Oświadczenie w sprawie nowej winiety
Jak pamiętają najstarsi (nie piję do wieku, tylko stażu) czytelnicy tego bloga, jednym z pierwszych komentarzy, które się tu pojawiły było: „wszystko pięknie tylko błagam zmieńcie to zdjęcie p. Chacińskiego – wygląda jak Terlikowski blee”. Po wielu miesiącach stwierdziłem, że wypada coś odświeżyć i zamanifestować przy okazji różnicę w dystansie do otaczającego nas świata między mną a Tomaszem Terlikowskim. Teraz – jak celnie zauważono – wyglądam jak reklama koszul. I dobrze, bo wolałbym reklamować koszule niż zarabiać na życie pisaniem o tym, że tragedia Smoleńska jest daniną dla Boga, która ma nam uświadomić, że za chwilę powtórnie przyjdzie i że nigdy nie będziemy normalnym narodem. Nie dlatego, że uważam reklamowanie koszul za fajniejsze zajęcie, ale dlatego, że uważam to za zajęcie bardziej sensowne. Nie każdy potrzebuje mesjanistycznego uzasadnienia dla swojego życia, za to każdy potrzebuje koszuli.
Najnowsza, choć jeszcze zeszłoroczna (chyba nigdy się nie uwolnię od tych zeszłorocznych albumów) płyta The Third Eye Foundation – projektu niosącego w sobie pod przykrywką drygających drum’n’bassowych rytmów cały smutek Matta Elliotta – jest z wierzchu przygnębiająca jak msza. Ale w głębi ciągle ma w sobie coś elektryzującego. Muzyka The Third Eye Foundation, która nie zmieniła się fundamentalnie od lat 90., w teorii brzmi dziś dość archaicznie. W praktyce jest nieźle, bo choć jest nieco mniej hałaśliwa niż kilkanaście lat temu, to w zasadzie nie zmienił się jej ładunek emocjonalny. Pętle dźwiękowe, których używa Elliott, są proste, bardziej czytelne niż kiedyś, ale intensywne. Partie perkusyjne stworzone na bazie dość czytelnych tricków (przetwarzanie przez regulowany na krótkie i długie opóźnienie delay), ale w sumie harmonizuje to z tłem wziętym z jakiejś innej epoki. Zajrzałem z ciekawości do opinii o poprzedniej płycie TTEF z nowym autorskim repertuarem „Little Lost Soul” (dla mnie wówczas jedna z dziesięciu ulubionych płyt w roku 2000) w Pitchforku i ku swojemu osłupieniu w tej recenzji na 5.9 sprzed 11 lat znalazłem określenie „haunted”! Lektura tego tekstu nie była w związku z tym zmarnowanym czasem.
Dziś niezwykle ciekawe jest dla mnie to, że monotonne tło niektórych kompozycji Elliotta przypomina jakiś smutny wschodnioeuropejski folklor. Jeśli David Bowie inspirował się polskim zespołem Śląsk, o czym niedawno przypominałem w gwiazdkowym tekście dla „Polityki”, to czego słuchał szef TTEF? Najciekawiej jest gdy Elliott stara się swoją muzykę rozhuśtać. W „Pareidolii” przyspiesza w nieskończoność rytm na prostym klasycznym motywie, dochodząc do tempa jungle – znów prostackie, ale w połączeniu ze wszystkim tym, co dzieje się na trzecim planie skuteczne. W melancholijnym „Closure” rytm przyspiesza i zwalnia jak pijany.
Jest w tym wszystkim taki ładunek duchowości, że nie zdziwiłbym się, gdyby TTEF stało się pomostem łączącym mój świat koszul ze światem wartości Terlikowskiego. Ale dość już o „haunted” na dziś.
THE THIRD EYE FOUNDATION „The Dark”
Ici d’ailleurs 2010
7/10
Trzeba posłuchać: „Pareidolia”.
Komentarze
Nie słuchałem jeszcze tej płyty, za mnie też chyba nie przestaną chodzić wydawnictwa z 2010 roku (tak jak i z 2009), lecz chciałem powiedzieć, że Elliott miał w miarę kreatywne założenia od samego początku swojej kariery z tym projektem (tj. w czasach gdy początkowo zaistniał), nie uważam go za przełomowego muzyka, choć reprezentuje istotną gałąź, w której kierunku ten odłam muzyki na której bazował podążał – zresztą zaczynał w latach swoistej post-shoegazowej fuzji. Nie uważam też jego dzieł (w większości przypadków za zjawiskowe), natomiast co godne uwagi to to, że prezentuje w zasadzie stały i równy poziom, a te najbardziej wartościowe płyty TFEF powstały w wyniku rafinacji sztuki, której się silnie od samego początku chwycił, choć oczywiście pewne bardziej skrajne elementy były później systematycznie marginalizowane lub odrzucane. Jestem pewien, iż album ten na pewno mnie nie zadziwi, ale raczej nie będzie kompletną stratą czasu również.
