Muzyka znów na minusie, czyli zaglądam w cyfry
Oglądanie klipu „Chleb” w kółko (bo kto by nabił tyle odsłon?) spowodowało, że z pewnym opóźnieniem zająłem się ważnym, ogłoszonym u nas wczoraj raportem o sprzedaży cyfrowej muzyki. Firmują go jak co roku dwie instytucje: IFPI (światowa) i ZPAV (polska). na początek złe wieści. Podliczona ogółem wartość przemysłu muzycznego na świecie, która poprzednio wzrosła (o czym donosiłem przed rokiem), teraz zmalała z roku na rok o 3,9%*. Dalej leci na łeb sprzedaż fizycznych nośników (-11,7%). Rośnie ciągle sprzedaż nośników cyfrowych (+4,3%), za co odpowiedzialne są głównie serwisy streamingowe (to rok do roku +51%, 28 mln osób płaci już abonamenty). A ostatni sektor, który notuje gwałtowny wzrost to „Eksploatacja nagrań dźwiękowych” (+19%). Czyli nie kupujemy CD, sprzedaż mp3 słabnie, streamujemy ciągle więcej i więcej, ale za chwilę artyści będą zarabiać już głównie z tytułu opłat za emisję muzyki w Starbucksach i pochodnych. Albo w piekarniach, chyba że nawet piekarnie zamkną, gdy już „Chleb” zamieni się w globalny trend. Bo okazuje się, że te 19% w górę to tantiemy od lokali gastronomicznych i usługowych, z telewizji i radia. Ale a propos „Chleba” raz jeszcze – serwisy streamingowe, w których zarabia się z reklam (jak np. YouTube) to z kolei największy podsektor rynku cyfrowej sprzedaży muzyki w Polsce: 41%. Kto najbardziej zaszkodził w ubiegłym roku rynkowi muzycznemu? Czyżby piraci?
Nie całkiem. Popsuli go raczej Japończycy, drugi co do wielkości rynek krajowy z 1/5 światowych przychodów w tej dziedzinie. U nich doszło właśnie do zaskakującego tąpnięcia -16,7%. Dlaczego? Stereotypowo nowocześni Japończycy swój rynek opierali na sprzedaży bardzo tradycyjnych fizycznych nośników i nie zdążyli się obudować przemysłem streamingowym, więc dopadła ich zapaść nośnika, a nie zdążyli się załapać na wzrost zysków ze streamingu. Najszybciej rosnące cyfrowe rynki świata (w tym roku Peru i RPA) nie zdołały wyrównać tej straty.
Wszystkich najbardziej interesuje zwykle sprzedaż albumów i singli, a tę IFPI relacjonuje ostatnio z dużą regularnością. Niestety, dobre wieści z zeszłego roku (o tym, że kraje anglosaskie doganiane są przez resztę świata i angielski przestaje dominować na listach bestsellerów) okazały się wróżbą na wyrost, podobnie jak zeszłoroczny wzrost wartości całego światowego rynku. W roku 2013 najlepiej sprzedawały się:
ALBUMY
1. One Direction – Midnight Memories – 4 mln
2. Eminem – The Marshall Mathers LP2 – 3,8
3. Justin Timberlake – The 20/20 Experience – 3,6
4. Bruno Mars – Unorthodox Jukebox – 3,2
5. Daft Punk – Random Access Memories – 3,2
(dociągnąłem do poz. 5 ze względu na osobiste sympatie do DF, dalej na liście są Katy Perry, Michael Buble, Imagine Dragons, Lady Gaga i Beyonce)
PIOSENKI
1. Robin Thicke – Blurred Lines – 14,8 mln
2. Macklemore & Ryan Lewis – Thrift Shop – 13,4
3. Avicii – Wake Me Up – 11,1
4. P!nk – Just Give Me a Reason – 9,9
5. Katy Perry – Roar – 9,9
(dalej Daft Punk, Imagine Dragons, Bruno Mars, will.i.am i Rihanna)
Lepiej było za to z repertuarem lokalnym w poszczególnych krajach. Pierwsza 10 sprzedaży w Japonii i Korei Poł. to WYŁĄCZNIE lokalne tytuły. W Brazylii, we Włoszech i w Szwecji – w 90% repertuar lokalny. I w większości krajów tej lokalności na listach bestsellerów przyrasta.
Ponieważ dziś było o pieniądzach i o cyfrze, dołączam płytę Johnny’ego Casha, której słuchałem w wersji cyfrowej, czekając na fizyczny egzemplarz. To wydana przed dwoma dniami „Out Among the Stars” zbierająca utwory nagrane na początku lat 80., a odnalezione i przejrzane już po śmierci artysty. Robert Sankowski pisze dziś w „Wyborczej” o tym, dlaczego Cash jest bohaterem alternatywnego świata. I słusznie – bo to ostatni moment, by o tym pisać. „Out…” jest bowiem świadectwem tego, że efekty współpracy Casha z Rickiem Rubinem, która zaowocowała mnóstwem świetnych nagrań, wyczerpały się jako siła przyciągająca do wokalisty modną młodzież i fanów muzyki w ogóle. Teraz dostajemy bohatera w wersji z tych gorszych lat (choć jeszcze przed tym najczarniejszym okresem, kiedy występował w Sopocie), w aranżacjach nieco bardziej sztampowych, a czasem sztampowych całkiem, ale pod opieką producencką utytułowanego Billy’ego Sherrilla z CBS Nashville. W jednym utworze – w duecie z Waylonem Jenningsem, w dwóch innych – z żoną June Carter Cash. I z małymi wycieczkami w stronę rockabilly.
