Pupa Kylie – rys biograficzny

Bardzo się ucieszyłem z dzisiejszego ogłoszenia Open’era. Ale jednocześnie zasmuciłem, że taką wiadomość jak przyjazd Kylie Minogue na festiwal, ogłaszają tak późno. Natychmiast mi się przypomniało, że dokładnie 10 lat temu ogłaszano, że Kylie uświetni 20-lecie (wówczas) wolnych wyborów w Polsce. A ja bezwstydnie wykorzystałem to jako okazję do napisania (dla „Przekroju”) biografii z punktu widzenia jednej jej części ciała. Wrzucam tutaj, publikując to jako materiał archiwalny (z datą 4 czerwca 2019) i czekając na gwałtowne reakcje ze strony tych wszystkich, którzy po 10 latach będą to skłonni uznać za przykład przedmiotowego traktowania kobiet.

Pupa Kylie – rys biograficzny

Polskie 20-lecie pełne było niedoróbek. Kylie Minogue, która je uświetni 4 czerwca, jest – co dowiedziono naukowo – ucieleśnieniem ideału

Jedną z najgorszych rzeczy, jakie może spotkać dziennikarza, jest pisanie o dupie Maryni. Z pisaniem o pupie Kylie Minogue, piosenkarki odznaczonej Orderem Imperium Brytyjskiego i cieszącej się sławą ikony naszych czasów, jest już nieco inaczej. Proszę więc, drodzy Czytelnicy, byśmy przez chwilę kontaktowali się ze sobą bez zbędnej zasłony dymnej. Ja nie będę próbował ukrywać tego, o czym chciałbym napisać, a Wy nie będziecie ukrywać tego, o czym chcecie czytać. I rozstaniemy się kilka stron dalej z poczuciem, że chodziło o coś naprawdę ważnego.

1. Taaaakie szczęście
Pupa Kylie przychodzi na świat 28 maja 1968 roku. Dokładnie 41 lat wcześniej niż ten numer „Przekroju”. A razem z nią pojawia się na świecie cała reszta. Dość drobna i niepozorna. Filigranowa. W wieku dojrzałym australijska córka księgowego i tancerki osiągnie 1,53 m i ciągle będzie wyglądać na nastolatkę, co tylko przysporzy jej fanów. Będą ją rozpoznawać często już po samych tylko gabarytach – a jedynym sposobem na wmieszanie się w tłum okaże się dla Kylie założenie stroju snowboardzisty („Wyglądam w tym jak 14-letni chłopak, więc nikt nie nie rozpozna” – mówi).

Gdy ma dziesięć lat, do kin wchodzi przebój tanecznego kina – „Grease”. Ważny film w rodzinie państwa Minogue, jeśli wziąć pod uwagę to, jak potoczą się losy ich dzieci. Te ostatnie najpierw regularnie odgrywają sceny tańca z udziałem Olivii Newton-John i Johna Travolty, a potem, używając kijów od szczotek jako atrap mikrofonów, wyśpiewują przeboje swojego ukochanego zespołu ABBA. Gdyby zdobyły się wtedy na głębszą refleksję – obcą dzieciakom w tym wieku – na pewno zauważyłyby, że:
a. współczesny człowiek Zachodu tylko w takich drobnych chwilach zapomnienia w ogóle zauważa, że jest posiadaczem pupy;
b. taniec dobrze wpływa na mięśnie pośladków.
Po głowie chodzi im jednak zupełnie coś innego. Siostry Kylie i Dannii zostaną wkrótce piosenkarkami. Najmłodszy z rodzeństwa Brendan – dla równowagi – kamerzystą.

Krótka telewizyjna kariera w mydlanej operze doprowadza Kylie do nagrania swojej wersji utworu „The Loco-Motion”. Piosenka trafia do brytyjskiej spółki Stock, Aitken, Waterman – producentów niezliczonych hitów lat 80., dziś utożsamianych z tym wszystkim, co w muzyce tej dekady najgorsze. Pete Waterman odsłuchuje taśmę i orzeka: „She should be so lucky” (czyli „Powinna mieć taaaakie szczęście”). Z diagnozy całe trio robi piosenkę i powstaje „I Should Be So Lucky”. Za chwilę numer jeden w prawie wszystkich krajach, które znają listę przebojów.

