Dobra kiełbasa, zły Michael Jackson i ważna potrzeba kończenia

Ten utwór nosi tytuł Bombs i ma podkład niebezpiecznie przypominający Day Tripper Beatlesów. Mark Kozelek opowiada w nim (tak, zgadliście) o bombach. Ale tylko na początku, dale okazuje się, że pisze tekst do zaśpiewania na scenie w Amsterdamie, jak zwykle trochę autotematyczny – o pisaniu tekstu do zaśpiewania na scenie w Amsterdamie. A potem pisze dalej, dostał już te oklaski i opowiada, że będzie tęsknił za rowerami. I leci do Polski. Tak, to ten tekst, który ludzie sobie polecali jeszcze gdy nowa płyta pojawiła się w formacie cyfrowym. O tym, jak przyjeżdża do Wrocławia, wyznaje (nie pierwszy raz, bądźmy tego świadomi), że ma polskie korzenie. Choć wiemy, że jego nazwisko w tej formie skojarzenia w Polsce budzi raczej czeskie. Nieświadomy tego Kozelek śpiewa jednak dalej: że pewnie dlatego jest taki silny i uwielbia polską kuchnię. Mało było zwrotek zagranicznych piosenek o polskiej kuchni, więc słucham z zainteresowaniem: wymienione zostają barszcz biały, kiełbasa, pierogi i placki ziemniaczane z kwaśną śmietanką, no i więcej kiełbasy, a nawet kiełbasa z kapustą. A potem autor opowiada o Andrzeju Gołocie – zdyskwalifikowanym w walce, ale przecież, jak dodaje Kozalek, wiele osób powinno zostać zdyskwalifikowanych w walce. Na przykład oboje kandydatów do amerykańskiej prezydentury w ostatnich wyborach. No nic, wrócę do was na Off Festival w przyszłym roku, o ile tylko mnie zaproszą. Kozelek pisze więc nie tylko o tym, co było, ale i o tym, co będzie. Mam zresztą wrażenie, że wcześniej już jakąś wersję tego tekstu zaśpiewał w Katowicach podczas poprzedniego koncertu na Offie.

Aha, beaty do utworu Bombs napisał wyjątkowo Nick Zubeck – pewnie po to, żeby wszystko zostało w Polsce. W Polsce też dograno fragmenty wokali – a z pewnością ten gromki okrzyk Wro-cław! A jeśli ktoś chce sobie przypomnieć ten koncert z Asymmetry, to jest w sieci, spełniła się nawet sugestia z pierwszego komentarza, żeby śpiewany w poniższym klipie utwór trafił na kolejną płytę (nosi tytuł The Greatest Conversation Ever in the History of the Universe):

Właściwie jesteśmy na bieżąco z tropieniem poloniców w zachodniej muzyce rozrywkowej, bo nie ma ich tak znowu dużo. Ale jeśli pierwszy akapit tego wpisu miałby być sposobem, żeby zwrócić uwagę na Marka Kozelka – który wkrótce po poprzednim wydał właśnie nowy album w duecie Jesu/Sun Kil Moon – to warto było. Bo ta „zlewowa” twórczość amerykańskiego wokalisty i autora mówi nam coś ciekawego o dzisiejszym odbiorze muzyki. A nawet jest swoistą odpowiedzią na powszechny dziś deficyt uwagi. Nie wiem, czy o to Kozelkowi chodzi (prawdę mówiąc, nie wiem, czy w ogóle chodzi mu o cokolwiek poza tym, że odczuwa z jakichś powodów rodzaj imperatywu bezustannego pisania i nagrywania), ale jego ostatnie płyty można odbierać na dwóch poziomach. Jako hipnotyczny rodzaj muzaka, w którym wokalista wypluwa z siebie tyle sensów w swoistym strumieniu świadomości, że słucha się tych długich nierzadko (17 minut trwa na nowej płycie świetny skądinąd Wheat Bread) kompozycji jako sympatycznie monotonnej muzyki tła z jeszcze bardziej monotonnym flow wokalnym. Z drugiej strony – jeśli już decydujemy się na pilniejsze ich śledzenie, o co się proszą, to bez długiej jak zwykle książeczki albo zakładki z tekstami z Geniusa się nie obejdzie. Kozelek przyszpila wtedy waszą uwagę niczym jakiś autor książek (o czym już wspominałem w linkowanym wyżej tekście). Tyle że sam nie potrafię czytać książek i słuchać muzyki jednocześnie, a tu mamy sprasowane jedno z drugim. I jest w tym coś niesamowicie przyjemnego.

Niby bardzo prosta muzyka, tu z podkładami Justina Broadricka, nieco bardziej elektronicznymi niż te spotykane na regularnych płytach Kozelka nagrywanych jako Sun Kil Moon, ale po pierwszym uważnym przesłuchaniu ma się tę satysfakcję z tego, że się przez coś przeszło, skończyło. David Sax w książce The Revenge of Analog pisze o tej satysfakcji z dobrnięcia do końca jako realnym czynniku popychającym nas do związania się z jakimś medium. A właściwie mówi o tym na kartach jego książki naczelny „Economista”, gazety komponowanej pod kątem tej satysfakcji z kończenia. Bo twórcy pisma, które dziś odnosi – na tle przymierającej prasy papierowej – duże sukcesy sprawdzili, że ta satysfakcja z przeczytania całego numeru i rzadki dziś rodzaj zadowolenia, jakie to przynosi, skutkuje mocniejszym związywaniem się czytelników z tytułem. Płyta 30 Seconds to Decline of Planet Earth na tego rodzaju fenomen się moim zdaniem łapie – wystarczy raz z uwagą posłuchać i mamy świadomość nie liźnięcia, tylko przejścia, dla mniej zainteresowanych taką estetyką – przebrnięcia. Co zresztą może zmieni ich z mniej zainteresowanych w zainteresowanych bardziej.

Nie przestaje przy tym Kozelek zaskakiwać. Tak jest z piosenką He’s Bad poświęconą Michaelowi Jacksonowi. Dziewczyna spotkana na lotnisku w Newcastle mówi Kozelkowi, że jedzie do Grecji tańczyć w przedstawieniu poświęconym Michaelowi Jacksonowi. Pobudzonemu twórczo Kozelkowi wystarczy niewielka iskra – zaczyna dość hejterski wywód o Jacksonie wywołany historiami na temat jego życia, które dopiero teraz wychodzą na światło dzienne. I don’t give a flying fuck what he meant to the mainstream world – śpiewa. No bo jak to: Romana Polanskiego wsadzili za kratki i zniszczyli życie (tu widać, że Mark naprawdę lubi Polaków), a ten dziecinny narkoman będzie teraz czczony na wieki? I zamyka sprawę ostrym i politycznie, religijnie i obyczajowo niepoprawnym refrenem: He’s bad, he’s dead and I’m glad. Dużo jest emocji w tekstach Kozelka, także tych złych – co może nawet trochę terapeutyczne – i nie wiem, czy przekonałem teraz kogoś, że ciągle warto go śledzić, być może nie, ale poczułem, że sam terapeutycznie wypełniłem blogowy obowiązek zreferowania płyty, która – choć kolejna w długiej dyskografii i choć coraz mniej w niej zaskoczeń (znów trochę o śmierci i trochę o boksie, beaty chyba nawet lepsze niż na poprzednim albumie z Jesu) – jest jakaś i o czymś. To teraz czekam na to ogłoszenie festiwalowe.

JESU/SUN KIL MOON 30 Second to Decline of Planet Earth, Caldo Verde 2017, 8/10