Marksiści idą z Zachodu
Gdy dojeżdżałem wczoraj do Wrocławia, wszystko stało pod znakiem walki. PKP walczyła o każde pięć minut spóźnienia i udało jej się żmudnie wypracować 75 na trasie Warszawa-Wrocław, co dało siedem godzin jazdy InterCity i zostało przez jedną z moich współpasażarek skomentowane „akurat zdążylibyśmy dolecieć do Nowego Jorku”.
Wprawdzie przy wyjściu z peronów prawie weszliśmy na namiot Europejskiego Kongresu Kultury, ale pierwszy napotkany wrocławianin uświadomił mnie, że tyle ludzi w mieście to nie z powodu kongresu, tylko pojedynku bokserskiego. Czyli walka. Z drugiej strony – kolejna walka, pomyślałem, potoczy się zaocznie między publicznością kongresu i widownią meczu. Zaocznie, bo to grupy prawie idealnie rozdzielne.
Trop kolejnej walki podrzuciła mi rano „Rzeczpospolita”, która piórem Rafała Ziemkiewicza ogłosiła EKK Europejskim Kongresem Chałtury, uznając go za zbiór marksistowskich fanaberii w tradycji stalinowskiego kongresu z 1948 roku. Tutaj można klikać, choć z góry ostrzegam, że ten brawurowy tekst jest nastawiony na sensacyjną klikalność, więc tym, którzy takiej nie lubią, najzabawniejszy fragment przecytowuję już poniżej:
Europejski Kongres Kultury? Ta kultura, której pozory potęgi usiłuje się stworzyć za ciężkie pieniądze i w atmosferze nieznośnego propagandowego zadęcia dziś we Wrocławiu, już wydała owoce. To rozwydrzona gówniarzeria na ulicach Berlina, podpalająca samochody, bo sama by chciała mieć takie, ale jej nie stać. To pijany motłoch w Hiszpanii atakujący pielgrzymów i plądrujący w Londynie sklepy, to protesty bezrobotnej młodzieży, która sama nie wie, czego chce, ale domaga się, żeby starczyło i dla niej, żeby miała tak samo, jak starsze pokolenie, które zabalowało na jej koszt, i żeby długów nie trzeba było oddawać. Nic nie wskazuje, by była w stanie dać cokolwiek lepszego.
W pewnym sensie jest to udany opis oddolnego dziania się w kulturze, skądinąd, mniej więcej od pół wieku. A raczej idealna diagnoza stosunku do kultury pokolenia, które obserwuje ją jak ostatni wagon odjeżdżającego pociągu. EKK w moim mniemaniu próbuje – mniej lub bardziej skutecznie – te pięćdziesiąt lat nadrobić. Ale nie brakuje przy tym głosów – nawet w moim bezpośrednim otoczeniu – typu: „Kongres Kultury?? Przecież to same dziwactwa jakieś są!”. Uciekający pociąg. W tej metaforze nawet rzęch z PKP zamienia się w TGV. Najbardziej mnie dziwi, że ludzie mający bezpośredni kontakt z kulturą, tacy jak autor „Rzeczpospolitej”, przez pewien czas mój kolega redakcyjny z „Nowej Fantastyki” (i pierwsza linia polskiego cyberpunka – gatunku z założenia antykorporacyjnego, hakerskiego, anarchizującego i, cholera, lewackiego), tego odjazdu nie zauważają.
W każdym razie Penderecki-Greenwood-Aphex Twin (ten ostatni nazywany ostatnio w polskich mediach – że niby od nazwiska – Twinem) to pewnie ostatni wagon tego odjeżdżającego pociągu. Wczoraj na pierwszym koncercie cyklu stary awangardzista – jak słusznie odnotowała już moja redakcyjna koleżanka Dorota Szwarcman – powalił na deski młodego przynajmniej raz. Bardzo ciekawe zestawienie w każdym razie, ale ja bym dał 2:1 dla mistrza, bo „Ofiarom Hiroszimy – tren” trochę się miejscami zestarzał, ale „Kanon” i „Polimorfia” mają wciąż brutalny ciężar wagonów z węglem, a jednocześnie finezję i lirykę. A Greenwoodowi dałbym po pół punktu za „Popcorn Superhet Receiver” i za finałowe takty „48 Responses to Polymorphia” z wykorzystaniem południowoamerykańskich instrumentów pacay – charakterystycznych, wytwarzanych z zasuszonego miejscowego warzywa (daleki i dość gigantyczny krewny fasolki szparagowej). O tym, że wyobraźnię ma, to już wiemy. Pytanie tylko: gdzie ten człowiek w tak krótkim czasie nauczył się kompozycji?
