Wychowałem się na Trójce, polecam Sote

Wczoraj przy okazji wpisu o Trójce padł temat Iranu. A mnie tam nie trzeba długo prowokować, żebym zaproponował jakąś tamtejszą muzykę. W tym wypadku – naprawdę świetną, choć jakże odległą od tego, co może trafić na listy przebojów. Tu przyznaję – wychowywałem się na Liście Przebojów Trójki. Powinienem ją włączyć do swojej wersji tego popularnego czelendżu z 10 płytami, które mnie ulepiły, tylko nie wiem, jak to zrobić. Ale mam świadomość tego, jak mało istotna się stała przez te lata, zarazem będąc historycznie ważną instytucją dla polskiej kultury – okazywała się w coraz większym stopniu reliktem, pozostałością po czasach, gdy nie było prawdziwych list bestsellerów, a po nowe albumy trzeba się było udać z taśmą i magnetofonem w radiowy eter. Więc i centralne zestawienie ulubionych piosenek ludzie musieli wtedy nie wychodzić w sklepach albo wyklikać w serwisach streamingowych, tylko wygłosować w radiu. Podatna na społeczne akcje, zrywy, szturmy wydawców czy fanklubów (warto przeczytać list Bartka Gila do dyrekcji Trójki – jako załącznik do wczorajszego wpisu na Pf) i celebrująca własną legendę lista muzycznie – przepraszam, że to powiem, ale traktuję ją jak rodzinę, więc mogę być szczery – nie miała większego znaczenia od lat. Jestem przekonany o potrzebie rezygnacji z tej audycji, gdy już ktoś spróbuje odbudować to radio według jego pierwotnych idei, a nie tylko poskładać jako skansen. W szczególności niewielki sens ma lista bez udziału Niedźwieckiego – antenowo od dawna nie trafia już w moje upodobania, ale to wzór pewnej kultury radiowej (no i zapewne największy w Programie III fan Steely Dan – o tym pamiętajmy). Podobną kulturę antenową reprezentuje Agnieszka Szydłowska i jeśli już ktoś z kolejnego pokolenia miałby przejąć listę… no ale i ona poza Trójką. No to teraz, jeśli już was złapałem na tę nostalgiczną opowieść, nie uciekniecie – pora na Iran. Żeby była jasność – to nie są moje propozycje na listę. 

SOTE Moscels, Opal Tapes 2020, 7-8/10 

Ata Ebtekar, czyli Sote, elektronik z Teheranu i bohater kilku już entuzjastycznych recenzji na Polifonii (ostatnio w czołówce płyt roku 2019) uważa mnie pewnie za jakiegoś piszącego w niezrozumiałym języku stalkera. Ostatnio zauważyłem jednak, że sam zniknął z mediów społecznościowych, w których dzielił się często smutnymi refleksjami dotyczącym swojego kraju – bo choć urodził się w Niemczech, wrócił do Iranu, by tworzyć na miejscu muzykę nawiązującą do rodzimej kultury. Na jego poprzedniej płycie Parallel Persia pojawiały się tradycyjne perskie instrumenty. Na Moscels, choć ich nie ma, pozostaje charakterystyczna dla Ebtekara potężna dynamika, naturalna przestrzeń, oddech. Jest sporo posępnego klimatu, ale też pięknej melancholii – szczególnie w ostatnim spośród pięciu nagrań Moscels Z. To zresztą utwór spośród całego programu płyty wybijający się już na mocne 8/10, albo i wyżej. Zaskakująco dużo tu jednak fragmentów, w których w Sote odzywa się dążenie do poddania muzyki twardszym rytmicznym ograniczeniom, dyscyplinie arpeggiów – może bardziej w stylu Bacha niż techno, ale jednak z bardziej przystępnym niż dotąd efektem. Coś takiego znajdziecie w utworze Moscels Q. Mniej dronów, więcej melodii. Może są tu jakieś echa czegoś, co Sote robił dużo wcześniej?    

CRAZY DOBERMAN Illusory Expansion, Astral Spirits 2020, 7/10

Z puli nowości Astral Spirits największe wrażenie zrobiła na mnie płyta tej 16-osobowej orkiestry z Indiany. Przy tym dość swobodnym stylu grania największy problem takiego dużego zespołu to przede wszystkim nie wchodzić sobie w drogę i nie potykać się o nogi kolegów. Muzycy Crazy Doberman nagrywają wspólnie dużo, ale są to improwizacje i nawet przy okazji tej płyty słychać, że efekt bywa bardzo nierówny. Ale zaletą tego kolektywu jest jednak pewne zgranie – potrafią grać piano, potrafią się zdobyć na powściągliwość, co jest wielką zaletą wobec tego, że ewidentnie ciągnie ich w stronę psychodelii i free jazzu jednocześnie. Dobrze się poruszać choćby z prymitywną mapą, dlatego polecam na początek dwa utwory: pierwszy (Born Under an Evil Star) i ostatni na płycie (The Sight of Earth

JORDAN EDGE & NAVID ASGHARI Anamnesis, Opal Tapes 2020, 7-8/10

Zaskakująca płyta (tak bardzo, że w zasadzie chciałem o niej napisać wczoraj, ale nie starczyło czasu). Jordan Edge jest artystą wizualnym tworzącym kinetyczne rzeźby, Navid Asghari – kompozytorem muzyki ilustracyjnej z paroma chwalonymi filmami telewizyjnymi (m.in. Murdered for Being Different) na koncie. Obaj pracują w Wielkiej Brytanii, a płyta (czy raczej kaseta – znów mamy do czynienia z pracowitą wytwórnią Opal Tapes, która w ubiegłym tygodniu zaproponowała aż sześć nowych wydawnictw) dużo mówi o przestrzennej wyobraźni i myśleniu obrazem. Kieruje skojarzenia słuchacza w stronę postapokaliptycznej wizji świata i sztucznej inteligencji. Dźwiękowe rzeźby brytyjskiego duetu zdają się wyrastać ze złomowisk lub zarośniętych chaszczami poprzemysłowych kompleksów rodem z Fallouta. Tu i ówdzie zza tej postindustrialnej skorupy brzmieniowej słychać bardziej tradycyjne, proste motywy – ten z Tor przypomina rozklekotaną pianolę ze ścieżki dźwiękowej Westworld.  To jednak, w co przeobrażają ten zapętlony motyw, robi kolosalne wrażenie, pozwalające autorom albumu wróżyć ciekawą przyszłość. Zatrzymałbym się też przy pierwszym słuchaniu dłużej nad utworem Xerxes. W decyzji o zakupie tej płyty długo się nie powstrzymywałem.