Świat Kurka

Wprawdzie podczas pandemii okazało się, że na odległość można dziś kupić prawie wszystko, czego nam w domu brakuje, wybory pocztowe stały się banalnym i powszechnym przedmiotem rozważań, to chyba najwięcej stracili ci wykonawcy, którzy wydali w ostatnich miesiącach dawno zaplanowane nośniki. Dane z OLiS-u pokazują jasno, że wyjątkowo łatwo było wejść do czołówki dzięki wynikom z przedsprzedaży – więc ta sprzedaż była nawet w wypadku mainstreamowych albumów ograniczona. A mnie z ostatnich trzech miesięcy zostało sporo nośników z muzyką do odsłuchu – bo z wygody sam słuchałem głównie plików. Dziś  będzie więc o różnych fizycznych wydaniach pokrótce i jednym w szczególności.    

Koledzy pytają, kiedy śpię, ale ale prawda jest taka,że pewnie nie dojdę nigdy do poziomu, przy którym będę mógł powiedzieć, że publikuję choćby wzmianki na temat choćby połowy wydawnictw, które do mnie docierają. Żałuję na pewno, że nie zdążyłem opisać płyty Gonna Be Fine Szatt (Dig a Pony), czyli Łukasza Palkiewicza, która przeleżała chwilę w opustoszałej w pierwszym rzucie pandemii redakcji. Solidny elektroniczny krążek z pewnością powinni odnaleźć w pierwszej kolejności ci, którzy śledzą sukcesy takich wykonawców jak Rysy, Sonar (których nagrania Szatt remiksował) czy wreszcie tria Kroki, w którym stale grywa autor albumu. 

Na redakcyjne biurko trafiła też niezłe płyty formacji Mad Ship (Flash Years, wyd. KOLD), czyli kwartetu Licak/Wójcik/Tarwid/Szmańda, grającego w stylistyce bliskiej nowoczesnemu prog-rockowi, ewidentnie za sprawą przesunięcia akcentu na gitarowe i elektroniczne partie autora kompozycji – Kuby Wójcika, oraz Longing grupy New Bone, kierowanej z kolei przez trębacza Tomasza Kudyka. Ta druga z kolei wydaje się bardzo osobista, pełna świetnych partii solowych (kwintet uzupełniają Bartłomiej Prucnal, Dominik Wania, Maciej Adamczyk i Dawid Fortuna), ale z kolei w mniejszym stopniu eksponuje granie zespołowe. 

Właśnie, granie zespołowe. Na nic jednak spośród nośnikowych premier nie czekałem tak bardzo jak na opublikowany przez Mondoj album Piotra Kurka A Sacrifice Shall Be Made / All The Wicked Scenes. Po Edenie i zeszłorocznym Polygome każdy album polskiego kompozytora kupowałbym w ciemno – ale ten jest jednak podwójnie nietypowy. Nie chodzi tylko o to, że zawiera muzykę teatralną (oryginalnie pisaną do dwóch spektakli Tiana Gebinga i jednego Grzegorza Jarzyny, na różne sposoby dialogujących z chińską tradycją), ale także to, że pojawiają się tu liczni współpracownicy i wykonawcy. Polscy (Barbara Kinga Majewska, Grzegorz Hardej) i chińscy wokaliści, do tego w jednym utworze Hubert Zemler na perkusji i – chyba najważniejszy ze względu na wkład muzyczny – Łukasz Rychlicki (Kristen, Lotto). Jest to więc dzieło w dużej mierze zbiorowe, bardzo odległe od tamtych autorskich albumów Kurka – choć na podobnie wysokim poziomie. Mam wrażenie, że ta muzyka ilustracyjna i autorskie utwory elektroniczne to dwie mocno osobne dla autora sfery, które jednak na tej płycie w pewnym stopniu się połączyły. 

Tę pierwszą mocno wyróżnia płynność i oddanie naturalnej wewnętrznej rytmice – jest, o czym już wspominałem, we frazach Kurka pewien nerw dość egzotyczny i tu przejście do chińskich odniesień przychodzi dość łatwo. Ale utwory z A Sacrifice… to bardzo statyczne obrazy dźwiękowe, oszczędnie operujące środkami muzycznymi takimi jak melodia czy harmonia, za to mocne, wysycone brzmieniowo. Żaden ze mnie ekspert od teatru, ale lubię sobie podczas spektakli posłuchać muzyki, bo sale teatralne są środowiskiem bardzo wyciszonym, ale – inaczej niż filharmonie – bardzo studyjnym jeśli chodzi o właściwości akustyczne, często praktycznie pozbawionym pogłosu, pozwalającym skonfrontować się z dźwiękiem w całej jego masie (i z tym nieuchronnym, trudnym do wyeliminowania szumem w momentach całkowitej ciszy!). I to jest muzyka wpisująca się w ten kontekst – Rychlicki swoimi surowymi interwencjami gitary mieści się w nim idealnie, realizując się tu niczym w jakiejś alternatywnej wizji Lotto, a przy okazji pewnie nieźle ilustrując spektakle, o których Daniel Muzyczuk pisze w słowie wstępnym jako eksponujących funkcje społeczne rytuału i ofiary. Wokalne Falling oraz gitarowe Ta Sha Si Le Ta i Golden Calf to dla mnie najbardziej intensywne fragmenty albumu. A pomysł na trio Kurek/Rychlicki/Zemler nasuwa się wręcz automatycznie – może jeszcze, jak w zbyt krótkim Interval, z Barbarą Kingą Majewską na wokalu?  

Wspomniałem o słowie wstępnym. Warto dodać, że całość na winylu jest wydana z dużą starannością i – co dziś rzadkie – wzbogacona o ośmiostronicową kolorową wkładkę ze zdjęciami ze spektakli. A zatem nieźle spełnia rolę wprowadzenia w teatralny świat Kurka.     

Podsumowując teatralne działania Mykietyna, wybitnego kompozytora, który chyba jak żaden inny kojarzy się dziś w Polsce z teatrem, Ewa Szczecińska pisała o dyskretnym dotykaniu esencji życia w momentach jego zadumania. I tam były naturalnie wpisywane w kontekst polski egzotyczne wpływy – choćby w postaci opisywanego przez Szczecińską zabawkowego oboju kupionego w Szanghaju, który został wykorzystany w temacie do Aniołów w Ameryce.  Chciałem tu unikać wielkich słów, ale trudno sobie wyobrazić lepszy kolejny etap rozwoju tradycji polskiej muzyki teatralnej niż właśnie Piotr Kurek – kompozytor świetnie czujący zarazem materię elektroniki, tak ważną na dzisiejszych scenach i tak sugestywną brzmieniowo, ale też akustyczną przestrzeń. I czas. Kurek osiąga ten moment zadumania zaskakująco szybko. Ile mu potrzeba w A New Story? Jedną, możne dwie minuty? Całość trwa trzy i pół, a wydaje się dronową epopeją, długą medytacją. Chińsko-polskie relacje teatralne nieźle te jego talenty wykorzystały, ale dla mnie to ciągle talent na miarę dostępu do znacznie szerszej publiczności – jak muzyka do ekranizacji Diuny, ale w wersji bardziej Christophera Nolana niż Denisa Villeneuve’a. Ciekaw jestem, kto pierwszy odkryje talent Kurka dla filmu – kraj czy od razu zagranica?  

PIOTR KUREK A Sacrifice Shall Be Made / All The Wicked Scenes, Mondoj 2020, 7-8/10