„Tusk” wreszcie wyszedł

Muzyka filmowa na czasie, więc skorzystam i dorzucę dwa francuskie przedsięwzięcia. Raczej z tych mniej znanych, choć w każdym jest coś ciekawego. W obu jest też wciągający element modnej tendencji. I – jak to bywa – czasem to, co udane, i to, co cool, rozmija się z olbrzymią prędkością. Ale gdyby nie było warto pisać, nie zawracałbym sobie głowy. Jeśli zwróciliście uwagę na zdjęcie firmujące ten wpis, to wiecie już, że pierwszą z tych płyt warto się zainteresować już dla samej okładki.

Cóż może być bardziej cool niż wydana na kasecie muzyka do filmu dokumentalnego (u nas emitowanego bodaj przez Planete+) Arnold Schwarzenegger. Wszystko jest możliwe! w reż. Jérôme’a Momcilovica i Camille Juza? Sam dokument nie wnosi – o ile się zdążyłem zorientować – jakiegoś zupełnie nowego spojrzenia na osobę idola lat 80. i 90., a później bohatera polityki XXI wieku. Przypomina po prostu jego historię, zadziwiającą kiedyś, trochę bardziej oczywistą dziś. Co innego zestaw: Arnie + kaseta (chromówka!) + konwencja synth wave w wykonaniu francuskiego artysty działającego jako Krikor. Może mało rozpoznawalnego w Polsce, choć brał kiedyś udział w organizowanym u nas elektronicznym projekcie związanym z Chopinem (Astigmatic Inspired by Chopin). Konwencja nie dość, że dobrze opowiada czasy, to jeszcze zaskakująco dobrze pasuje do siłowego treningu i robotycznego aktorstwa Schwarzeneggera. Nie ma możliwości, żeby taki zestaw tematów pomieścić w filmie, więc poza dokumentem utwory takie jak T-800 Factory czy Building Muscle pozostaną elektroniczną suitą inspirowaną postacią austriackiego mistrza. Napięcie czysto muzyczne stopniowo ulatuje, ale jako ciekawostkę warto sprawdzić.

Podobną ciekawostką pozostanie dla mnie opublikowana z lekkim poślizgiem (ale w końcu wyszła) muzyka francuskiego kompozytora Guya Skornika do filmu Alejandro Jodorowskyego Tusk, w Polsce znanego jako Kieł. Choć samego Jodorowskyego kojarzymy bardziej z nakręconej kilka lat wcześniej Świętej góry, no i z tworzonej wespół z Moebiusem komiksowej serii Incal. Pomiędzy jednym a drugim filmem pracował nad osławionym – i odrzuconym – projektem filmowej Diuny, jednym z najsłynniejszych niezrealizowanych filmów wszech czasów. Kła nie widziałem, choć rzecz wydaje się relatywnie prosta jak na dorobek chilijskiego artysty, oparta była na kolonialnej powieści Reginalda Campbella o młodej Brytyjce mieszkającej w Indiach i słoniu (imieniem Tusk, żeby była jasność), którego wybawiła z niewoli. Soundtrackiem Skornika zainteresowałem się ze względu na to, że publikuje go Andy Votel, a ponadto rzecz niesie pewien zestaw ciekawych skojarzeń. Po pierwsze, lekko nawiązuje do muzycznego świata Magmy i – zarazem – niemieckiej elektroniki lat 70. Po drugie – w sesjach wziął udział m.in. Steve Hillage, którego wizja rocka kosmicznego – choć z perspektywy czasu nieco naiwna – wyprzedzała wiele pomysłów konkurencji. Poza tym Hillage wydawał się niezłym partnerem do podróży na Wschód.

Problem w tym, że tej ostatniej tu nie dostajemy, a muzyka Skornika staje się dość bezstylową – może ze względu na trudny, dla muzyki przejściowy okres produkcji (film wszedł do kin w roku 1980) – korzystającą jednak przede wszystkim z patentów rocka progresywnego, na tym etapie dość zgranych. Nie słyszę w tym dużo reklamowanych barw New Age, ten wszechobecny Fender Rhodes bardziej to zbliża do muzyki Korzyńskiego z tego okresu, choć do klasy polskiego kompozytora trochę tu jednak brakuje, a całość jest też zaskakująco krótka. Więcej obiecuję sobie po zapowiadanej już przez Finders Keepers (na połowę lutego) muzyce do filmu Ikarie XB​-​1 Zdenka Liški.

A żeby tak domknąć wątek tytułowy, przypomnę tylko wyniki plebiscytu na najlepszego kulturalnego Tuska, który zorganizowałem na Twitterze. Przy umiarkowanej frekwencji wygrał jednak Fleetwood Mac:

KRIKOR Building Arnold Schwarzenegger, Unknown Label 2019, 6/10
GUY SKORNIK Tusk, Finders Keepers 2019, 5-6/10