To skandal, po prostu okropne, zakazać
Jakiś tydzień temu oglądałem Jana Wróbla, trochę starszego, sympatycznego kolegę po fachu, jak na antenie stacji TVN24 wcielał się w rolę człowieka, którego oburza Miley Cyrus. Właściwie konkretny klip Miley Cyrus – ten z wielką kulą do burzenia, w którym Miley biega roznegliżowana i który wyreżyserował Terry Richardson. Klip widziało 700 mln osób – plus tych kilkadziesiąt tysięcy w TVN-ie – i z pewnością komuś zaszkodził (cóż, statystyka). Ale pewnie bardziej z powodu nadwagi, jakiej się można nabawić, siedząc i w kółko oglądając, niż z powodu demoralizacji biedną Miley. Więc nie bardziej niż sam program. Teraz jeszcze dostał (klip, nie program) nagrodę na Video Music Awards, co świadczyć może o wielu rzeczach, ale niekoniecznie o upadku obyczajów czy konieczności wprowadzenia oznaczeń rozerotyzowanych klipów (redaktorzy z TVN24 odnosili się do głośnej propozycji Davida Camerona). Bo w sumie nagość prezentuje w sposób dość estetyczny, a jedyne, co mogłoby wywołać oznaczenie go specjalnym ostrzeżeniem, to parę milionów więcej odsłon i ponowna emisja w TVN24 z hasłem „stop cenzurze” wygłaszanym przez drugiego z prowadzących ów program, Romana Kurkiewicza. Wstyd tak nerwowo reagować w pokoleniu, które wymyśliło MTV i to jeszcze na antenie telewizji, zresztą stacji, która jako guma do żucia dla oczu 24h jest w dużej mierze następcą MTV.
Po pierwsze, Terry Richardson to skandalista sprzed lat. Rówieśnik Wróbla. Styl TR modny był i szokujący 20 lat temu, a dziś jego śladów szukać trzeba już pewnie nie w „The Face”, tylko w „Twoim Stylu”. Po drugie, przypomniałem sobie niedawno, że dokładnie 25 lat wcześniej, również na gali nagród VMA, Madonna dała pokaz masturbacji, przy którym lizanie młota (sic!) przez Miley można potraktować jako szokujące co najwyżej w kraju o takich zimach, że próba polizania metalu w styczniowy wieczór może się skończyć przymarznięciem. I jeśli już puszczałbym dzieciom „Wrecking Ball”, zwróciłbym im uwagę w pierwszej kolejności na zagrożenie związane z lizaniem młota, a nie z wyuzdaniem i demoralizacją. A pamiętajmy, że i po tym akcie masturbacji Madonna tłumaczyła się głównie z zarzucanych jej podtekstów politycznych tego aktu – uznano go bowiem za deklarację głęboko feministyczną. Cyrus (kto zajrzał do tekstu piosenki, musiał to zauważyć) też próbuje na swój sposób iść w tym kierunku. Bierze na warsztat przenośnię o rockowym życiorysie (kula rozbiórkowa na budowie) i też wykorzystuje ją, by pokazać kobiecą siłę w starciu z męskim ego. I co prawda ustalono, że przy pewnej prędkości kula nie byłaby jej potrzebna, to jednak robić z tego argument na rzecz cenzury lub wprowadzenia nowego rodzaju ratingów w sieci to jak zamierzać się kulą w płot.
Poza wszystkim mamy już w Polsce system ocen programów (Google też ma, o czym świadczy konieczność logowania przy tym klipie, tego zresztą dzieciom bym jednak – mimo sympatii dla The Flaming Lips – nie pokazał) i oceniane wg niego „Wrecking Ball” można by sklasyfikować jako program od lat 7 lub 12, podczas gdy takie na przykład „Miasto44” Jana Komasy (zdanie o filmie mam w sumie niezłe, myśl dotyczy tylko oceny ratingowej) zdecydowanie łapie się na najwyższą kategorię. Czy tak zostanie sklasyfikowane? Zobaczymy. Obstawiam „od lat 12” i brak zdecydowanej reakcji ze strony red. Wróbla – choć naprawdę ciekaw jestem, czy jako pedagog wypuściłby wycieczkę ze swojej szkoły na ten film.