Pupa Kylie z tego okresu pozostaje skrzętnie skrywaną tajemnicą. Po pierwsze, jeśli ktoś mógłby coś na jej temat powiedzieć, byłby to ówczesny chłopak Kylie i jej kolega z planu, Jason Donovan, tego jednak – po krótkim epizodzie sukcesów muzycznych u tej samej spółki autorskiej – nikt już nie chce słuchać. Po drugie, Kylie ma 20 lat, a wygląda na 15, więc interesowanie się nią może podpadać pod paragraf – swoją drogą producenci jej serialu wykorzystują to bezwzględnie, promując miłosne umizgi z Donovanem jako nastoletni seks przed kamerą.

W każdym razie właścicielka pupy Kylie jest szarą myszką bez mocnego wizerunku. Słynny brytyjski didżej radiowy John Peel pozwala sobie to wykorzystać, przeprowadzając na antenie wywiad z Kylie wyciętą z papieru i tłumacząc, że ta ma większą osobowość. W dodatku źle uczesaną i ubraną szarą myszką.
– Moje życie jest pozbawione tragedii – skomentuje wiele lat później. – Jeśli nie liczyć tragicznych strojów.

2. Koniec upupiania
Rick Astley, Bananarama czy sam Jason Donovan – żadnemu z odkryć spółki Stock, Aitken, Waterman nie udaje się przetrwać na topie dłużej niż kilka sezonów. Z reguły odchodzą w niebyt na wiele lat. No ale Kylie powinna mieć szczęście.
Szczęśliwie na jednej z ceremonii wręczenia nagród muzycznych w Sydney wpada na nią pijany Michael Hutchence z INXS, wówczas już gwiazda numer jeden rocka na Antypodach. „Idziemy na kolację, czy idziemy do łóżka?” – proponuje. Za chwilę są już parą seksownych celebrytów w nieustającej podróży między Australią i Wielką Brytanią. Prasa donosi nawet, że migdalili się, lecąc samolotem w pierwszej klasie tuż za premierem Australii. A potem informuje, że Kylie zarekwirowano na lotnisku Heathrow parę kajdanek. Rzekomo tłumaczyła się, że robiły za uchwyt do sfatygowanej torebki, ale dla opinii publicznej był to jasny komunikat: ta grzeczna dziewczyna z serialu miewa niegrzeczne myśli.

Wszystko wskazuje na to, że to ona jest „Suicide Blonde” – zabójczą blondynką z tekstu przeboju INXS. Hutchence zajmuje się – jak sam tłumaczy żartem – deprawowaniem Kylie, która przy nim zaczyna się ubierać w mini i całkowicie zmienia styl. Przy okazji gwiazdor wybija jej z głowy przedłużanie kontraktu z SAW i sprawia, że z bezwolnej ofiary przemysłu muzycznego staje się artystką niezależną. To ostatnie Kylie traktuje bardzo dosłownie i wiąże się ze sceną niezależną, nagrywając w latach 90. płyty, jakich nawet John Peel nie powstydziłby się zagrać w swojej audycji.
Nick Cave zaprasza ją do duetu w piosence „Where The Wild Roses Grow” – o chłopaku, który morduje i topi w rzece swoją dziewczynę, bo jest zbyt śliczna. To jedno z najbardziej symbolicznych spotkań między kulturą undergroundową i światem pop.
Za chwilę Kylie nagra swój najbardziej mroczny i kto wie, czy nie najważniejszy album „Impossible Princess”. Z muzykami grupy Manic Street Preachers u boku, własnymi tekstami (po raz pierwszy), ubrana w wystylizowane plastikowe ciuchy wybrane przez jej nowego chłopaka Stephane’a Sednaoui. Hutchence opuścił ją wiele miesięcy wcześniej, bo znalazł już nową miłość. Złamał jej serce, ale przy okazji  ocalił tyłek.

