Wielkie joł dla tej książki! (i dla tej opery)
Krótkie „ooo” po drugiej stronie pokoju, potem „wow” po mojej. Tak w dziale kultury redakcji „Polityki” powitane zostały dwie przesyłki z książkami „Kultura dźwięku” wydanymi właśnie po polsku nakładem słowo/obraz terytoria. Dziś więc wyjątkowo więcej będzie o książce niż o płytach.
Bo „Kultura dźwięku” to książka wyjątkowa. W oryginale, jako „Audio Culture. Readings In Modern Music”, dostępna już od sześciu lat, jest po prostu zbiorem ciekawych tekstów o muzyce współczesnej. Rzecz w tym, że:
1. Są tu teksty o muzyce najważniejszych postaci sceny XX wieku. John Cage, Edgard Varese, Luigi Russolo, Pierre Schaeffer, Brian Eno itd.
2. Są tu właśnie TE teksty, które chcielibyście mieć w jednym miejscu. R. Murray Schaefer o „muzyce środowiska”, czyli pre-ambiencie. Cage o przyszłości muzyki. John Zorn o graniu jako o grze, Stockhausen o muzyce elektronicznej itd.
3. Jeśli muzycy to za mało, są też wybitni publicyści. Simon Reynolds opowiada o estetyce noise. David Toop o dubie. itd.
4. Tekstów jest łącznie 56. Nawet jeśli nie interesują Was wszystkie, gwarantuje to Wam długą lekturę. W oryginale był jeszcze Merzbow, ale gdyby ktoś chciał wiedzieć, co napisał, to mu dopowiem.
5. Książka obejmuje niesłychanie szerokie spektrum tematów – od nurtów poważnych, akademickich (minimalizm, muzyka konkretna), do „rozrywkowych” (punk, noise, techno), poprzez ich bogatą część wspólną (ambient, plądrofonia).
6. Wszystko to razem pozwala spojrzeć na muzykę współczesną zupełnie inaczej niż patrzyliście na nia do tej pory. Tak, wiem, każdy z nas jest przecież otwartym słuchaczem. Ale też każdemu ta książka poszerzy pole widzenia.
Do książki załączam płytę, która została kompletnie zignorowana przez większość mediów (ukazała się w kwietniu, w Polsce oczywiście jak dotąd nie ma), może dlatego, że reprezentuje dość dziwny gatunek: folkowa opera. W zasadzie to po prostu concept album, tyle że mitologiczna tematyka (Orfeusz i Eurydyka) i dialogowy podział na partie wokalne pcha całość w stronę opery. Folk i blues są stylistyczną podstawą całości, a autorką jest Anaïs Mitchell, która śpiewa też partie Eurydyki. Justin Vernon z Bon Iver jest Orfeuszem – i sam tylko ten duet może sprawić, że teraz porzucicie dalszę lekturę i zaczniecie szukać, jeśli jeszcze nie znacie… Aha, tytułu nie podałem: „Hadestown”. A zresztą – ułatwię ewentualny skok w bok.
Problem w tym, że rzucać się na całość z minuty na minutę to jak próbować przesłuchać najnowszy album Joanny Newsom w godzinę. To jest muzyka, do której trzeba czasu i skupienia – Mitchell nigdzie się nie spieszy. Mitchell – która ma zresztą w głosie coś z Newsom – to kolejna superambitna (skąd oni się biorą w tej Ameryce), młodziutka (<30) i bardzo elastyczna (folk z orkiestrą – proszszsz) artystka z zupełnie nowego grona, którego akurat w „Kulturze dźwięku” nie opisują, bo jakże by mieli zdążyć (oryginał książki wyszedł w roku 2004, a cała rewolucja neofolkowa to właśnie ostatnie lata). Przypomina chwilami Sufjana Stevensa, kiedy indziej Toma Waitsa – szczególnie gdy na „Hadesville” odzywa się Hermes, czyli Ben Knox Miller z The Low Anthem.
Głosy zostały zresztą dobrane perfekcyjnie (dodajmy: Persefona to Ani DiFranco, a Hades to Greg Brown), a wszystko również pod względem narracyjnym klei się w całość, bo mit został przeniesiony w realia jakiejś zapyziałej amerykańskiej prowincji z przełomu XIX i XX wieku. Naprowadza nas na to zresztą w wielu momentach archaiczna stylizacja. Blues, gospel, pieśni stylizowane na tradycyjne… Świetnie spisuje się w roli aranżera towarzyszący Mitchell, a bliżej mi dotąd nieznany Michael Corney. A opisywanie zespołu też mogłoby się zamienić w wyczytywanie imponującej listy obecności – na fortepianie gra Rob Burger (ten od Zorna), a na perkusji Jim Black (ten od Dave’a Douglasa). To jest tak wielki i tak przemyślany projekt, że chyba tylko odstraszające działanie hasła „opera” powoduje, że dotąd album nie doczekał się erupcji zachwytów (w Polsce chlubnym wyjątkiem jest serwis Uwolnij muzykę!). Do kolejnego wpisu na tej stronie zostały dwa dni. Wystarczy na wycieczkę do Hadesu i z powrotem, a potem znów.
ANAÏS MITCHELL „Hadestown”
Righteous Babe Records 2010
8/10
Trzeba posłuchać: „Way Down Hadestown”, „Why We Build The Wall”, „Wait For Me”, „Papers”.
Komentarze
ooo wow, cena tej książki nieco zaporowa.. ale i tak cieszę się, że wreszcie jakaś ciekawa pozycja na naszym (jakby nie było trudnym) rynku się pojawiła.
a Anaïs Mitchell to dla mnie strzał w dziesiątkę – dzięki!
wzięło mnie w 1min 16sek.
