ZA BARDZO to nowe W SAM RAZ

Co tu się stało? – taka myśl przyszła mi wczoraj do głowy. Nie chodziło o mecz (choć mogło). Wcześniej czy później pojawia się przy niemal każdym utworze Sophie z nowej płyty. Co tu się stało z muzyką pop? Miałem nawet po wczorajszym złośliwie napisać o wokalistce kolumbijskiego pochodzenia Kali Uchis, ale wydana przed tygodniem płyta Oil of Every Pearl’s Un-Insides Sophie jest przecież ciekawszym tematem. Właśnie ze względu na te emocje, które wywołuje: niejasne, a jednocześnie wyostrzone do przesady. Jakoś tak się składa, że tego typu uczucia i tak nieszablonowe spojrzenie na muzykę często ostatnio towarzyszą wykonawcom, których podejście do płci jest dalekie od szablonu. W różnych dziedzinach – jak się okazuje, także w piłce – trzeba być dziś wręcz za bardzo, trzeba być zbyt, żeby być w sam raz. Mało kto to ma, a 32-letnia transseksualna szkocka producentka i wokalistka – ma tego „zbyt” w nadmiarze.

Na autorskim albumie Sophie (prywatnie Sophie Xeon) wszystko jest trochę zbyt. It’s OK To Cry w nadmiarze ma delikatnego suspensu, budowania napięcia i oczekiwania na erupcję w finale. Kontrastowo krzykliwe Ponyboy – przesterów na metalicznych barwach perkusyjnych. To rodzaj utworu R&B, który może wprawić w popłoch fanów gatunku. A metaliczne barwy perkusji, zwielokrotnione tu czasem jak w starych remiksach Depeche Mode, to charakterystyczny element brzmienia Sophie. Podobnie w Faceshopping nagranym – jak znaczna część płyty – w towarzystwie Kanadyjki Cecile Believe, znanej też jako Mozart’s Sister, co biorąc pod uwagę jej wkład wokalny i linijki (I’m real when I shop my face) mogłoby lepiej oddawać zaangażowanie w album.

Większość z tych nagrań ma liniową formę opartą na jednej frazie, w czym odpowiadają potrzebom muzyki pop dla publiczności z deficytem uwagi. Ale też udaje się w nich osiągnąć coś więcej niż tylko zaspokojenie potrzeby jednego piosenkowego motywu. Znakomity Is It Cold In the Water? przynosi syntezatorowe arpeggio, które z czasem wydawać się może wręcz – znów – zbyt natarczywe. A dzięki temu interesujące. Prince’owski Infatuation zapętla frazę w sposób zbyt daleko – jak się zdaje – wychodzący z konwencji. Kompletnym ekscesem wydaje się Pretending – dronowy utwór, jeden z moich ulubionych, który wydaje się zwolnioną do nieprzytomności, aż do darkambientowej tekstury balladą. Od razu przypomniał mi Pretender Johna Oswalda (tutaj do posłuchania), czyli jego słynną wersję piosenki The Great Pretender w wykonaniu Dolly Parton, której głos był to przyspieszany, to znów zwalniany do poziomu nierozpoznawalności. To brzmi jak ciąg dalszy tamtej dekonstrukcji muzyki pop.

Immaterial przynosi z kolei ewidentne nawiązanie do popu w stylu Madonny, tyle że podanego w sterydowej oprawie współczesności: ze (zbyt) skrajną kompresją i jedną z najdzikszych (za bardzo?) partii auto-tune’owych. Finał Whole New World/Pretend World to z kolei długi utwór, który każe sobie uświadomić, jak mroczne i nieprzyjemne może być coś, co – biorąc pod uwagę melodykę – mogłoby trafić do czołówki hitów lata. Sophie buduje tu na (skrajnych) napięciach niby-suitę, w której chyba najmocniej błyszczy wokalnie. Ale zarazem wyprowadza słuchacza daleko ze strefy komfortu (inaczej niż piłkarze, którzy tylko wyprowadzają z równowagi). To jeden z tych momentów, gdy gatunek przestaje mieć znaczenie, i jedno z tych nielicznych miejsc na muzycznej mapie, gdy przymiotnik „alternatywny” można połączyć z rzeczownikiem „pop”.

Sophie najczęściej korzysta tu ze schematów banalnego eurodance’u i popu lat 80. (co znane już z wydanej przed trzema laty kompilacji singli Product), wykręcając je na drugą stronę, naiwność i słodycz podbudowując brutalnością. Jej muzyka jest agresywna i cyfrowa – i jednak raczej futurystyczna niż retro w tym podziale, który lubi stosować Simon Reynolds. Budowana pod względem formalnym z elementów, które pop zna od dawna, pod względem brzmieniowym – niekoniecznie. Pod względem nastroju – już absolutnie nie. Przez chwilę wydawało mi się, że wytwórnia Transgressive mogła się zająć dystrybucją tej płyty dla samej tylko pikanterii związków znaczeniowych z nazwą i przez nawiązanie do transgresji gatunkowej, jaka ma tu miejsce. Ale po kilku odsłuchach stwierdzam, że najwyraźniej brali po prostu dlatego, że takie dobre. Zbyt dobre, by nie potraktować poważnie.

SOPHIE Oil of Every Pearl’s Un-Insides, MSMSMSM/Transgressive 2018, 8/10