Ubili krowę u Teresity

Otwieram pudełko. W środku trzy płyty: oryginały, remiksy i DVD z filmem dokumentalnym. Wyjmuję tę podpisaną jako „original music CD”. I słyszę nowoczesną produkcję muzyczną, minimalistyczną, z doskonale wykorzystanym afrykańskim rytmem. O co chodzi?? Czyżby w miejscowości San Basilio de Palenque, na północy Kolumbii, wymyślili to już lata temu? Skąd mają sprzęt? Know-how? To przecież zupełnie nieprawdopodobne. Wiele doświadczeń z rewelacyjnymi odkryciami wytwórni Soul Jazz sprawiło, że o błędzie w druku pomyślałem dopiero słysząc drugi utwór. Odpowiedź była oczywiście banalnie prosta: remiksy podpisano jako oryginały i odwrotnie. Namacałem więc drugą płytę i… odkrycie było już mniejsze, ale ogólne wrażenie świetne tak czy owak. Tak powinno się wydawać muzykę świata.

San Basilio to wioska niezwykła – kolonia w dawnej kolonii. Miejscowość założona przez zbiegłych niewolników, którzy przywożeni byli masowo do portu w Cartagenie z Afryki w XVI i XVII wieku, a potem zatrudniani przy budowie miejscowych fortyfikacji. Miejsce można było ostatnio odkryć w sposób wirtualny dzięki grze „Uncharted: Oszustwo Drake’a”, ale oczywiście nie było tam ani słowa o San Basilio. Zresztą nic dziwnego – sława tego miejsca w zachodnim świecie jest dość świeża. UNESCO uznało to miejsce kilka lat temu za centrum oralnej tradycji, a w roku 2008 holenderski książę Claus zasponsorował utworzenie na miejscu studia nagraniowego. To dzięki niemu trafia do nas album „Jende ri Palenge”. I film z kilkoma bohaterami miejscowego muzycznego życia. Na czele z jednoosobową agencją reklamową, która wychodzi na ulice San Basilio o piątej rano, by ogłaszać, że ubito krowę u Teresity i mają tam mięso:

Na czym polega wyjątkowość Palenque? Otóż jako okolica zamieszkiwana przez uciekinierów z Afryki (na czele, jeśli wierzyć legendzie, z afrykańskim królem), przez stulecia praktycznie odcięta kulturowo od reszty lądu, miejsce to budowało swoją tożsamość na tradycji przekazywanej z ojca na syna – także muzycznej. Kiedy w latach 70. wieku XX doprowadzono tu drogę, kontakty ze światem zewnętrznym, karaibskim wybrzeżem, na które docierała salsa i son, stały się bardziej regularne i intensywne. I tak powstała muzyka o innych proporcjach bębnów, innym charakterze śpiewów-zawołań. Muzyka bardzo związana z codziennymi czynnościami – trochę tak jak u tego pokazanego wyżej człowieka-słupa ogłoszeniowego. A przy tym niesamowicie intensywna, transowa.

Dokumentują to wszystko nagrania różnych miejscowych muzykantów z San Basilio Estudio. A remiksy – zebrane przez ekipę Stuarta Bakera z Soul Jazz Records i Santiago Posadę (kolumbijskiego współtwórcę filmu) – przenoszą te dźwięki w nowy wymiar, przenosząc muzykę z San Basilio de Palenque wprost w realia globalnej wioski. Co zresztą udaje się naturalnie, bez trudu. Pośrednictwo świetnych skądinąd remiksów uświadamia nam, jak blisko jest dziś z Polski do kolumbijskiej enklawy niewolników. Jak blisko jest dokądkolwiek.

RÓŻNI WYKONAWCY „Jende ri Palenge”
Soul Jazz Records 2012
8/10
Trzeba posłuchać:
To Ane E Lo Memo Sexteto, remiksów Deadbeat, a potem Kromestar (afrokaraibski dubstep!!), no i Osunlade. I obejrzeć film.