Ale przecież to nie jest hip-hop w ogóle

Gdy mnie pytają, czy byłem fanem Boba Dylana, odpowiadam, że nie do końca. Ale gdyby mnie zapytali, czy doceniam jego wpływ na muzykę rozrywkową, odpowiedziałbym, że go podziwiam. Stąd moja niedawna radiowa uwaga o Dylanie jako o amerykańskim Szekspirze – twórcy pewnego żelaznego repertuaru. Nie trzeba daleko sięgać, żeby zaobserwować wpływ Dylana na rzeczywistość. Włączacie na przykład płytę Danny’ego Browna, świeżą i znakomitą, a tam w utworze numer trzy dostajecie na początek frazę You know I’m living like a rolling stone, której bez Dylana nikt by pewnie nie rozumiał ani nie używał. Dalej Danny Brown rapuje tak:

Feeling like I got money
Know I’m just nigga rich
Even if she fuck me
I still know life a bitch

A to świadczy o tym, że realistycznie ocenia swoje miejsce w szeregu. Do najpopularniejszych twórców hip-hopu nie należy, o czym przypomina aktualne 77. miejsce na liście „Billboardu”, ale dziś taki Kanye West może mu wiązać sznurowadła. Danny Brown w barwach elektronicznego Warpa nagrał płytę-rakietę, wypełnioną intensywnymi beatami i dojrzałym stylem wokalnym, który w zestawieniu z dość wysokim tembrem głosu (w Downward Spiral wita nas niczym Les Claypool – wraca w podobnym stylu m.in. w Goldust) może robić wrażenie lekkiego natręctwa. Zbić to wrażenie można w jeden sposób: jechać do przodu, nie gubiąc tempa przez całe 46 minut i mnożąc pomysły. „To już nie jest hip-hop” – odpisał mi ktoś na Twitterze, gdy wrzuciłem tam klip z tej płyty. Otóż jest to hip-hop, co więcej – jest to hip-hop w najlepszej postaci, jaką zdarzyło mi się słyszeć w tym roku: zapraszającej do środka, włączającej całymi garściami inne gatunki, oszczędnie dozującej gości – choć jest Kendrick Lamar w jednym z najbardziej rozbudowanych fragmentów albumu Really Dow. W tym samym utworze mamy zresztą przechwałki Browna dotyczące dawnego życia ze sprzedaży kokainy (zawsze był przodownikiem: Now I sell out all my shows / Used to sell out all my blow) i opisy scen raczej dla dorosłych. Więc tutaj to raczej nawet blisko rapowego mainstreamu.

Mitologia hiphopowa pojawia się tu częściej, ale zwykle w krzywym zwierciadle. Weźmy świetny Ain’t It Funny – kawałek o narkotykach, których jest tyle, że trzeba wynająć kolejkę górską, a krew z nosa leci na czerwone dywany (Nose bleeds red carpets / But it just blend in / Snapping pictures / Feeling my chest being sunk in). W Get Hi upalony Brown słucha płyt jazzowych. Są i pieniądze, jest przemoc (When It Rain), ale wszystkie te stereotypowe tematy mało by mnie interesowały, gdyby nie klasa i sposób podania.

Jeśli nie wiadomo, co mi się tak bardzo podoba w płycie hiphopowej, to zazwyczaj chodzi o sample. Na albumie Browna wykorzystywane zręcznie i odwołujące się do bliskich mi rejonów. Weźmy świetny Goldust, który kojarzył mi się na początku z Aleją gwiazd Zdzisławy Sośnickiej, a okazał się fragmentem znanego mi również utworu krautrockowego Embryo. Sample to w ogóle oddzielna opowieść w wypadku Atrocity Exhibition. Słyszeliście na przykład, żeby jakiś hiphopowiec samplował Cut Hands? A tu, proszę – w utworze Pneumonia. We wspomnianym już Downward Spiral jest Guru Guru (Brown i jego team najwyraźniej posmakowali w krautrockowcach). Gdzieś dalej pogrywa – też dość rockowo – Greenslade. W Ain’t It Funny beat „robi” fragment Siam z pierwszej solowej płyty Nicka Masona z Pink Floyd. W znakomitym (pierwsza piątka, albo i trójka) singlowym When It Rain mamy fragment Pot au feu eksperymentalnej kompozytorki brytyjskiej Delii Derbyshire. Nie sprzedają takich sampli w pierwszym lepszym sklepiku. W dodatku te są dostrzeżone w sposób genialny – od Derbyshire producent Browna bierze na przykład gotową, niemal idealną pętlę. Prawdę mówiąc, już sam ten fragment robi za dobry współczesny beat hiphopowy.

Któż jest tym mistrzem kreatywnego samplingu? Młody Anglik Paul White, który ma z hip-hopem niemałe doświadczenia, ale trudno go uznać za człowieka ze środowiska. To on przygotował podkłady do najważniejszych fragmentów płyty, lekko bawiąc się konwencją, wyczuwając świetnie rockowy charakter niektórych beatów i wykorzystując swoje doświadczenia jako instrumentalisty – choćby w świetnych partiach basu, który jest jednym z bliższych mu instrumentów. Brytyjska prasa już lata temu obwołała White’a DJ-em Shadowem XXI wieku.

Pan Brown i pan White wspólnie zebrali taki zestaw utworów, że nawet nie miałem czasu zajmować się tu nawiązaniami (Atrocity Exhibition) do Ballarda i Joy Division. Nie ma sensu przybliżać tego hip-hopu poprzez wysupływanie tych nawiązań. On jest wystarczająco bliski. I tylko oficjalna fizyczna premiera w Polsce dość daleka: za półtora tygodnia. Najlepiej byłoby sobie skracać ten czas oczekiwania, słuchając tej płyty.

DANNY BROWN Atrocity Exhibition, Warp 2016, 8/10