniki. Efekt był bardzo nierówny, ale do dzisiaj mnie intryguje i kto wie, czy nie była to najciekawsza rzecz jaką zrobili po „Discipline”.
A Aphex Twina słucha się super, lecz biorąc pod uwagę wywiad i oczekiwania – jednak rozczarowanie.
panie bartku a tak szczerze to na łiplasz to był kupiony bilecik czy sponsoring?
a tak wogóle to berdmen i łiplasz mają mają wiele wspólnego jeśli chodzi o perke.własnie wróciłam z seansu.
@marthaarrow (i @Jan) –> jeśli chodzi o filmy, to z reguły na pokazy prasowe nie chodzę, bo o filmach nie pisuję. „Whiplash” rozczarował mnie trochę pod względem konstrukcji – zobaczyłem najpierw dość mocny trailer, a potem, jak to bywa, już niewiele więcej w samym filmie. Nie mówię, że to zły film, ale trochę schematycznie zrobiony i jak dla mnie trochę zbyt jednowątkowy. „Birdmana” jeszcze nie widziałem.
@fripper –> muszę sobie odświeżyć te wznawiane płyty Eno, też wydawały mi się raczej mało porywające. Co do Frippa – ten się potrafi odradzać jak mało kto. I właśnie takiego odrodzenia oczekiwałem po tych akustycznych próbach Aphex Twina – i też w sumie nie do końca mnie usatysfakcjonowały.