Hipster, który przehipsterzył

Pewnie widzieliście już wiadomość tygodnia o tym, że pewien człowiek zagroził procesem pismu „MIT Technology Review” za publikację jego zdjęcia przy tekście mówiącym o tym, że wszyscy hipsterzy wyglądają tak samo? Ważna była puenta: później okazało się, że to nie on był na zdjęciu. No więc zaglądając na strony afrykańskich wytwórni powoli zaczynam się czuć trochę jak ten facet. Myślę sobie, że niby poszukujemy i nie obieramy przecież tak samo muzyki, no ale jednak muszę przyznać – zjawisko śledzi coraz szersza grupa osób i musimy wyglądać z perspektywy Afryki dość podobnie. Jak grupa turystów z Dalekiego Wschodu na wycieczce w Luwrze. Ale cóż poradzić na to, że zjawisko ciągle pociąga?

DUKE Uingizaji Hewa, Nyege Nyege 2019, 6-7/10
Album Duke jest pierwszym lekko odbiegającym od poziomu i mniej zaskakującym wydawnictwem, jakie pojawiło się w katalogu ugandyjskiego Nyege Nyege znanego z płyt takich projektów jak Bamba Pana czy Nihiloxica. Frenetyczne singeli, które prezentuje DJ Duke i kompania jego MC potwierdza, że to nie tyle inny styl niż ten uprawiany w muzyce tanecznej w Europie i USA, co wręcz inna emocjonalność. Nie schodzimy poniżej tempa, które należałoby opisać jako absurdalne i poniżej poziomu natarczywości wokalistów, jaki u nas spotyka się w sytuacjach przerywanych interwencją policji. Jest to gorące i jeśli dotrze do kogoś jako pierwszy album ze sceny Dar Es Salaam, może wzbudzić zachwyt (albo przerażenie, jeśli muzykę afrykańską odbierał dotąd poprzez albumy Siesty). Jeśli jednak jest kolejnym – można się pomylić, jak ten hipster.



DON ZILLA From the Cave to the World
, Hakuna Kulala 2019, 7/10
Nieco bardziej zaskoczył mnie tym razem materiał z siostrzanego właściwie labelu z Ugandy – Hakuna Kulala. Don Zilla tworzy muzykę znacznie bardziej „europejską” i trafił już nawet na kompilację wytwórni PAN z remiksami (obok swojego kolegi z Kampali – Slikbacka). Utwór From the Cave to właściwie nowoczesna odmiana dubstepu doprawiona afrykańskimi brzmieniami bębnów, ale za to 13-minutowy Inside Me, zupełnie pozbawiony ścieżek perkusji, brzmi jak postindustrialne syntezatorowe eksperymenty z jakichś artystowskich kręgów berlińskich producentów i każe sobie co chwila zadawać pytanie, skąd właściwie ta muzyka pochodzi.

KOKOROKO Kokoroko EP, Brownswood 2019, 8/10
Debiutancka epka Kokoroko – grupy znanej dotąd ze świetnej składanki We Out Here wydanej w zeszłym roku (tutaj o niej pisałem) – to oczywiście oczywistość i konfekcja przy dwóch powyższych. Po pierwsze, są kolejną formacją grającą afrykańską muzykę tworzącą w Londynie. Po drugie, w sposób jasny i prosty odwołują się do afrobeatu, więc grają muzykę bardzo retro i jeśli już zwracającą się w stronę bieżącej, progresywnej sceny, to raczej jazzowej niż tanecznej. Trzeba jednak przyznać, że zestaw tych czterech utworów – poza afrykańskimi odwołujących się co i rusz do karaibskich wpływów – robi wrażenie niezwykle dopracowanego. A utwór Ti-de to jeden z najwspanialszych przykładów wykorzystania ornamentyki tradycyjnej muzyki Afryki Zachodniej, jaki ostatnio słyszałem w bardziej popowej konwencji. W połączeniu z sekcją dętą (znakomitą na całej płycie) i afrokaraibską rytmiką daje to moment wyjątkowy, zupełnie spoza hipsterskich kategorii.