A tak w ogóle to – jeszcze raz – wszystkiego najlepszego!
Oj, nieco kiepsko mi wyszła forma tego tekstu, ale już pora nie ta…streszczanie rozprawy nt. malarstwa modernistycznego też do najłatwiejszych nie należy.
Na szczęście na kanale RSS winieta się nie ukazuje. 😉
tekst o Bowiem – przedni!
TAK, artykuł o Bowiem iście kapitalny, doskonałe pióro. a już zwłaszcza jak na człowieka, który reklamuje koszule 😉
Bartku, nie chcę wyjść na gościa, który nic, tylko na koszule marudzi, więc powiem ci, że artykuł o Bowiem to rzeczywiście klasa. Najlepsza rzecz, którą przeczytałem w tym roku, nie tylko w polskiej prasie.
Oczywiście, rządzi już sam pomysł, ale sama detektywistyczna robota też robi wrażenie.
Dzięki. 🙂 Mam widoki na nowe fakty w sprawie Bowiego, ale obawiam się, że już mi tego redakcja nie wydrukuje w tak krótkim odstępie czasowym, więc jeśli coś będzie do napisania, to dam tutaj.
Fak artykuł o Bowiem świetny. Co do The Third Eye Foundation zawsze miałem do nich słabość, więc cieszy nadrobienie zaległosci z 2010 r. A co do płyt z 2011 r. czekam niecierpliwie na recenzję nowego albumu IRON & WINE Kiss Each Other Clean…
Amazon Bestsellers Rank: #12 in Music (See Top 100 in Music)
#2 in Music > Indie Music > Rock
#2 in Music > Alternative Rock > Indie & Lo-Fi > Indie Rock
#10 in Music > Rock
Mnie sie podoba nowa winieta. Poprzednia byla bardzo frustrujaca dla mnie. Nieustannie podejmowalem proby ulozenia palcow w charakterystyczny sposob. Zaczalem rozmyslac o obcych i roznych alternatywach ukladu kostnego. Nowa winieta jest super. Oczekiwalem jedynie polaczenia z wpisem o czyms bardziej radosnym niz TTEF (osobiscie nie slucham takiej muzy) Do tego jeszcze ta pozornie zartobliwa refleksja, na koniec. Znowu bede mial ciezki orzech do zgryzienia.
Zdjęcie, mówiąc po gimnazjalnemu, wyczesane. Koszula fajna, ale trochę mnie o zeza przyprawia. Nie wiem czy dobrze pamiętam, ale w ostatniej Polityce chyba nie było żadnego muzycznego artykułu… niedobrze…
Uważam się za fana TEF odkąd mnie, jako wtedy fanowi digital hardcore’u płytę „Semtex” polecił Rafał Księżyk, który wtedy prowadził jeszcze „Inną Listę” na falach nieodżałowanej Radiostacji. Konfrontacja z „Semtexem” to było jak uderzenie młotem w głowę i ten album spokojnie umieściłbym w moim top10 płyt życia. Niestety nowe Third Eye Foundation mocno rozczarowuje i właściwie ta płyta mogłaby się nie ukazywać ( podobnie jak zapowiedziane na ten rok nowe wydawnictwo Atari Teenage Riot po sztucznej reaktywacji).
A co do tego wątku słowiańskiego w twórczości Matta Elliotta – swego czasu mój nieżyjący już niestety przyjaciel przeprowadził z ME ten oto wywiad:
http://apop.pl/strona/index.php?option=com_content&task=view&id=187&Itemid=52
Oprócz tego, co znalazło się tam oficjalnie pamiętam też taką, powiedzmy, anegdotkę – Matt Elliott po przeprowadzeniu się do Francji miał dostęp do polskiej telewizji i przyznał się, że oglądając, najbardziej spodobał mu się Kaliber 44 🙂
Pozdrawiam.
nie wiem, czy to wina przeglądarki, czy czegoś innego, ale dopiero dzisiaj pojawiła mi się nowa winieta. rzeczywiście zmiana ogromna.