Program „Dwie prawdy”, w którym klip Cyrus pokazano (ze ściszonym dźwiękiem, żeby było wiadomo, że chodzi o obrazek) wpisał się tym samym w linię promocji artystki, która zapewne czekała na reakcje wzburzu, bo te jako nieliczne mogą się dziś przełożyć na dużą kampanię w mediach. Podobną linię prezentowała przez lata w nieco bardziej inteligenckiej wersji Sinead O’Connor, kolejna rówieśniczka redaktora. W jej wypadku szło jednak nie o grę ciałem, ale o ataki na hierarchię kościelną. Muzycznie wychodziło jej przy tym całkiem dobrze. Zaskakująco udany debiut „The Lion and the Cobra” doczekał się niewiele słabszej kontynuacji ze sztandarowym „Nothing Compares 2U” (którego klip miał być ponoć estetycznym wzorem dla Cyrus!), a i później artystka potrafiła zaskoczyć, np. sprawnie zrobioną płytą reggae „Throw Down Your Arms”. Jej propozycja była różnorodna – a to już duża zaleta w świecie muzyki pop.
W czasach papieża Franciszka kontrowersyjnych wypowiedzi Sinead na temat kościoła dużo mniej, a płyta „I’m Not Bossy, I’m the Boss” to z pewnością jedna z nudniejszych w całym jej dorobku. Nawiązuje do pierwszych lat nagrań O’Connor, przy tym od pierwszych taktów „How About I Be Me” przypomina pod nowymi tytułami stare motywy. Są melodie, ale słychać też – bardziej niż na poprzednich płytach – próbę koniunkturalnego krążenia wokół stylistyki z początków kariery, ze szczyptą rockowego brzmienia. Koncepcyjnie album mówi znów mniej więcej to samo, co Madonna i Cyrus, tylko znów nieco innym tonem i łączy to wszystko z kampanią społeczną. Kampania ma służyć – żeby tak zamknąć to wszystko pętlą – cenzurowaniu słowa, które z punktu widzenia rozwoju debaty o feminizmie w Polsce (zatrzymaliśmy się na awanturze o słowo „gender”) jest sporą abstrakcją. Chodzi w przybliżeniu o to, by małe dziewczynki wychowywać w poczuciu tego, że prawdziwymi liderami nie muszą być chłopcy. Ciekaw jestem, czy pokażą tę kampanię – subtelniejszą niż wystąpienie Camerona w sprawie klipów – w „Dwóch prawdach” i jak skomentują. A może ograniczą się do przedstawienia pyskówki Sinead i Miley, które przy okazji się o to lizanie młota mocno się posprzeczały (Sinead uznała je za wstęp do prostytucji) i – mówiąc najogólniej – nawymyślały sobie wzajemnie oo idiotek. Jakby Sinead nie mogła po prostu zaprosić Miley do tej samej akcji.
Nie zamierzam sporu między paniami rozsądzać, ale skorzystam z całego zamieszania, by zaproponować: zbieranie płyt Irlandki zacznijcie od innej płyty, ta (poza może „Harbour”) jest zbyt letnia jak na możliwości tej wokalistki w ogrywaniu emocji. A sądów muzycznych nie szukajcie ani na MTV, ani na TVN24, które próbują wszystko podać w takiej temperaturze, że subtelność całkiem wyparowuje.
SINEAD O’CONNOR „I’m Not Bossy, I’m the Boss”
Nettwerk 20140
Trzeba posłuchać: „Kisses Like Mine”, „Harbour”, „James Brown”.
Komentarze
„stacja, która jako guma do żucia dla oczu 24h jest w dużej mierze następcą MTV” bardzo mi się podoba. i patrząc z tej perspektywy akty oburzenia – np. Jana Wróbla w sprawie Cyrus – mają dużo wspólnego z ruchami zapaśników WWF. są wyreżyserowanym teatrem wypełniającym ramówkę. mam wrażenie, że autorzy są odporni na krytykę (taką jak tutaj), bo traktują to jedynie jako więcej kliknięć, uwagi i powodów do dyskusji. smutny nam się infotainment z (szeroko pojętej) blogosfery zrobił. dla jasności, Twój krytyczny rys bardzo mi się podoba i się z nim w pełni zgadzam.
