Co Ty możesz zrobić dla Indigo Tree
Dziś trafia na rynek. Kilka słów o tej płycie na łamach „Polityki” dopiero za tydzień. A że album Indigo Tree wart jest tych kilku słów od razu, już, bo to w końcu autorzy największej polskiej niespodzianki ubiegłego roku, to dla Czytelników tego bloga kilka słów na temat „Blanika” już dziś. Piszę „niespodzianki”, bo Filip Zawada (poprzednio w AGD i Pustkach) oraz Peve Lety (poprzednio solo) poznali się przypadkiem, zaczęli ze sobą pracować mimochodem, a jedną z najlepszych polskich płyt ubiegłego roku „Lullabies of Love and Death” wydali po cichu. O.
Przede wszystkim, jest dobrze. Pierwsze dysonansowe dźwięki gitary mogą wprawdzie sugerować, że z garażowej muzyki zrobiła się komórkowa i że to będzie lo-fi odpadającego tynku ze ścian, ale drugi na płycie „Drymonday” przypomina nam, czym jest ten duet. A przynajmniej mi przypomina, więc skoro już się tu dzielę takimi spostrzeżeniami, to się podzielę i tym.
Ujmującą cechą muzyki wrocławskiego duetu jest to, jak bardzo trzeba się wyciszyć, zatrzymać, niemalże schylić, żeby dostrzec jego wielkość. Proste, krótkie i kompletnie pozbawione patosu kompozycje skonstruowane wokół powtarzających się fraz gitarowych, najczęściej bez perkusyjnego wsparcia, miałyby wręcz charakter szkiców, gdyby nie to, jak dużą wagę obaj muzycy przywiązują do brzmienia. Na „Blaniku” to brzmienie, wzmocnione trochę, zelektryfikowane, ma nie mniejsze znaczenie niż na debiucie. Realizator dźwięku Michał Kupicz staje się nawet oficjalnie trzecim członkiem grupy. Indigo Tree dbają o szczegóły i – co rzadkie w polskiej muzyce alternatywnej – świetnie operują wokalami.
Tyle Indigo Tree robią dziś dla nas. Ale i Ty, drogi Czytelniku, już dziś możesz coś zrobić dla nich. Kup dwa egzemplarze tego albumu. Jeden zostaw sobie (po co o tym piszę, każdy by i tak to zrobił), a drugi zapakuj w kopertę, zaadresuj i wyślij do jakiejś bliskiej Ci, rozgarniętej osoby za granicami naszego pięknego kraju. I wszystko. Teraz pozostaje Ci tylko czekać na trzecią płytę Indigo Tree oraz na informację, kto i gdzie ją opublikuje.
INDIGO TREE „Blanik”
Antena Krzyku 2010
8/10
Trzeba posłuchać: „Drymonday”, „Lazy”, „Blanik” i nie tylko. Znalazłem na YT spot reklamowy nowej płyty, który niewiele o niej mówi, ale tym bardziej trzeba po prostu sięgnąć po płytę (ale poszukajcie klipów do utworów z płyty pierwszej).
Uzupełniam – jest Leavingtimebehind:
Komentarze
Słuchałem sobie godzinę temu Indigo Tree, a szwagier nagle przewiercił się wiertarką udarową z kuchni do mojego pokoju i sporo gruzu spadło mi na biurko. Teraz czytam to Twoje „lo-fi odpadającego tynku ze ścian” i myślę, że może jednak coś w tym jest;)
🙂
Przypomniałem sobie przy okazji debiut i przyszło to uczucie, którego życzę fanom wszystkich zespołów – przy nowej płycie w ogóle nie chce się go słuchać.
http://www.youtube.com/watch?v=zI_v6xx15Ls&feature=player_embedded (leavingtimebehind – z płyty Blanik)
Ooo! Nie slyszalem jeszcze plyty, ale to brzmi zadziwiajaco swiezo. Tak swiezo, ze mysle – panowie maja dobre kontakty z zachodem i predzej, niz pozniej, odpowiednie ucho to uslyszy. Dwa dni temu XX’si dostali Merkurego. Ich wystep byl urzekajacy w swej prostocie, Wild Bestie zagraly tez. Tak, ze mrowilo w srodku. Lawrinowa porownala Bestie do Anthony and The Johnsons – czy ona oszalala? To baardzo szerokie porownanie, ale dla mnie Indygo gdzies tam jest. Indigo brzmi jak brytyjskie kapele i nie jest wtorne. Wow!
brawo!