„Dziś niezwykle ciekawe jest dla mnie to, że monotonne tło niektórych kompozycji Elliotta przypomina jakiś smutny wschodnioeuropejski folklor. Jeśli David Bowie inspirował się polskim zespołem Śląsk, o czym niedawno przypominałem w gwiazdkowym tekście dla “Polityki”, to czego słuchał szef TTEF? ”
Nie słuchał pan Songs? Czy to retoryczne jest?
A ja o TTEF tak pisałam http://rekopisznalezionywarkham.blogspot.com/2010/11/third-eye-foundation-dark-2010.html
Co do Terlikowszczyzny, to jest taki mało znany fakt… Ludzie z Frondy (on jest Frondziarzem, i mówi to z dumą 🙂 są, osobiście, bardzo sympatyczni i uprzejmi – naprawdę miłe i normalne towarzystwo. Bywają u jednych znajomych dość często, to wiem, poza tym nawet Marek Raczkowski to potwierdza 🙂
I choć w wielu sprawach mi do nich równie daleko, jak do lewaków – to drażnią mnie właśnie ci drudzy, a nie Frondziarze. Drażnią i irytują sposobem bycia, myślenia, lekturami, pretensjami do świata… Poza tym nie spotkałem w życiu gorszych faszystów (w sensie mentalności) niż dwóch znanych działaczy „antyfaszystowskich” 🙂
To ciekawe zjawisko, godne wzmianki – więc wzmiankuję.
@tomek k –> Nie użyłem słowa „faszysta” i unikałbym go w tym kontekście. Nie mam nic przeciwko ludziom „Frondy”, ale nie zgadzam się dość fundamentalnie z poglądami TT.
@krzysztof wojciechowski –> Jasne, że słuchałem. Ale co przy „Drinking Songs” wydawało się dość oczywiste, tutaj bardziej zaskakuje. Poza tym naprawdę jestem ciekaw, czego Elliott słuchał teraz. Zgadzam się z konkluzją, że TTEF to wynik pewnego rozkroku i braku nowego pomysłu. Choć mam swoje sentymenty i zawsze będzie mi bliżej do TTEF niż solowego Elliotta.
No właśnie to jest ciekawe z tą sentymentalnością ludzką , bo ja , poznając Eliotta już od jego rzeczy firmowanych nazwiskiem zdecydowanie stawiam na Songs. Autentycznie boje się tego co teraz będzie – bo jak sam pan zauważa forma TTEF się zdezaktualizowała. Mi osobiście takie Amp – Sirens zdecydowanie bardziej robi niż fundacja.
„naprawdę jestem ciekaw, czego Elliott słuchał teraz”
Mam nadzieje że czegoś bardzo, bardzo smutnego ;).
ps kurde, ilekroć tu nie napisze to zawsze się wątek faszyzu pojawia.
faszyzmu* 🙂
Jako że nikt prawie nie zna właściwego znaczenia słowa „faszyzm” i „faszysta”, żongluje się, wedle wygody, jego rozmytymi „podznaczeniami”. Wszystkie strony sporów wyzywają się nawzajem od „faszystów” i w tym kontekście rezygnacja z używania terminu byłaby jak najbardziej na miejscu 🙂
Jedno, co można mi zarzucić, to brak cudzysłowia: tu akurat miałem na myśli „faszystowską” mentalność. Jak dla mnie, liczni antyfaszyści (ale z całą pewnością nie wszyscy) wyczerpuje jej znamiona zupełnie nieźle – znam dwa dobre przykłady.
Pozdrawiam.
Pryz tzm dodam, że:
– jestem zaprzyjaźniony (bardziej lub mniej) z założycielami krajowego „wydziału” Amnesty International – ale oni tam już nie działają, m.in. dlatego, że…
– „faszystą” nazywa się dziś w tych środowiskach po prostu człowieka myślącego – który myśli po swojemu, zamiast powtarzać ich hasła i idełologie (np. Ziemkiewicza – pierwszy z brzegu przykład).
To właśnie miałem na myśli – a nie broń Boże Autora i Gospodarza bloga, który miałby niby kogoś nazwać „faszystą”. Otóż tego nie zrobił 🙂
@tomek k –> Wszystko ok, starałem się tylko wyhamować, zanim wejdziemy na poziom dyskusji o faszyzmie. 🙂