Rodzina rockiem silna (i znamy ojca)

To jedna z czterech najśmieszniejszych rzeczy na świecie (odliczając Wilq). Ćwierć wieku po tym, jak brytyjskie elektroniczne labele niezależne rozjeżdżały kulturę rocka, te same elektroniczne labele niezależne kulturę wyspiarskiego rocka ratują. Gdyby mi ktoś wtedy pokazał tegoroczną ofertę Ninja Tune (Black Country, New Road) i Warpa (Squid), tobym się głośno śmiał i pukał w czoło. Nawet gdyby ktoś mi powiedział, że Rough Trade – w latach 90. przeżywające gorsze chwile i też szukające w rejonach elektroniki (Jimi Tenor, zresztą na zmianę z Warpem) – w roku 2021 będzie się najmocniej kojarzyć z Black Midi, pokiwałbym głową z politowaniem. A dziś? Wprawdzie Squid śpiewają na nowym albumie (w jednym z moich ulubionych momentów) We’re still dance, dance, dancing today / To the global groove, to jednak w sposób oczywisty niewiele ma to wspólnego ze sceną taneczną budowaną przez Warpa w XX wieku.   

Kwintet Squid z Brighton to kolejne młode zjawisko sceny brytyjskiej osłuchane w tamtejszej nowej fali. Ale na tym kończą się podobieństwa do innych – z wyjątkiem może wspomnianych Black Midi czy Black Country, New Road. Bo członkom formacji równie blisko do punka co art rocka. Bo używają pasjami akordów już raczej z jazzowego podręcznika. Zresztą i grze akordowej, i arpeggiowym aranżacjom obu partii gitar daleko do sztampy – i bliżej do trybu postrockowego. Poza tym Squid lubią pauzy, krzyki i zmiany tempa. Po trzech minutach, zamiast kończyć, zaczynają się dopiero rozkręcać (stąd pewnie porównania z kraut rockiem). A ich partie instrumentów dętych (które mają na pokładzie) brzmią trochę jak w nagraniach dubowych. 

Grupa zdolnej, inteligenckiej młodzieży nagrała album Bright Green Field z taką ambicją, jak gdyby kręcili film o współczesnym świecie. I z pokaźnym zestawem lektur. Singlowy Narrator wprost odnosi się do chińskiego filmu Długa podróż dnia ku nocy pokazywanego u nas na Nowych Horyzontach. A pełna rozpaczliwych emocji partia wokalna Marthy Skye Murphy jest próbą wyzwolenia się, nawiązaniem do wątku opresji z tamtego filmu.  

Cały zespół nie boi się teatralności (trochę jak BCNR). I powoływania się na liczne lektury. Mówią, że interesuje ich dystopijny charakter rzeczywistości, wskazując na książkę The Age of Earthquakes: A Guide to the Extreme Present, którą współtworzył Douglas Coupland (naśladujący w niej trochę Marshalla McLuhana) jako na pewne źródło inspiracji. W G.S.K. sięgają z kolei po moją ulubioną książkę J.G. Ballarda Wyspa o nagłym wyobcowaniu, izolacji i samotności rodem z opowieści o Robinsonie Crusoe, jakich ofiarą można się stać, wypadając ledwie kilka metrów poza obręb współczesnej cywilizacji. Tropów i problemów jest tu dużo więcej niż wynosi współczesna norma dla płyty rockowej.   

Te pachnące już momentami fantastyką naukową inspiracje nieźle się zazębiają z estetyką The Fall czy Pere Ubu, również istotną jako punkt odniesienia. A wokale Olliego Judge’a, śpiewającego perkusisty – stosownie bliskie Markowi E. Smithowi, ale też bardzo urozmaicone – mogą się okazać jedynym naprawdę kontrowersyjnym elementem mieszanki. Nie każdemu się spodobają, choć wydaje mi się, że ta niemal hardcore’owa desperacja idealnie uzupełnia utwory, w których nic nie jest w sam raz i nic nie jest nijakie – są przeskalowane, wydłużone, ale z całą pewnością coraz bardziej ekscytujące przy kolejnym i kolejnym odsłuchu, choć z pewnością dalekie od rockowych suit czy nawet wydłużonych form Radiohead. Inne, choć pełne rozpoznawalnych elementów. W szarpanej rytmice znajdziemy ślady Talking Heads, w gitarowych arpeggiach – „środkowe” King Crimson czy jednak Radiohead (utwór 2010). No i wreszcie sporo odniesień do This Heat czy XTC. Ale te odniesienia nie są tu obciążeniem i nie robią ze Squid cienia którejkolwiek z wymienionych grup. Stało się więc znowu coś ważnego – nie dość, że na tej samej scenie, to jeszcze w tym samym studiu nagraniowym.

Osobne słowo pochwały należy się bowiem Danowi Careyowi. Dawno nie było brytyjskiego producenta tak dobrze czującego muzykę gitarową i miksującego ją z taką przestrzenią i klarownością. O kapitalnym brzmieniu nagrywanych przez niego bębnów toczą się już osobne dyskusje na fachowych forach. Carey odpowiedzialny jest zarówno za debiut Black Midi, tegoroczny drugi album kobiecej grupy Goat Girl, ostatnią płytę Fontaines D.C., jak i za ten album Squid. BCNR, Black Midi i Squid nagrywali dla współprowadzonego przez niego efemerycznego labelu Speedy Underground. W chórze na nowej płycie pojawiają się z kolei w pewnym momencie członkowie Black Country, New Road. Wszystkie te zespoły to wielka rodzina. I nie pamiętam tak zdolnej i przyjaźnie do siebie nastawionej rockowej rodziny na Wyspach Brytyjskich, a sporo środowisk z ostatnich 30 lat pamiętam. 

SQUID Bright Green Field, Warp 2021, 9/10