Jak na złość, najbardziej interesująca mnie w tym wszystkim nazwa własna to… Merzbow. Piastujący zaszczytne stanowisko Wlk. Nieobecnego. Po raz kolejny, bo kilka miesięcy temu był również nieobecny na swoim odwołanym koncercie. Ma wprawę… 😉
Znam, znam, znam. Tzn. płytę, nie książkę. 😉 R-E-W-E-L-A-C-J-A. Słuchałem tylko dlatego że Vernon maczał w tym palce, nie spodziewałem się czegoś tak wyśmienitego.
e tam, nikt. płytę znam. za koncept ma dziewczu fory (ale ze sie ludziom jeszcze chce?), ale calosc ciezkostrawna (w moim przypadku, jasna sprawa). raczej ciekawostka, nic rewelacja.
@ Bartek
A ja właśnie czytam Twoje opracowanie „recenzja muzyczna” w „Biblii dziennikarstwa”.
W większości się z zgodzę, choć mamy różne spojrzenie na to, czym jest obiektywizm. To sposób istnienia wartości, nie stopniowalna bezstronność. Ale to na dłuższą rozmowę…
Sama książka zaś – przednia. Koleżanka-łamaczka już piszczy, żeby poczytać o infografikach.
@Pablo –> To mam nadzieję, że kiedyś będzie okazja, żeby to przegadać. Mój wkład w tę książkę był maleńki i tak dawno temu, że już zapomniałem, co mówiłem – ale całość rzeczywiście potężna i robi wrażenie. Pozdrów Koleżankę-łamaczkę. Jak mogą potwierdzić moi koledzy z pracy, porządne szkolenie z łamania tekstów i tej całej magii desktop publishingu to moje niezrealizowane marzenie. 🙂
OUR LADY OF THE UNDERGROUND czyli Anais Mitchell
…a u nas Targi Ksiazki (Göteborg, 23-26.09), moze niewiele o muzyce. Tegoroczny temat to: Afryka. Goscie Targow m.in. Alexander McCall
Smith, Erica Jong, Nadine Gordimer, Jonathan „Zapiro” Shapiro, Alain Mabanckou.
A Ci, ktorzy lubia ANAIS MITCHELL rowniez posluchaja Ani DiFranco,
Catie Curtis, Laure Veirs czy tez Joanne Newsome.
Płyta OK. Bardzo mocno kojarzy mi się z ostatnim albumem Earth: „Bees Made Honey…”. Podobne tempa i tak samo brzmiąca perkusja. Odpowiada mi to. Fajnie są te śpiewy na głosy, trochę bluesa, trochę gospel.. Choć przyznacie – muzycznych zapożyczeń jest tu jednak mnóstwo.
@ Bartek
…ale co z tym Merzbow? w drukarni nie starczyło papieru, czy zadecydowały inne względy? 😉
Oj, płyta mi się podoba.
Blog też, będę tutaj zaglądał.
pozdrawiam
@bionulor –> Nie mam pojęcia. Michał Libera, który jest głównym sprawcą polskiego wydania, na pewno będzie wiedział coś więcej. Dla pocieszenia dodam, że to był króciutki (2 strony w oryginale) wywiad z pisma „Seconds” i że bardzo łatwo go znaleźć w internecie – na przykład tu:
http://www.esoterra.org/merzbow.htm
O! książkę łyknę na pewno! Płytę również, bo wszystko co zawiera Vernona jest świetne. A co do niespotykanego gatunku folk-opera polecam My Brightest Diamond. Tworząca go Shara Worden to pani, z bardzo charakterystycznym głosem, która śpiewała kiedyś u Sufjana S. MBD to jej solowy projekt, który momentami śmiało podchodzi po właśnie folk-operę. http://www.youtube.com/watch?v=WT_UnGTi7DE&feature=related
moze cos dla wszystkich na
http://www.swedesplease.net
szwedzki mp3 blog o indie-pop, rock, electronica…
/ w j.angielskim/
Książkę już zamawiam [w Merlinie promocja cena poniżej 40 pln!]. Płytę dopiero zaczynam przesłuchiawać. A mam pytanie: Czy wiesz coś Bartku o polskim wydaniu książki Piero Scaruffi’ego? oraz książce, którą pisał Marcin Borchardt [fragmenty gdzieś czytałem ale chwilowo nie pamiętam gdzie:( chyba w Glissando].
@Marcin –> O Scaruffim wiem, że powstaje. Mogę się dowiedzieć więcej. Co do Borchardta, nie wiem, o czym pisał. Ale może o „The Rest Is Noise” Alexa Rossa? Bo to też miało wyjść po polsku.
Piękna płyta, wielkie dzięki za ten trop.
Też dzięki – „Why We Build The Wall” (a przynajmniej te wykonania, w których Mitchell wokalnie ogranicza się do udziału w chórku) to mój przebój tygodnia. Porusza dźwiękowo i tekstowo, chociaż to w sumie pieśń ludzi pracy.
Chciałbym wielce podziękować za ten wpis: „Kultura dźwięku” (wraz z „Wyż nisz”, którą zostawiam sobie na komunikację miejską, bo ona taka poręczna i przyjemnie hasełkowa 😉 już u mnie na biurku. Głównie dzięki tym kilku linijkom blogowe tekstu zmotywowałem się do jej kupna – bo tak to cena trochę odstraszała, ale skoro widnieje tu taka rekomendacja… W każdym razie, jestem szczerze książką zachwycony :). Zachwyt tym większy, że umili mi on dziś wieczorem czas, w którym to miałem się wybrać na gdański koncert Regenorchester XI, lecz z w powodów zdrowotnych na nim być nie mogę.
Jak czytam „postaci”, to mnie, unosi……