3. Pupa do przodu
Żeby poznać złotą erę Kylie, trzeba najpierw zaznajomić się z jej złotymi majtkami. Anglosasi mówią na to „hot pants” – szorty tak krótkie, że mogłyby robić za bieliznę intymną, choć w istocie są strojem wieczorowym. Parę takich „hot pants” – kupionych na bazarze za 50 pensów – Kylie miała w szafie od lat. Ale dopiero jej nowy stylista – poprzednio sprzedawca w sklepie u Vivienne Westwood – miał odwagę je stamtąd wyciągnąć. William Baker – bo tak się nazywa twórca współczesnego wizerunku Kylie – obsadził szorty, a wraz z nimi pupę, jako główne gwiazdy klipu „Spinning Around”. Promował on w 1999 roku płytę „Light Years”, powrót do dyskoteki, ale w scenerii (to też Baker) rodem z filmów SF i kapitalnej choreografii.

Kylie przyznaje się przed sobą i światem do dwóch rzeczy:
Po pierwsze, jest ikoną gejów z całego świata – bardziej niż Madonna czy jakakolwiek inna współczesna gwiazda. – Byłam chyba ostatnią osobą, która się dowiedziała o mojej popularności wśród gejów – tłumaczy się Australijka po tym, jak znalazła w Sydney gejowski pub urządzający co niedziela „Wieczór z Kylie”. Tak się zresztą składa, że rzecz jest cechą rodzinną – siostra Kylie też ma wielu fanów wśród homoseksualistów i też śpiewa disco.
Po drugie, pupa jest wyjątkowo atrakcyjną częścią jej ciała. – Zdaję sobie z tego sprawę – mówi Kylie. I wydaje się nie być ani trochę zażenowana tym faktem. Ba, wkrótce z powodzeniem uruchomi własną linię bielizny Love Kylie.

W piosence „Your Disco Needs You” Kylie śpiewa „Kick your ass” („Rusz tyłek”), a męskie głosy dośpiewują „aaaaaass!”, czyli „duuuupa”. Ta, wywołana do tablicy, zaczyna żyć własnym życiem. Kylie wygrywa plebiscyty niezliczonych magazynów ilustrowanych na najbardziej seksowną postać planety, najlepsze nogi show biznesu, najładniejszą pupę, ponownie najładniejszą pupę, i jeszcze raz. Reklamówka jej bielizny z symulowaną sceną seksu wywołuje skandal i nie trafia do telewizji. Wcześniej problemy obyczajowe ma piosenka „Kids”, śpiewana przez Kylie w duecie z Robbiem Williamsem, w której media doszukują się odniesień do seksu analnego. Z kolei władze w Malezji zakazują emisji i sprzedaży jej koncertowego DVD „On a Night Like This – Live In Sydney”, bo zbliżenia pupy Kylie są dla nich zbyt długie. To ciekawe, bo znaczna część opinii w tej sprawie mówi coś dokładnie odwrotnego.

W końcu muzeum figur woskowych Madame Tussaud kapituluje przed zmianą wizerunku artystki i postanawia ustawić nowy model Kylie – nie dość, że ubranej skąpo, to jeszcze w pozycji na czworakach. Władze placówki dementują pogłoski o tym, jakoby pupa Kylie wzbudzała tak wielkie zainteresowanie, że musieli wydłużyć figurze spódniczkę.
Słynne szorty – ubezpieczone na sumę 2 milionów dolarów, co oznacza zawrotny skok wartości po kontakcie z pupą Kylie – trafiają do muzeum, a potem na aukcję charytatywną. W wywiadach Kylie broni naturalności swoich pośladków i wygrywa proces z australijską brukową gazetą, która zamieszcza ich rzekome zdjęcie.

