Zujowe Granie

Ma rozmach nowa dyrekcja Zamku Ujazdowskiego. Wiemy już, że lubi muzykę, stąd jako autor bloga muzycznego znów się o tej placówce wypowiem. Wiemy też, że nowa dyrekcja preferuje klimaty bogoojczyźniane. Żaden grzech. Lubi się też przypodobać władzy, zapraszając na koncert koncesjonowanego mistrza dowcipu Jana Pietrzaka – ok, mamy wokół tyle gorszych sytuacji, cała kolejka oportunistów czeka na dyrektorskie posady w instytucjach kultury, działa znany z PRL mechanizm, jestem przeciw, ale koniecznością finansowego utrzymania na powierzchni można by to jeszcze usprawiedliwiać. Tylko że sytuacja z koncertem „Wolny świat” z okazji 100-lecia Bitwy Warszawskiej (zapowiadany na 14 sierpnia, w programie były: Contra Mundum, Luxtorpeda, Maleo Reggae Rockers, Apteka, raper Kękę, a przede wszystkim węgierska Hungarica) pokazała też, że nową dyrekcję interesują zespoły rockowe brunatnego pogranicza, których członkom zza narodowej dumy i koszulek z „węgierskimi wojownikami” (tamtejszy odpowiednik Red Is Bad) czasem błysną gdzieś hasła o odbijaniu utraconych przez kraj ziem, a w nazwie pod klipem migną dwie ósemki, albo jakieś inne dyskretne nawiązanie do tych państwa, którzy burzyli nam stolicę mniej więcej 76 lat temu.

A może dyrekcja tylko się zagalopowała w kursie na prawo i nie sprawdziła? Na to pytanie nie odpowiem, w zdrowych krajach takimi dylematami zajmuje się prokuratura. Wiecie, w czym problem? Że ta nowa dyrekcja, choć kieruje instytucją ze „sztuką” w nazwie, nie ma w tym wszystkim za grosz poczucia estetyki. Ma za to dziwne poczucie humoru, skoro koncert zapowiadała hasłem: Wolny Świat to dużo mocnej muzyki, pozytywna energia i dobra zabawa. Ja mam z kolei informacje, że miernik pozytywnej energii właśnie pękł i zabawa może być cięższa niż muzyka. 

Wczoraj wieczorem na profilach Luxtorpedy i Maleo Reggae Rockers pojawiły się informacje o tym, że na imprezie (którą już oplakatowano miasto) tych dwóch kapel nie będzie. Ta rezygnacja to miły gest, i to podwójnie. Po pierwsze, nie w każdym towarzystwie wypada się pokazać porządnym ludziom. Po drugie, nie w każdym towarzystwie wypada grać utytułowanym artystom, którzy przynajmniej w czasach transformacji i tuż po niej wpływali na kształt polskiej muzyki niezależnej. A do tej pory gromadzą tłumy i mają wpływ na młodych ludzi. Litza czy Maleo nawet za najsłabsze ze swoich nagrań nie powinni zostać skazani na wspólne granie z Contra Mundum. Bo dla muzyków z dorobkiem to jak degradacja do poziomu akademii. Ba, także Jędrzej Kodymowski z Apteki, nowy crush polskiej prawicy narodowej, który miał prowadzić owo wydarzenie, a nawet współprowadzący Wujek Samo Zło (lepszy przecież niż wskazuje pseudonim – a znam człowieka) nie zasłużyli na zapowiadanie lidera Contra Mundum, który niedawno w ramach #hot16challenge2 dumnie i na pewno z podniesioną głową rapował:

KODomicki ściek tęczowej popkultury
Razem z prądem płyną salonowe szczury
Pękły rury – wprost do Wisły spust
Nie pomoże tu maska, fetor cieknie z ust.

„Junta, reżim, dyktatura, samowładztwo, faszyzm
Tyrania, zamordyzm, dyby i Kaczyzm!”
Jednym chórem: „PRECZ!” , ciemiężone kobiety
Bez prawa do aborcji na usługach „Gazety”

Gwiazdy TVN rodem z PRL-u
Zjedzą własny shit byś dał lajka, przyjacielu
Ja wysiadam, chętnie przyjmę bana
Wolę iść wyprostowany pośród tych co na kolanach!

– ale zamiast przyjąć uwagi na klatę, zamknął komentarze pod klipem. Tyle w kwestii odwagi. Za to księgowość w normie – formacja CM obsługuje od lat znaczące rocznice narodowe, co każde z tych wydarzeń dewaluuje szybciej niż rządy Nicolása Maduro wenezuelską walutę.

A co w tym całym towarzystwie robi raper KęKę, próbowałem wczoraj odgadnąć przez pół dnia, aż polski raper opublikował najpierw krótką odpowiedź na zapytanie w komentarzu na Facebooku:

a zaraz potem to:

Owszem, KęKę jest konserwatystą. Ale znowu – czemu pakietować artystów tylko kluczem konserwatystów showbizu? Tu przypomnę raz jeszcze słowa dyrektora CSW Zamek Ujazdowski Piotra Bernatowicza z nie tak dawnego wywiadu dla POLITYKI

I powtórzę: nie posługuję się kryterium ideologicznym w swoich wyborach, ale merytorycznym. To oznacza, że potencjalnie każdy artysta ma otwarte drzwi do centrum. Niezależne od jego światopoglądu. Nie boję się o krótką ławkę.

Ja bym się trochę wstydził robienia czegoś dokładnie odwrotnego niż te wcześniejsze deklaracje. Placówka, którą prowadzi w tej chwili Bernatowicz, w dziedzinie pakietowania muzyków i politycznej przewidywalności tworzy nowe standardy. Zasłużyło to na jakieś określenie, etykietkę, co piszę z niechęcią, bo CSW to dla mnie wiele fantastycznych wspomnień z muzyczną awangardą. Kiedyś twórcy „Rastra”, jeszcze w wersji prasowej, krytycznie pisali o Zamku Ujazdowskim per Zuj. Idąc za ich myślą, proponuję dla muzycznego cyklu w U-jazdowskim hasło Zujowe Granie.