7 nad poziomem Dody
Wbrew tytułowi ostatniej notki moją dłuższą niż zwykle nieobecność pewnie dało się zauważyć. Kiedy mnie nie było, pracowałem, a sterta nieprzesłuchanych płyt zamieniła się w górę, może dlatego, że z uporem godnym lepszej sprawy postanowiłem udowodnić sobie, że jestem w stanie przesłuchać kilka razy nowy album Dody. Tego typu proces nazywam czasami kalibracją – trudno mi sprawdzić, jaka jest odległość tego, o czym pisze na co dzień, od zera absolutnego, ale mogę przynajmniej zmierzyć, o ile wystają ponad poziom Dody.
I tak świeżo skalibrowaną linijkę próbuję od kilku dni przyłożyć do nowej płyty The Antlers, dochodząc do wniosku, że nie jest taka zła, jak mi się na początku wydawało, tyle tylko, że ma trochę inny klimat niż oklaskiwana również przeze mnie płyta „Hospice”. Tam był smutek kogoś, komu zabili rodzinę, odebrali pieniądze, połamali nogi i wywalili z pracy. Tutaj jest, powiedzmy, umiarkowany optymizm człowieka, który zażył po tym wszystkim trochę zbyt dużo leków przeciwbólowych. Z nowości mamy nieco więcej syntezatorów i organów, choć nie spodziewajcie się zapamiętywalnych, wesołkowatych czterotaktowych melodii – klimat jest intensywny, więc mogą was czekać złe sny, ale na pewno nic się nie będzie plątać po głowie. Co do tych nowości jeszcze – we „French Exit” wydaje mi się nawet, że chcieli zabrzmieć jak swoista pogrzebowa odpowiedź na Phoenix, tylko Peter Silberman ma jakiś wyjątkowo oryginalny rodzaj depresji i kilkanaście minut dalej osunął się w makabryczne (szczególnie dla tych, którzy miewają dość popularne koszmary z zębami) „Every Night My Teeth Are Falling Out”. W „Parantheses” znów zwiedza obce terytorium – podążył w stronę najbardziej dołujących momentów Radiohead. Zakończył relatywnie szablonową, ale równie smutną balladą „Putting the Dog to Sleep”, po drodze jednak meldując się w finale konkursu na mistrzów falsetu współczesnej sceny alternatywnej w „Hounds”.
Z tego doła możemy wciąż wyciągnąć całkiem dużo radości, pod warunkiem, że przebrniemy przez torturę pierwszego słuchania tej płyty, która robi na początku wrażenie wyjątkowo monotonnej i ponurej. Wracając więc do problemu kalibracji – jedyne, w czym Doda przebija The Antlers, to dowcip sytuacyjny. „W zwierciadle istnienia przeglądam się” – myślę, że nawet Silbermana by wydobyło z depresji to zestawienie.
THE ANTLERS „Burst Apart”
Frenchkiss 2011
7/10
Trzeba posłuchać: „Parantheses”, „Every Night My Teeth Are Falling Out”, „Hounds”.
Komentarze
„W zwierciadle istnienia przeglądam się” Chi,chi,chi. Urocze to porownanie.
wielki + (plus) dla dody za wydobywanie z depresji/wywoływanie uśmiechów i chichów :). ostatnie zdanie recenzji to doskonała promocja dodowego albumu! 😉
Czy postulujesz umieszczenie płyty Dody w Sevres jako wzorca jednej gwiazdki w skali dziesięciogwiazdkowej w układzie SI? 😉
Dobry kawałek. To nie jest umiarkowany optymizm po painkillerach. To wyzywający spokój, nonszalancja gangstera, który ma w kieszeni gnata i nie zawaha się go użyć. To klasyczny film Guya Ritchie’ego z muzyką Massive Attack. Nieścisłość w tym, że The Antlers jednak nie jest brytyjskie…
Po każdym przesłuchaniu „Hospice” musiałem dochodzić do siebie przynajmniej dzień – dwa, więc miałem pięknie podziękować, ale no dobra. Jak co to Pana Redaktora wina.
@Krasnal Adamu –> Wysłanie Dody do Sevres byłoby niezłym ostatecznym rozwiązaniem kwestii Dody. 🙂
@Marcel –> Powinienem chyba tekst uzupełnić o jakiś disclaimer typu „autor recenzji nie odpowiada za…”
lol
Nie spodziewam się na łamach Polityki czy niniejszego bloga recenzji płyty Pani Dody (z niektórymi to ja naprawdę nie chcę być na Ty, więc jest Pani), ale trochę mnie dziwi brak recenzji płyty Myslovitz. Niezależnie jaka ona jest, to jednak została wydana przez jedną z najbardziej znaczących grup na Polskim rynku. A biorąc pod uwagę ile jest w Polsce takich kapel gitarowych to chyba nie byłoby nadmierną uciążliwością.
@seba: Szkoda by było pisać o nowej płycie Myslovitz, bo to mimo wszystko fajne chłopaki… 😉 Panie Bartoszu, a może o nowej płycie Bon Iver pan napisze i o tym, jak można zniszczyć cudowny album za pomocą ostatniego utworu 😉
Podziwiam upór pana Redaktora w słuchaniu płyt w rodzaju Dody czy Lady Gagi. Czyżby powodem było poszukiwanie letniego, niezobowiązującego hitu na lato? Dla mnie to za duże poświęcenie.