Mroczny piętnastominutowiec

Brytyjska grupa Gnod, do niedawna jeszcze znana mało komu, odnalazła kamień filozoficzny krytyki muzycznej: jeśli odpowiednio długo rąbiesz dwa akordy, to po pewnym czasie każda zauważalna zmiana – zazwyczaj będzie nią wprowadzenie trzeciego – powali prasę na kolana. Dołączyła tym samym do takich grup jak Swans czy Hawkwind, które metodę skrajnego wydłużania formy skutecznie łączyły z metodą skrajnego upraszczania tejże. Piszę o tym bez ironii, bo to działa, czy tego chcemy czy nie – i utwór Donovan’s Daughters, nowofalowo-psychodeliczny piętnastominutowiec z krzykliwym, heavymetalowym właściwie finałem (partie wokalne!) jasno o tym przekonuje. Przegadane na płytach Gnod bywają chyba tylko tytuły, ta ma niemal równie ładną okładkę co poprzednia, ale łatwiej daje się złapać na prostym patencie.

Otóż zespół próbuje się na tym piętnastominutowcu dowieźć do końca. Znam ten trik ze starych płyt zespołów progrockowych, które na pierwszej stronie longplaya proponowały mniej lub bardziej zgrabną, ale dopracowaną suitę, a na drugą wrzucały trochę śmiecia i okrawków. Strona B Chapel Perilous ma ciężar gatunkowy rejestracji próby, jakkolwiek klimatycznej, z nierzadko ciekawymi ustawieniami efektów. Jest to jednak chwyt tani i z trudem pozwoli słuchaczowi dojechać do końcowego Uncle Frank Says Turn It Down , znów zacinającego się rytmicznie, mocniejszego nagrania psycho-rockowego, bardziej już w Helmet niż Hawkwind, choć obie te drużyny miały swoje niepodrabialne atuty, można więc to uznać od biedy za post scriptum do pierwszego piętnastominutowca. Gnod wzięli więc ten cały kamień filozoficzny i rozbili nim pierwszą napotkaną szybę, prawdopodobnie witrynę apteki. Wyszło fajnie, z energią i bezczelnością, tylko na koniec zostali z pustymi rękami.

Bo że piętnastominutowiec działa, tak jak miał działać, to już napisałem.

Gnod Chapel Perilous, Rocket 2019, 6/10