Może styl TR już dziś nie szokuje, ale on sam – już tak. Premiera teledysku odbyła się w momencie, gdy coraz więcej modelek (przede wszystkich tych mniej znanych, dla których zdjęcia TR mogły być przepustką do kariery) odważyło się opowiedzieć o trwającej od dekad przemocy seksualnej, która towarzyszyła jego sesjom. Niektóre mówiły wprost, że zostały przez fotografa zgwałcone.
Jeśli już coś mnie w tym teledysku szokuje, to nie nagość, ale współpraca z TR – zwłaszcza przy klipie do piosenki o tak anty-szowinistycznej wymowie.
@inka –> To fakt, jeśli się weźmie pod uwagę pozakamerową rzeczywistość, to Richardson dopiero zaczyna wzbudzać prawdzie kontrowersje.
Gdy ktoś nie umie śpiewać, rozbiera się. Wtedy można użyć tych dolnych warg 😛
Chaciński ty jesteś kompletnym kretynem!!!!!
@szymon –> Znanym już na Polifonii specjalistom od muzyki konkretnej dziękuję za konsekwencję. 😉
@Bartek Chacinski
Obyczajowa miarka IV RP (Kaczynskiego/Rydzyka/Macierewicza/Pawlowskiej/Kepy/Michalika i roznych innych palikotow) nie da sie ocenic Sztuki (nawet gdyby byla tylko sztuczka z Hollywood/USA).
Miley Cyrus nie jest czescia polskiego katolickiego grajdolka. I jego przasnej ‚kultury’.
WARTO MIEC NA UWADZE, ZE RZECZPOSPOLITA TO – AKSJOLOGICZNIE/KULTUROWO – NIE TO SAMO CO AMERYKA (ZACHOD).
Warto tez zauwazyc KORZENIE bezwstydnej sily bezwstydnego amerykanskiego KULTURALNEGO IMPERIALIZMU: gdyby nie trafial w nasze ‚basic instincts’ to by nie zaistnial.
Sorry.
@inka
„coraz więcej modelek (przede wszystkich tych mniej znanych”
Najważniejsze jest to, żeby po latach choć trochę o nich przypomniano no i nie pomylono nazwiska. To tak jak Charlotte Lewis po aresztowaniu Polańskiego „przypomniała” o sobie światu, że na planie Piratów ją molestował.
@Bartek Chacinski
Ja bym się bał zestawić Sinead i Miley. Autentyczny talent i Hannah Montana w wersji dla bardziej (ale nie tak bardzo) dorosłych. Ale żeby to był skandal, zakazywać… to z tego powodu należało by zakazać większości „twórczości” vivy i mtv
Trudno powiedzieć, żeby „pyskówka” między O’Connor i Cyrus ograniczała się do wymyślania sobie od idiotek, bo jak wiadomo, zaczęła się od czegoś zupełnie innego – szczerego, lekko nudnego, ale pełnego (być może zupełnie błędnie skierowanej) troski listu otwartego… i reakcji adresatki, na drastycznie innym poziomie.
A to, że w czasach papieża Franciszka O’Connor nie drze już zdjęć głów kościoła jest mało trafnym podsumowaniem ducha czasu – kiedy darła zdjęcie podczas SNL był to protest przeciw zjawisku, które opinią publiczną wstrząsnęło wiele lat później: skala wykorzystywania seksualne nieletnich przez „duchownych”. Wtedy potraktowano ją jak wariatkę. Po latach raczej należałyby się jej od nas przeprosiny.
@Gabriela –> Ja tam nie zamierzam przepraszać, bo nie bulwersował mnie wtedy gest Sinead. Owszem, był bardzo emocjonalny, ale kontekst dawał do myślenia… Co do Franciszka – na chłodno po prostu konstatuję, że dziś klimat dla takich gestów nieco się zmienił.
