Dzień polskiego popu: Ania Rusowicz

Wstęp powinienem sobie już darować, bo wiadomo, że dziś uprawiam tu rodzaj wariactwa. W każdym razie dawno nie było nowego wpisu, a mainstreamowych płyt, które obiecałem dziś opisać, jest jeszcze trochę. Ale ponieważ sporą część ostatniego tygodnia NAPRAWDĘ spędziłem na słuchaniu i robieniu notatek, to dzisiejszy zalew krótkich not o polskim popie na Polifonii będzie trwać, choć czuję się trochę, jak gdybym deklamował ten wiersz o rzepce. Byli już: Mary Komasa, Baranovski, Anita Lipnicka i Muniek Staszczyk. Pora na część piątą…

Kto słyszał album niXes, w którym Ania Rusowicz z Kubą Galińskim i Hubertem Gasiulem, czyli swoimi stałymi współpracownikami (nazwisko tego pierwszego nieobce będzie miłośnikom twórczości Dawida Podsiadły), pokazywała zupełnie inne niż dotąd, bardzo współczesne brzmienie, ten może przeżyć zawód za sprawą tego powrotu do retro. Współczesne mogą być wprawdzie hasła i tematy (Fake), ale wraca nieuchronna stylizacja. Bo pod własnym nazwiskiem Rusowicz konsekwentnie proponuje dalej klimat raczej z debiutu, z brzmieniowymi naleciałościami lepszego albumu Genesis. I z wyraźnym zasłuchaniem (sekcja dęta) w produkcje ze studia Daptone, od Amy Winehouse po Sharon Jones. Posłuchajcie Świecie stój – zgrabna piosenka, ale riff dęciaków czytelny do bólu jako retro dwupoziomowe (bo sami twórcy deklarują, że się odnoszą do Jamesa Browna i okolic).

Dużo w tym wykonawczej brawury i żywiołowości, którą Rusowicz mogłaby się podzielić np. z recenzowaną dziś Mary Komasą. Tam można było zamarznąć, tutaj – dostać zadyszki. Ale zarazem jest też ciągle pierwiastek naiwności i prostolinijności cechującej lata polskiego bigbitu. Produkcja pozwala to trzymać w bezpiecznej odległości od braci Golców (choć bywa blisko – vide Nerwy), ale pewien zawód pozostaje. Czekam na nowe niXes, a tymczasem słucham Przebudzenia – to przyjemne zaskoczenie na koniec zatytułowanego tak samo programu. Utwór stworzony w oparciu o groove rodem ze złotej ery czarnego popu lat nie 60., tylko raczej 80., a przy tym ożywczy duet z Pauliną Przybysz, której siostra jeszcze tu wróci w ostatnim dzisiejszym wpisie. Taki spoiler na koniec – ale końcówek wpisów prawie nikt nie czyta (prócz tych miłych osób korygujących moje błędy – w poprzednim wpisie pomyliłem Króla z Nagrobkami).

ANIA RUSOWICZ Przebudzenie, Agora 2019, 5/10