Są w zestawie bardzo dobre utwory, ale klasyczne dla country basowe pochody w pewnym momencie mogą nieco rozdrażnić fanów późnego Casha. Podobnie partie fortepianu. A znakomity utwór „She Used to Love Me a Lot” brzmi lepiej we współczesnej, dołączonej na końcu wersji Elvisa Costello, którą – co nieco zabawne – można wziąć za kawałek Franza Ferdinanda. I tutaj ta korespondencja z młodym pokoleniem się potwierdza. Tyle że miłość zostanie wystawiona na ciężką próbę. To jest tak jak z tym raportem o muzyce cyfrowej (który autorzy próbują tez prezentować bez uwzględnienia Japonii – wygląda wtedy korzystniej): byłby dalszy wzrost, gdyby nie uwzględnić tego, że jednak mamy niewielki spadek.
JOHNNY CASH „Out Among the Stars”
Sony/Legacy 2014
Trzeba posłuchać: „She Used to Love Me a Lot”, „Don’t You Think It’s Come Our Time”, „If I Told You Who It Was”.
* Wszystkie dane liczbowe za Digital Music Report 2014 przygotowanym przez IFPI. Cały raport tutaj.
Komentarze
Korea Płd. i Japonia niby tak blisko, a tak daleko. Ta druga próbuje miksować rok 2014 z 1999, ta pierwsza przeżyła tąpnięcie już dziesięć lat temu…
http://musicindustryblog.files.wordpress.com/2013/05/korea-graphic.png
I dzięki temu rynek już przed kilku laty wrócił do poziomu przednapsterowego, którego wciąż nie przestają opłakiwać anglosascy fonograficzni.
A jeśli chodzi o świat, to warto pamiętać, że straty rynku fonograficznego z zadatkiem zrekompensował koncertowy. Pieniędzy w muzyce nie ubyło, jedynie się przesunęły. No i najwięcej stracili najwięksi, a najmniejszym nawet nieco przybyło, stąd procentowy udział niezależnych wytwórni w fonograficznym torcie w ciągu ostatniej dekady mniej więcej się podwoił.
Raport IFPI (czytalem ubiegloroczny) znowu pomyslny dla naszego szwedzkiego podworka – fenomen dj:a Tima Berglinga alias AVICII – trzeci w kategorii „Piosenki” a takze ROBYN (obecnie z Röyksopp, Touring „Do It Again” 2014).
Jak pisalem rok wczesniej nadal sprzedaje sie znakomicie lokalna produkcja np wspomniany w raporcie szwedzkim wokalista Lars Winerbäck.
Przedstawiciel szw. Universal Music AB Per Sundin: „Streaming is the most democratic tool we have ever been part of”.
W związku z pytaniami a propos winylu, ale już bez tłumaczenia:
While vinyl sales account for only a small fraction of the overall industry revenues, they have seen an increase in recent years in some key markets. In the US, vinyl sales increased by 32 per cent in 2013 (Nielsen Soundscan), and in the UK, they increased by 101 per cent in 2013 (BPI).
Źróło: ten sam raport.
„A jeśli chodzi o świat, to warto pamiętać, że straty rynku fonograficznego z zadatkiem zrekompensował koncertowy. ”
Hihi, pewnie dlatego nawet Kate Bush rusza w trasę. Znajomi się napalają na jej londyńskie koncerty, ja stwierdziłem, że poczekam jak przyjedzie do mnie do Zabrza.
🙂
na plycie JOHNNY CASHA „Out Among the Stars” (nagrany 1981) figuruje nazwisko basisty i kompozytora HENRY STRZELECKIEGO (ach, jak to nazwisko wystepowalo w wielu wersjach), postaci bardzo znanej w muzyce country i Nashville znanego ze wspolpracy m.in. z Chet Atkinsem, Hankiem Garlandem czy tez Baker Knight (kompozytor”The Wonder of You” dla Elvisa Presleya) a takze kompozytor slynnego hitu country „Long Tall Texan”, ktora kiedys z powodzeniem wykonywal Murry Kellum (1942-1990) a takze The Beach Boys.
A i Boba Dylana na „Blonde on Blonde” tez gra Henry Strzelecki.
____________
https://www.youtube.com/watch?v=JtGdJQrnnkQ wersja Long Tall Texan, Lyle Lovett
Muzyka znów na plusie, piękne zapowiedzi od SWANS i BEN FROST:
https://www.youtube.com/watch?v=vfmi0v5vIGo
https://www.youtube.com/watch?v=9LJ2X1ZRVmA
Znajomość twórczości Casha ogranicza się u mnie do punktów wspólnych z twórczością U2 i NIN, ale i tak miło, że ten album wydano. Ja np. po zapowiadanym nowym albumie Queen z Mercurym wiele się nie spodziewam, ale ucieszę się, gdy się wreszcie ukaże.
mysle ze jest tak jak napisal Mariusz . Przesuwa sie wszystko w kierunku koncertow i co za tym idzie takze coraz wiekszego koncertowego merchu. W przypadku malych to jest towar typowo muzyczny ( czyli nosniki fizyczne ) , w przypadku duzych chyba niekoniecznie. Cos czuje ze nie bedzie to ostatni wpis na ten temat biorac pod uwage zblizajacy sie RSDay. T