Już przyjemne, jeszcze nie łatwe

Słucham nowej płyty Arooj Aftab, jednej z bohaterek weekendowej playlisty, i ciągle najbardziej podoba mi się promujący ją utwór Mohabbat. Amerykanka pakistańskiego pochodzenia błysnęła dwa lata świetnie przyjętą kompozycją – bo należałoby na to patrzeć jako na jedną całość – Siren Islands. Zafascynowana minimalizmem, grała na syntezatorze, gitarze elektrycznej, przetwarzała głos – z efektem tyleż zaskakującym, co bardzo surowym, właściwie monochromatycznym, bo jej utwór brzmi jak kserokopia rozbuchanych brzmieniowo improwizacji. I teraz, trochę bocznym wejściem – bo ciągle w katalogu wydawcy specjalizującego się w muzyce współczesnej – wchodzi w sferę artystycznego popu, kulturowo wymieszanego folku i smooth jazzu podszytego poetycką tradycją gazel. Pierwsze takty albumu Vulture Prince z partią harfy (na której gra Maeve Gilchrist – wróci jeszcze dwukrotnie) podpowiadają więc szybko, że mamy do czynienia z jakąś nową odpowiedzią na Joannę Newsom. Ale nie cały album to potwierdza.    

Album absolwentki Berklee College of Music, najpierw mocno promowany na Bandcampie, wczoraj dostał świetną notę od Pitchforka, co wróży kolejne recenzje. Słusznie, bo płyta rozhermetyzowuje mocno stylistykę artystki – aż do poziomu opartego na karaibskiej rytmice i śpiewanego po angielsku Last Night, które trafi do fanów Sade, Stinga czy Nory Jones. A to doprowadzi tę publiczność do kluczowych na płycie nagrań: ciągle atrakcyjnego, ale już mocniej zanurzonego w pakistańskiej tradycji Mohabbat, ambientowego i najbardziej minimalistycznego w zestawie Saans Lo (dla którego bardziej odpowiednim skojarzeniem wydaje się twórczość Cocteau Twins), a wreszcie otwierającego całość Baghon Main z nastrojową partią skrzypiec Dariana Donovana Thomasa. 

Co do tego nastroju – jest żałobny, a w najlżejszych momentach refleksyjny, bo to album dedykowany pamięci zmarłego młodszego brata autorki. Ale też bardzo poetycki. A co do gości – muzyków współpracujących z Aftab jest na tym albumie dużo. I choć ciągle udaje się zachować dużo przestrzeni, to ci współpracownicy przeciągają estetycznie rzecz w różne strony. Brazylijska gitarzystka Badi Assad odcisnęła silne piętno na utworze Diya Hai, z kolei Shazhad Ismaily wywarł wpływ na drugą część płyty, w utworze Mohabbat pojawia się Gyan Riley, syn ważnego dla kompozytorki Terry’ego Rileya. Nie mam wątpliwości co do talentu bohaterki płyty, choć ostateczny kształt Vulture Prince wydaje mi się jednak wynikiem pewnych kompromisów – a może po prostu rozdarcia pomiędzy ambicjami muzycznymi każącymi się ograniczać a potrzebą emocjonalnej wypowiedzi we własnej, bardzo uniwersalnej sprawie. To drugie ciągnie Aftab w rejony nieco prostszego, a zarazem atrakcyjnie aranżowanego multikulturowego popu, dla którego miejsca w mediach i na półkach będzie coraz więcej. Już teraz ciekaw jestem, w jaką stronę to dalej pójdzie. I mam nadzieję, że nie w kierunku składanek serii Siesta.    

AROOJ AFTAB Vulture Prince, New Amsterdam 2021, 7-8/10