Elton i jego fundusze unijne
Nie tylko u nas jedna połowa kraju robi drugiej na złość. Włoska północ właśnie doniosła na włoskie regiony południowe, że zdefraudowały 750 tys. euro, przeznaczając je w 2009 roku na wielki koncert Eltona Johna w Neapolu. Zrobiła się wokół tego całkiem spora zadyma – i tak myślę, że gdyby tym samym tropem UE poszła przy rewizji polskich funduszy regionalnych wkładanych w kulturę, to mogłoby się okazać, że ten Elton John był jednak całkiem niezłą inwestycją.
Łatwo sprawdzić, w jaki sposób Elton wykorzystał zarobione na UE pieniądze. Ukazała się bowiem jego wymarzona płyta – duet z Leonem Russellem, 68-letnim sidemanem gwiazd i songwriterem z Oklahomy, który ma wspaniałe muzyczne CV (o czym wspominam EJ we wkładce) i taką brodę, że powinien robić za honorowego członka ZZ Top. Elton John wrócił za sprawą tej płyty w rejony soulu, ale i country, gdzie ostatnio widziano go w latach 70. Piosenki napisali wspólnie z Russellem oraz Berniem Taupinem. A fundusze przekładają się na rozmach – widać je tutaj i słychać na każdym kroku. Produkuje T Bone Burnett, na gitarze gra Marc Ribot. Kiedy wydaje wam się, że w świetnym „Gone To Shiloh” śpiewa Neil Young, okazuje się, że to rzeczywiście on. A kiedy w „When Love Is Dying” z chórku robi się chór, to pod aranżacją wokalną podpisany jest Brian Wilson. Niekoniecznie jednak te najbardziej rozmachane fragmenty robią tu największe wrażenie. Robi je soul/gospel w stylu Mavis Staples (która notabene wydała nowa płytę – „You Are Not Alone”, wyprodukowaną przez Jeffa Tweedy’ego z Wilco) – w utworze „There’s No Tomorrow”. A wreszcie country – w „A Dream Come True”. Albo nostalgiczna soulowa ballada ” I Could Have Sent Roses”. I kończący płytę „In the Hands of Angels”. Śpiewa tutaj Russell, ale ukłonić się warto również Eltonowi Johnowi, bo na „The Union” słychać, kto od kogo się uczył i miło, że Anglik jest na tyle szczery, żeby się do tego przyznać w tak jednoznacznej formie.
Nie spieszyłem się z zakupem tej płyty i chyba miałem rację. Za miesiąc, za rok czy za dziesięć lat nie zanotuje spadku wartości. Czego nie można powiedzieć o zeszłorocznych funduszach unijnych, które bez specjalnego trudu można było pewnie zatopić w asfalcie, nie tylko na południu Włoch.
ELTON JOHN & LEON RUSSELL „The Union”
Decca 2010
7/10
Trzeba posłuchać: „If It Wasn’t For Bad”, „Gone To Shiloh”, „I Could Have Sent Roses”. Na SoundCloudzie całość do przesłuchania – poniżej wrzucam. Ale tego się kiepsko słucha przez komputer.
Komentarze
kurcze, zbieg okoliczności, bo dziśs przeglądając jakiś „ranking płyt wszech czasów” czy coś równie bzdurnego, zdałem sobie sprawę, że Elton to w mojej muzycznej edukacji właściwie czarna dziura. była jakś kaseta „greaest hits” w podstawówce i tyle. przeglądnąłem Allmusic i stwierdziłem, że chyba jest czego słuchać
@pszemcio –> Elton John to tak wybitnie singlowy artysta, że „Greatest Hits” (w dwupłytowej wersji) jest wyjątkowo całkiem niezłe na początek. Ale parę fajnych regularnych płyt się znajdzie. Zresztą sam jeszcze wszystkich nie nadrobiłem…
O Henryku Mikolaju Goreckim pieknie pisze Dorota Szwarcman
@pszemcio:
polecam jego album captain fantasy
@ozzy:
nareszcie!
Elton John, zreszta nigdy nie przepadalem za tym artysta, ma trudnosci z wypelnieniem sal koncertowych.
Elton John…no, piosenki to on umie składać do spółki z Taupinem. Ciekawe, że pisze melodie do gotowych tekstów. Jako wykonawca rzeczywiscie nie specjalnie atrakcyjny. Oglądam właśnie Crossroads 2010. Wow!
Tak , tytuł szlachecki dla niego to jak widać z wpisów powyższych typowa pomyłka królowej Elżbiety .Oj dzieci , dzieci…
>>>ma trudnosci z wypelnieniem sal koncertowych.
a od kiedy to jest jakikolwiek wyznacznik czegokolwiek?
ad: pszemcio
Stwierdzam jedynie fakty. W przemysle muzycznym chyba cos tam znaczy.
Nie ma takich problemow Tom Jones, ktorego album „Praise and Blame” jest niezwyklym dowodem wszechstronnosci wokalnej tego
70 letniego Walijczyka. Blues, boogie, gospels, czyli co kto lubi. Duza zasluga tu muzykow Booker T Jonesa i Gilliana Welcha.
@ozzy i pszemcio –> Elton John akurat z salami sobie nieźle radzi, choć to fakt, że poza Polską, gdzie nie był w stanie zapełnić nawet płyty stadionu Polonii. Ostatnie lata to kilkaset występów, w większości w Las Vegas, no ale to duża kasa dla artysty… Tom Jones nagrał bardzo fajną płytę, ale pod względem marki koncertowej na świecie ma sporo do nadrobienia. Pamiętajmy, że to on był gościem na gali Telekamer tygodnika „Tele Tydzień”, gdy Elton John kończył w scenografiach LaChappelle’a swoją rezydencję w Las Vegas. To jednak sygnalizuje pewną różnicę…
ad
Bartek
Zgoda, chyba ze w Las Vegas dla emerytow i rencistow grajacych na jednorekich bandytach.
Ozzy, gwarantuję Ci że znaczy jedynie tyle, ze była kasa na promocję. Byłem na wielu wspaniałych koncertach, na których nie było nawet pełnych klubów (a co dopiero sal czy stadionów). I co? No nic, to nadal kapitalni artyści
PS. Wiem, że piszę banały, wiem
ad: pszemcio
z powyzszym wpisem zgadzam sie zupelnie
usciski