To symboliczne dla naszych czasów – moraliści oburzają się widząc goliznę czy akt seksualny ale nie jest źle pokazać w głównych wiadomościach rozerwane wybuchem trupy, czy upajać się patriotycznym wzwodem, który owocuje zwykle większą ilością takich malowniczych trupów. Albo pokazywać patologiczne zachowania dorosłych o godz 18.00 w programach typu ,,Trudna sprawa” albo ,,Dlaczego ja”. Oczywiście zwykle jest ,,budująca pointa” ale by do niej dojść trzeba obejrzeć całe ciągi wrzasków, czasem rękoczynów. Idealna szkoła dla dzieciaków by dowiedziały się jak to dorośli załatwiają ,,trudne sprawy”
@ Bartek Chaciński
28 sierpnia o godz. 9:58
My w PL bulwersujemy się gestem Sinead bo podarła zdjęcie ,,naszego papieża” bez znajomości kontekstu irlandzkiego. Otóż kumple naszego pomnikowego Polaka Tysiąclecia Największego Syna Tej Ziemi i Ludzkości mieli potworna ilość grzechów i to paskudnych na sumieniu. Korzystając z poplecznictwa świeckich katolików unikali nie kary ale w ogóle debaty na ten temat. De facto trzymali kolokwialnie mówiąc ten nieszczęsny kraj za mordę traktując go jak swój folwark. Dopiero wywleczenie na wierzch skandalu pedofilskiego (skutecznie zamiatanego pod dywan prze świeckich wyznawców katolicyzmu), skali przemocy fizycznej i psychicznej w sierocińcach prowadzonych przez KRK (zresztą innych nie było chyba), okrucieństwa i haniebnego traktowania tzw. ,,upadłych panien” (tzw. panny z dzieckiem ale też do nich należały kobiety o poglądach zbyt niezależnych na gust hierarchii).
Dopiero pojawienie się w Irlandii pokolenia, które wróciło z emigracji i było w stanie ocenić jaką skamienieliną cywilizacyjną jest Irlandia. Wynikało to także z teho, że kler także kontrolował za pomocą tzw. czwórek zarządzających szkołami system edukacji (czwórka składała się z dyrektora, księdza i dwojga rodziców (tych kler zawsze mógł zastraszyć groźbą ostracyzmu społecznego analogicznego do tego co u nas praktykuje wobec ofiar i rodziców ofiar przestępstw przedstawicieli KRK).
Wszystko to działo się z życzliwym wsparciem Watykanu, którym na onczas zarządzał nasz Wielki Polak.
W tym kontekście należy rozpatrywać gest Sinead. Ale obawiam się, że taka prawda to stanowczo zbyt dużo dla wyznawców ,,naszego” bożyszcza.
Ale przecież taki to program. Te dwie prawdy to prawdy Panów Wróbla i Kurkiewicza, mało wnoszące do debaty publicznej, sztucznie podane, a pewnie częściowo inscenizowane przez samych dyskutantów. Jedyne co mnie dziwi to to, że ktoś to ogląda z jakimkolwiek intelektualnym zaangażowaniem i na serio. To niestety kolejna audycja redaktorsko-celebrycka, mamy na wszystkich kanałach informacyjnych /tak zwanych informacyjnych/ infotainment, teraz widzę, że dołączamy z publicystotainmentem. Temat omówiony do imentu przez osoby znacznie bardziej znające się na szołbiznesie niż Panowie K i W, dawno temu omówiony, więc naprawdę bez tej dyskusji moglibyśmy się wszyscy obyć. 😉
Obu Panów cenię, ale niestety moim skromnym zdaniem Dwie Prawdy to element medialnego nawijania makaronu na uszy w sezonie ogórkowym.
Hałas wokół Miley Cyrus uważam za śmieszny, ale porównałbym go raczej do sprawy Prince’a, a nie O’Connor.
Kiedyś pani senatorowa Tipper Gore usłyszała, jak jej chyba córka słucha piosenki Prince’a bodajże o onanizmie – i w efekcie „waszyngtońskie żony” sprawiły, że wprowadzono oznaczenia „parental advisory, explicit content”, tzw. „Tipper sticker”.
Teraz, według mnie, znowu poszło o to, że rodzice się oburzyli, bo uznali, że coś, co uważali za odpowiednie dla swoich dzieci, zmieniło się. Zwykli hejterzy oczywiście też pomogli – takie czasy, internetowe. Zresztą fala zaczęła się chyba od występu na MTV VMA 2013. Dzięki niemu na Cyrus zaczęto zwracać więcej uwagi.
O’Connor natomiast miała inne pole rażenia.
Ups, ja usłyszałem w nowym albumie Sinead zdecydowany powrót do formy i kandydatkę na pierwszą 10 roku…