Słowo na niedzielę: instrybutor

Jeśli ktoś – jak ja – marzył zawsze, żeby zidentyfikować precyzyjnie datę, a może nawet i godzinę, kiedy jakieś nowe słowo weszło do polszczyzny, na pewno się ucieszył. Dokładnie nocą z 27 na 28 lutego doszło do próby destrukcji stacji dystrybucji paliw płynnych firmy Orlen, która okazała się ostatecznie formą kontrybucji na rzecz językowej ewolucji. I wprawdzie hasła instrybucja nie można było dotąd znaleźć w zasobie polskich słów pochodzenia łacińskiego, to od tej pory już jest – jako słowo pochodzenia zachodniopomorskiego. Bo incydent w Rymaniu z udziałem 37-letniej kobiety, która swoim BMW wjechała w budynek stacji niczym w tanim akcie wandalizmu z Grand Theft Auto (moim zdaniem to naturalne popkulturowe skojarzenie podziałało jak wabik), okazał się zaskakująco słowotwórczy. 

Ważne są tu dwa fakty. Po pierwsze, podczas całej akcji obecni na miejscu policjanci dostawali na bieżąco wskazówki od kilkorga przypadkowych gapiów, ewidentnie wychowanych na starym, amerykańskim kinie akcji. Stąd powtarzające się jak refren hasło strzelaj w opony! (Klub Komediowy je zresztą wykorzystał, nagrywając błyskawicznie swój Instrybutor Song, wklejony powyżej), a także najważniejsza porada: w instrybutor, k…wa, nie strzel. Bo wiadomo przecież, co się stanie ze stacją benzynową w amerykańskim filmie sensacyjnym albo grze w rodzaju GTA, gdy strzelicie w dystrybutor!   

Można tu mówić o błędzie, ale nie o przypadku. Hasło instrybutor (rzucone bodaj przez nagrywającego) pojawiło się w filmie będącym rejestracją wydarzeń z Rymania aż dwukrotnie. I tu dochodzimy do drugiego ważnego faktu – rzecz, jak prawie wszystko dzisiaj – została nagrana, mamy więc relację na żywo z tego tajemniczego dotąd procesu, w którym indywidualizm, w tym wypadku błędnie usłyszane lub źle zapamiętane słowo opisujące to urządzenie na stacji paliw, wchodzi do zasobu powszechnie znanych polskich słów. I nie jakoś chyłkiem, tylko z kopnięciem z półobrotu.  

Tu oczywiście ważny był proces dystrybucji (chciałoby się powiedzieć: instrybucji, bo to się kojarzy filmowo z incepcją). Film wrzucono do sieci, stał się wiralem, wywołał całą falę memów, którym jednak trudno było dorównać oryginałowi. Jedni śmiali się z wymowy szczelaj w łopony, inni żartowali złośliwie, że ten instrybutor to na pewno był zrobiony z amelinium. A publiczny nadawca radośnie pruł w TVP autostradą propagandy, tłumacząc, że całe zajście na stacji w Rymaniu to przecież efekt szkalowania firmy Orlen przez polityków opozycji. Owszem, zauważamy z łatwością rzeczy niedorzeczne, a umykają nam w tej fali niedorzeczności te naprawdę niewiarygodne.   

Ostatecznie opon w samochodzie nie przestrzelono. Bohaterka całej akcji podobno dojechała do odległego Koszalina i dopiero tam sama oddała się w ręce policji. Nie doszło też do wybuchu dystrybutora, ani tym bardziej instrybutora. Przeżywamy za to inny wybuch – popularności nowego słowa, którą można opisać prostymi danymi z wyszukiwarki: 27 lutego nieznane, 28 lutego słowo instrybutor w trendach Google na terenie prawie całej Polski wyprzedzało swój słownikowy i poprawny odpowiednik. Dzień po całej akcji społecznościowy słownik Miejski.pl podawał już nową definicję: instrybutor – alternatywnie na dystrybutor. Gdyby nie to, że kompletnie przypadkowe, byłoby to nawet słowo bardzo pomocne – daje w końcu szansę, żeby zamiast wieloznacznego hasła, które może opisywać i firmę, i człowieka, i jeszcze to urządzenie na stacji paliw, opisać samo tylko urządzenie. Uczestnicy akcji w instrybutor na szczęście więc nie wycelowali. Ale za to trafili do słownika.