10jarzyn

Tytułowa fraza dzisiejszej płyty brzmi dziś trochę jak prowokacja polityczna, ale obiecuję, że nic z tych rzeczy nie spotka czytelnika niniejszej notki. Wolałbym przyciągnąć go do dalszej lektury tak: wyobraźmy sobie, że ten sławny, ponury syntezatorowy wstęp do Warszawy Bowiego autorstwa Briana Eno to tylko fragment całodziennych zmagań człowieka z maszyną. Już pierwszy utwór płyty, o której opowiem, brzmi trochę tak, jak gdyby opowiadał wcześniejsze i późniejsze zmagania – w całej swojej surowości. Nie wiem, czy to Minimoog, jak u Eno, brzmi bardziej jak późniejszy polifoniczny Korg, ale zaszumione i przesterowane brzmienie analogowego syntezatora będzie nam towarzyszyło przez całą płytę. Bardzo wyjątkową – nie słyszałem czegoś takiego, nawet w wykonaniu oryginalnego zwykle Bartka Kujawskiego.

Dopiero tym, którzy kliknęli „dalej” – albo po prostu postanowili kontynuować lekturę w drugim akapicie – dopowiem, że pierwsze zetknięcie z albumem A kto jest słaby, niech jada jarzyny może być trudne. To jak pójść na koncert, nie wiedząc, kto gra. Jak włączyć płytę, którą ktoś nagrywa w czasie rzeczywistym. Poszczególne utwory – nazwane od kolejnych gatunków jarzyn, zgodnie ze specyficznym (nie zawsze trawię) poczuciem humoru autora – tworzą jedną, spójną opowieść. Wchodzimy w nią jednak bez żadnych wskazówek, bez nawigacji. Motywy melodyczne pojawiają się nagle, porządkując całość harmonicznie, po czym znikają bez śladu, by już nie wrócić. Drugi plan stanowią przeróżne samplowane i przetworzone dźwięki, które potrafią – jak w pierwszych sekundach Szparaga lekarskiego – przypominać preparowany fortepian. W ogóle sporo jest w tej muzyce Kujawskiego przełożeń na tradycyjną, klasycznie zaaranżowaną, często symfoniczną wręcz muzykę filmową (także precyzyjniej – muzykę do filmów grozy, jak słusznie sugeruje Bartosz Nowicki) – jak choćby w Buraku ćwikłowym (pomijam dla uproszczenia nazwy łacińskie w nawiasach) czy Cebuli kartoflance. Gdy się pilniej wsłuchać w poszczególne fragmenty, można wręcz odnieść wrażenie, że autor albumu odnosi się do różnych okresów w muzyce poważnej.

Jednocześnie muzyka Kujawskiego nie wymaga tłumaczeń, sama w sobie jest niezwykle plastyczna, działa fizycznością dźwięku i jego dynamiką, mając momentami charakter dziecięcej zabawy, której zaprzecza jednak całościowa forma, bardzo precyzyjna i w sumie oszczędna, stworzona chyba bez żadnej presji nawiązywania do modnych nurtów współczesnej sceny elektronicznej. Nawet w różnorodnym katalogu Mik.Musik trudno znaleźć punkty odniesienia dla tego rodzaju myślenia, choć gdybym już musiał, to szukałbym ich w okolicach albumu Macieja Szymczuka Muzyka na fortepian, chór i orkiestrę sprzed 12 lat. A kto jest słaby… jednych odrzuci, drugich przyciągnie jak magnes i zaciekawi na bardzo długo. Sam należę do tych drugich, a płyta podoba mi się chyba nawet bardziej niż najwcześniejsze nagrania Kujawskiego realizowane pod szyldem 8rolek. W wydaniu specjalnym (i limitowanym) można było ją kupić z 8-calową płytką analogową wytłoczoną przez Altanova Press i zawierającą – rzecz tylko potwierdza spójność całego materiału – wersję skróconą albumu, czyli de facto wersję skróconą utworu tytułowego, którym jest tych 10 warzywnych epizodów.

Tak w ogóle to miałem okazję przypomnieć sobie to i owo z dyskografii Mik.Musik, bo dziś wieczorem od 23.35 w radiowej Dwójce szykujemy małą retrospektywę tej wytwórni i spotkanie z jej szefem, Wojtkiem Kucharczykiem. Zapraszam do słuchania, bo na taką okazję czekaliśmy ładnych parę lat i nie wiadomo, kiedy będzie kolejna.

BARTEK KUJAWSKI A kto jest słaby, niech jada jarzyny, Mik.Musik/Altanova 2016, 8/10