W końcu grupa fanów Kylie – opisujących się jako KylieFansUnited – wystosowuje list otwarty do swojej idolki, z przerażeniem stwierdzając w nim: „Posiadanie kształtnej pupy za chwilę będzie jedyną rzeczą, z jakiej jesteś znana”. Ich głos trafia jednak w próżnię, bo mniej więcej w tym samym czasie John Manning, profesor psychologii z  University of Central Lancashire, ogłasza drukiem swoje badania idealnych kulturowych proporcji talii i bioder. Ich stosunek ma wynosić 0,7. Jako przykład gwiazdy, która idealnie spełnia wymogi teorii, Manning podaje oczywiście Kylie.
Nikt więc nie słucha KylieFansUnited, bo płyty sprzedają się świetnie (dziś łącznie ponad 70 milionów na całym świecie!) – także następna, promowana  przebojowym singlem „Can’t Get You Out Of My Head”. Nawet głos Kylie wydaje się nieco bardziej seksowny, niższy, ciekawszy niż przed laty. John Peel publicznie oznajmia, że kocha Kylie. Wszyscy chcą ją zobaczyć na żywo – bilety na rozpoczętą w 2004 roku trasę „Showgirl” sprzedają się lepiej niż na koncerty Madonny i Eltona Johna.

4. Efekt Kylie
W maju 2005 roku trwa jeszcze triumfalna trasa „Showgirl”. Za kilka tygodni Kylie ma wystąpić na rockowym festiwalu Glastonbury w prestiżowej roli głównej gwiazdy, a potem zawitać do ojczyzny, w której stawiają jej pomniki i uznają za dobro narodowe. Tymczasem gra koncerty w Europie. Ma 36 lat. I raka piersi, właśnie wykrytego we wczesnym stadium.
Trasa zostaje przerwana, a Kylie w otoczeniu rodziny trafia do francuskiej kliniki, gdzie czeka ją operacja usunięcia guza i wielomiesięczne leczenie. Wyrazy wsparcia wysyłają fani („Nie chcemy, żeby doktorzy robili ci zastrzyki. Kiedy wracasz na scenę?”) i prezydent Australii John Howard. „To klasyczny efekt Kylie” – komentuje prasa. Efektem Kylie okrzyknięty zostaje też fenomen, który pojawia się w ciągu roku po chorobie artystki, gdy w Australii o 40 procent wzrasta liczba wykonywanych mammografii.

W styczniu 2006 lekarze są dobrej myśli. Jeszcze sześć miesięcy radioterapii i Kylie wróci na scenę, choć wszystko będzie się układać w innych proporcjach – mniej sesji zdjęciowych („Po chemoterapii byłam taka chuda, że nie mogłam spojrzeć w lustro”), za to więcej działań charytatywnych. Artystka po przejściach wygląda świetnie, ale naiwna dyskoteka została na zawsze skażona cieniem osobistego dramatu, więc ciężko będzie teraz cofnąć czas i zwrócić reflektor ponownie na jej pupę, tak jak się to udało dziesięć lat temu. Zmienia się nawet oficjalny gadżet – kalendarz Kylie – który przez lata wyglądał jak plakaty z pin-up girls, a teraz pokazuje elegancką czterdziestoletnią kobietę. Kolejna wielka trasa KylieX2008 rusza w świat, są cekiny, światła, scenografia, układy choreograficzne, ale nieco mniej epatujące seksem niż dotąd. Nawet sam podzielony na akty spektakl wygląda jak nostalgiczny powrót do różnych epizodów z życia Kylie, nie dopisuje kolejnej części historii jej pupy. Trudno zresztą o coś bardziej odległego od naiwnego machania pośladkami niż specjalny występ na obchodach 20-lecia demokracji w jednym z krajów Europy Wschodniej.

Chyba że sprowadzając Kylie do Polski, ktoś chciałby dosadnie skomentować efekty tej demokracji.

Tekst oryginalnie ukazał się w maju 2009 r. na łamach „Przekroju”. Tekst sprzed korekt i redakcji, bo tylko taką wersję posiadałem w autorskim archiwum.