A skoro już o walkach mowa, to muszę się wyspowiadać ze słuchania nowej płyty Rya Coodera. To lewacki stek wyzwisk pod adresem współczesnej Ameryki z przepiękną folkową pieśnią „No Banker Left Behind” o tym, jak bankierzy, którzy ukradli miliony dolarów, odjeżdżają (najwidoczniej pociągiem), pijąc szampana i zagryzając krewetkami. Oraz z hymnem „John Lee Hooker for President”, w którym autor kreśli sen o bluesmanach rządzących Ameryką. Cooder nawiązuje bezpośrednio do Woody’ego Guthriego (wprost nawiązuje do jego tekstów w finale płyty), a bardziej jeszcze do Pete’a Seegera. Ale zarazem swoją bluesową stylistykę wzbogaca obficie elementami muzyki meksykańskie, nawet reggae. Miłośnicy bluesa już pewnie mają ten album na celowniku, ale stanowczo powinien on zainteresować szerszą publiczność. Nawet tę, która Coodera zna tylko z „Bluena Vista Social Club”.
„Jak na mnie, ten album jest stosunkowo powściągliwy. Gdybym zaśpiewał, co naprawdę myślę, nikt nie chciałby tego słuchać” – mówi w jednym z wywiadów Cooder. Aż się boję pomyśleć, co by napisał Ziemkiewicz, gdybyśmy mieli Światowy Kongres Kultury i zaprosili Coodera.
RY COODER „Pull Up Some Dust and Sit Down”
Nonesuch 2011
8/10
Trzeba posłuchać: „No Banker Left Behind”.
Komentarze
Walka będzie za tydzień, gdy w miejscu Kliczki i Adamka wystąpi George Michael, w miejscu EKK zbiorą się zagraniczni ministrowie finansów, a centrum zablokują związkowcy… A jeszcze jutro całe miasto zablokuje maraton. Ale to przecież nic, skoro RAZ wieszczy Wrocławiowi bycie kolejnym Londynem 😉
Dla Greenwooda plusy za końcówkę „Popcorn…” i końcówkę „48…”, chociaż jako prosty człowiek i tak najlepiej odebrałem stosunkowo nieskomplikowane i standardowe „Future Markets”.
bartku, polecam tekst z czwartku, krótszy i skupiający najważniejsze problemy kongresu jak w soczewce.
http://blog.rp.pl/magierowski/2011/09/07/jewropiejskowo-sojuza/
mnie akurat moment gry na bumerangach-fasolach wydał się najmniej ciekawy z responsów, ale to lepiej przedyskutować fejstufejs, skoro jest taka okazja, nie?
do zobaczenia w loooży.
ach, pan tez pisal w fantastyce?
widac, ze nie kazdemu to zaszkodzilo.
@krasnal:
dobre.
Jakie oddolne działanie? Gdyby nie dotacje od rządów i samorządów to ten kongres by się nie odbył. Nikt nie chce słuchać starczych bredni Baumanna za swoje pieniądze, gościa dumnego ze swojego donoszenia na innych, prócz jakiejś garstki. Przepraszam, czy nikogo nie odrzuca odwoływanie się tego kongresu do tradycji stalinowskiej (tak bodajże pisze na stronach anglojezycznych kongresu)? Bo mnie tak. Róbcie co chcecie, ale nie za moje pieniądze, drodzy państwo.
@Niaru –> To Rafał Ziemkiewicz opisuje oddolne dzianie się, a nie ja. Poza tym: Bauman, jedno „n”. Opinia opinią, ale warto po nazwisku.
No widzisz, Niaru, mnie ani trochę nie interesuje dotowany przez państwo sport, a myśli profesora Baumana interesują mnie bardzo. Opinia opinią, ale sięgnąłbyś/ęłabyś lepiej po którąkolwiek jego książkę i poszerzył/ła sobie horyzonty, zamiast upubliczniać swoją ignorancję i jakieś dziwaczne oszczerstwa.
Ry jest cool. Ta wroclawska imprezka tez jest naprawde fajna. Nie za bardzo wiedzialem o co chodzi az do posluchania „Polimorfii”, wczoraj. Ja przeczytalem Hawryluka. Generalnie piszecie to samo. Mysle, ze to chyba dobrze 😀 Wywiad z Apex’em – szacunek. Moge napisac – Robi mi sie cieplo na sercu gdy czytam takie rzeczy? – mam na mysli caloksztalt 😀
@Niaru
Akurat nie mogę znaleźć tego odwołania do stalinizmu, ale podejrzewam, że chodziło o nawiązanie do kongresu z 1948 r. Jeśli się nie mylę, EKK jest pierwszą imprezą od tamtego czasu wykorzystującą w całości tereny wystawowe. Poza tym ona również ma charakter intelektualny. Nie pociesza Cię, że w programie odwołują się również do Pomarańczowej Alternatywy.
A poza tym to przecież Hala Stulecia swoją nazwą uwiecznia wezwanie do walki z Napoleonem przez króla Prus – to też niektórych drażni. Ale taka jest już historia – jeśli coś się zdarzyło, to się zdarzyło.
Rozwydrzona gówniarzeria z Berlina,pijany motłoch na ulicach Madrytu i bandyterka z Londynu? Ani słowa o „sprytnych” bankierach z Nowego Jorku??? No cóż Rafał Z. już dawno „odjechał” w świat fantastyki a może bardziej fantasy! Ry Cooder ŚWIETNY!!!
