Wasze skrzypce tego nie potrafią

No więc być może macie tych kilka wyjątkowo wyciszonych dni w roku, nawet jeśli jesteście bardziej team Wieża Eiffla niż team Notre-Dame de Paris. Porzućcie wszelką nadzieję na jakieś modne płyty, o których piszą media w kraju i za granicą. Ale jeśli już macie się dosmucać muzyką smyczkową, proponuję robić to z klasą. Jest szansa, że tych trzech skrzypcowych płyt jeszcze nie słyszeliście. Prawdopodobnie nie zepsują nastroju, a przy tym z całą pewnością nie zrujnują reputacji. Jest też spora szansa, że wśród tej trójki znajdziecie ulubiony smyczkowy album roku.

HUGH MARSH Violinvocations, Western Vinyl 2019, 8/10
Rzecz z całej trójki najmocniejsza to solowy album Hugh Marsha. Tylko wydaje wam się, że go nie znacie. Można spędzić cały dzień, tropiąc płyty, na których grał, i wykonawców, z którymi pracował. Od Loreeny McKennitt, przez Iggy’ego Popa, po Jona Hassella. To skrzypek, którego technikę i umiejętności w zakresie przetwarzania brzmienia instrumentu, usłyszycie w filmie X-Men: Geneza Wolverine z muzyką Harry’ego Gregsona-Williamsa czy w Kodzie Da Vinci z muzyką Hansa Zimmera. Współpracuje stale z oboma tymi kompozytorami. To, co robi na tej solowej, wydanej w lutym płycie Violinvocations, wykracza daleko poza mniemanie na temat tego, co amplifikowane skrzypce potrafią. Gra po Hendrixowsku (A Beautiful Mistake) i rewelacyjnie przetwarzając głos (Miku Murmurations), przechodzi od muzyki dawnej do stylistyki fusion z okolic Jean-Luca Ponty’ego w jednym utworze (Thirtysix Hundred Grandview). Wędruje czasem blisko nurtu wyimaginowanej muzyki świata, blisko Hassella. Nie zanudza przy tym wirtuozerią – słychać, że sam nie chciał się nudzić w towarzystwie swojej nienagannej techniki i idealnego wyczucia frazy. A jego gra składa się nie tylko z długich głosek, ale i zręcznie stawianych znaków przestankowych (końćówka Across the Aether).

ZACHARY PAUL A Meditation on Discord, Touch 2019, 7-8/10
To z kolei młody amerykański skrzypek na tropach Tony’ego Conrada i Pauline Oliveros, wcześniej trochę grywał u innych, m.in. u Simona Scotta, który zajął się teraz masteringiem tego albumu. Spodziewajcie się długich dźwięków i długich utworów – jak monstrualne, ale fascynujące, ponadpółgodzinne Premonition, które jest de facto improwizacją z wykorzystaniem loopera i kilku innych efektów, a brzmi jak efekt miesięcznej pracy w studiu nagraniowym. Sprawia to wrażenie chaosu świetnie kontrolowanego. Zachary Paul – niczym swoi mistrzowie – eksperymentuje ze strojami (Premonition grał w otwartym G) i chyba niespecjalnie przejmuje się jakimikolwiek ograniczeniami, co słychać zresztą na całym A Meditation on Discord, składającym się w sumie z dwóch improwizacji i jednego utworu napisanego do filmu. Niby też skrzypce i efekty, ale to radykalnie odmienna propozycja od poprzedniej – skoncentrowana, bezczelnie pewnie trzymająca się obranej stylistyki jak na dzieło 24-latka. I niewyłączalna, jak lubię myśleć o płytach tak mocno przestrajających mózg i emocje, że kompletnie nie chce się człowiekowi wychodzić z tego świata.



CHRISTOPHER WHITLEY Solos
, Facture 2019, 6-7/10
I trzecia płyta, najbliższa konwencji modern classical (piszę to ze stałą niechęcią do wyrażenia), a zarazem najwięcej tu lekko już zużytych zabiegów – grania loopami, delayami, obrabiania brzmienia skrzypiec w jakimś komputerowym systemie. Z drugiej strony – działający w teksaskim Austin Christopher Whitley posługuje się niezwykle miękkim brzmieniem, w którym przester nabiera lirycznego ciepła, a całość kojarzy się z konwencją ambientu lub dream popu na zmianę. Solos to zestaw krótszych utworów opublikowanych w marcu br. Kilka fragmentów, w tym What M Means Nowadays, brzmi bardzo efektownie, a wielbiciele muzyki z okolic Jeffrego Cantu-Ledesmy czy Rafaela Antona Irisarriego powinni być zadowoleni. Nawet ci od Fennesza mogą na chwilę oderwać się od (niezłej) nowej Agory i zacząć przysłuchiwać Whitleyowi.