ładne. z debiutu lubię 3 piosenki a tutaj cały album płynie miło.
nie wiem czy panowie z indygo chcieliby żeby ich zespół był nazywany ‚polską brytyjską kapelą’. jakie to ma znaczenie – to jest po prostu dobre. ja słyszę tam dolnyśląsk żeby nie powiedzieć wrocław 😛
„Polskie brytyjskie” granie to we Wrocławiu uprawia raczej Janek Samołyk. Indigo Tree to coś, co przy minimalnych rockowych środkach jest w stanie sprawić, że miłośnik ekstremalnego i pogiętego grania stwierdzi: „Kurczę, to jest ładne”. Tak też wypadają na żywo. Przyjemnie, sympatycznie, nienachalnie, spokojnie. Można się wyciszyć i wypocząć. Hmm, nie mogę w tej chwili sprawdzić, tak mi teraz chodzi po głowie, że w podobnych klimatach tworzy Selfbrush. „Polskie czeskie” granie? 😉
oj nie, jankowi życzę wszystkiego dobrego bo premiera płyty zbliża się wielkimi krokami to jednak to co gra (znam z myspace’a) jest naznaczone jakimś ‚znajomotutejszym’ brzmieniem (to wrażenie potęguje ‚ten’ akcent w piosenkach anglojęzycznych). ale miłe piosenki gra 🙂
indigo drugą płytą liznęli jak dla mnie klimat niektórych utworów have a nice life co mi się podoba. choć te skojarzenia z bon iverem czy jose gonzalezem wciąż najsilniejsze. powiedziałabym że IT to takie skandynawskie anglojęzyczne polskie granie 😛
Poczuwam sie do wyjasnienia. Przykro mi, ale w mojej skromnej opinii, nie istnieje polska oryginalna muzyka indie (dotyczy to rowniez innych gatunkow muzycznych, ale nie jest to tematem tego wpisu) Mamy oryginalna muzyke ludowa : ) Podobna sytacja jak z muzyka reggae, mamy fajne kapele, ale chyba nikt nie sprobuje twierdzic ze to jest oryginalne…, jest z muzyka indie – to nie jest „nasza” muzyka. Nie chce tym dyskredytowac osiagniec polskich artystow, choc generalnie poza nielicznymi wyjatkami niecnie sie dyskredytuja. Chi,chi : ) Mysle ze to komplement moc powiedziec o polskiej kapeli ze brzmi swiezo i brzmi profesjonalnie jak brytyjskie kapele i ze nie ma obciachu. Slyszalem kiedys koncert londynskiej kapelki z labelu One Little Indian w niewielkiej miejscowosci w Szkocji. Mlode gnoje, quartet, w polakustycznych warunkach w zwyczajnej cafe dla ok 40 osob, trzech na wokalu, a chorki jak pier- leni Bitlesi, mozna lubic albo nie, ale to bylo bardzo bardzo profesjonalne. Widzialem IT z Off’a na tubie i to juz nie bylo takie wycyzelowane, no… ale moze to nie byl dobry camfon. Pzdra
@vlad.palovy –> Mam bardzo podobne spojrzenie na problemy polskiej sceny alternatywnej. średniej klasy brytyjski lub amerykański zespół przyjeżdża do Polski i warsztatowo wygrywa z naszymi najlepszymi. Więc jakkolwiek byśmy zagranicznie porównywali IT, będzie to zwykle komplement. Koncert na Offie też był wykonawczo dobry, choć przyzwoicie prezentujących się polskich zespołów było na tym festiwalu na szczęście kilka.