W kontekście jutrzejszego(?) wpisu… 🙂
„Music for 18 Musicians” znakomite, wtransiłem się bez reszty, przyłapując się na podrygiwaniu wieloma częściami ciała jednocześnie i przylepiając się do rytmów i chłonąc kolory. Miło poczuć, że to nie tylko kanoniczny i wpływowy utwór muzyki współczesnej, ale również po prostu bardzo przyjemne doznanie natury estetycznej i cielesnej. „Electric Counterpoint” mnie nie porwało, prawdę mówiąc. Wcześniej prezentowanych utworów nie słyszałem. Dzięki za transmisję i zwięzły a ciekawy komentarz.
Widzę, że Program 2 rejestruje wszystkie koncerty. Trafią do przepastnego archiwum czy może będzie można coś rychło usłyszeć? Np. „In C” lub koncert zamykający festiwal?
@krzysiek –> Ja podobnie, właściwie to jeszcze mi drgają kończyny. Ale teraz zmęczenie mnie chwyta, bo cały dzień siedziałem w Hali Ocynowni, więc wpis… musi poczekać.
Zapytam w radiu o retransmisje koncertów. Te rejestrowane powinny zostać wyemitowane niebawem, bo zwykle prawa do emisji z czasem tracą ważność, więc warto się spieszyć. Sam chętnie posłucham „In C” na antenie 🙂
@krzysiek – ”dziwaczne oszczerstwa” : eeech… tak, a współpraca np. takiego wrażliwego lewicowca jak Kapuściński z wywiadem wojskowym to też były tylko nikczemne pomówienia ”małych ludzi” – o przepraszam : to był ”PRL-owski patriotyzm” jak to raczył uświadomić nas Domosławski [ a tak już serio : czy naprawdę nikogo z was moi niedrodzy ”wrażliwcy” nie bulwersuje fakt, że moralistą śmie być były komunistyczny politruk i donosiciel, który nigdy nie rozliczył się nawet ze swoją brudną przeszłością – ?! ]
@Wojtzek – ”Rafał Z.” wielokrotnie pisał z dezaprobatą o amerykańskich i europejskich ”banksterach”, zanim zaczniesz wydawać autorytatywne opinie o nim radzę sprawdzić, wyobraź też sobie koteczku, że można przeprowadzić miażdżącą krytykę współczesnego rzekomego ” kapitalizmu” [ który nawet Chomsky daleki przecież od jakiejkolwiek prawicowości nazwał wprost ”korporacyjnym merkantylizmem” ] z pozycji jak najbardziej liberalnych i wolnorynkowych – wystarczy pobuszować po libertariańskich stronach albo chociaż dowiedzieć się kto zacz M. Rothbard
… i na Jahwe przestańcie jechać Ziemkiewiczowi z tą nieszczęsną ”fantastyką” bo to czerstwy koncept na poziomie tej ”GW” gnidy Orlińskiego ! [ mam prawo o nim pisać w ten sposób przez to jak traktuje na swym blogu adwersarzy ]
Bezczelność lewicy i skrajnej lewicy nie ma granic. A organizujcie sobie kongresy ale dlaczego za cieżkie miliony z kieszeni podatników? Ta zbędna impreza kosztowała kilkanascie milionów. Krytyce Politycznej marzy się Europejskie Ministerstwo Kultury, a kto euroministrem: Sierakowski, Szczuka?
@anarcha –> przestańcie jechać Ziemkiewiczowi z tą nieszczęsną ”fantastyką”
Ależ to żadne „jechanie”. Ziemkiewicz był naprawdę dobrze zapowiadającym się i ważnym fantastą. Stwierdziłem tylko pewną rozbieżność ideową gatunku, którym się zainteresował jako pisarz, i jego publicystyki.
I cóż za merytoryczna ocena blogowych przeciwników, gratuluję.
@Bartek Chaciński – wyczuwam ironię… się nie obrażam ; sorry ale nadal będę się upierał co do tej ”fantastyczności”, że to argumentacja w typie : ”Wildstein to dobry publicysta ale kiepski pisarz” – wystarczy przeczytać jego ostatnią powieść by przekonać się, że to nieprawda [ skądinąd podziwiam tupet lewicowych hipokrytów zarzucających mu i Ziemkiewiczowi ”publicystyczność”, gdy sami uprawiają często najbardziej ordynarną publicystykę, a wręcz propagandę tylko o przeciwnym znaku w swoich dziełkach ]
@verba etc. – mój drogi KoLibie niestety nie masz racji, to już nie są tak naprawdę twoje pieniądze, tylko ci się tak wydaje, dlatego właśnie jest to pieniądz FIDUCJARNY [ amen ]
@anarcha –> To ja się jednak poupieram przy tym, że o ile np. mainstreamowe pisarstwo, jakie uprawia Wildstein, łatwiej oddzielić w głowie od publicystyki niż tworzenie gatunkowej literatury, która z założenia niosła pewną wizję świata, jak w wypadku Ziemkiewicza.