Najlepsza w tym roku płyta PJ Harvey, której nie nagrała PJ Harvey

Takie wrażenie można mieć od początku utworu tytułowego Pleasure na nowej płycie Feist. I tak z pewnością brzmi najlepszy na tej płycie Century, który naprawdę mógłby być najlepszym fragmentem na ostatniej płycie PJ Harvey. Owszem, złośliwością byłoby patrzeć na nowy album kanadyjskiej wokalistki i autorki TYLKO przez pryzmat tej bliskości stylistycznej. Pleasure staje się przyjemnością zupełnie naturalną i autonomiczną w okolicach Lost Dreams, a później znakomitego Any Party. Pisanie o głębi emocjonalnej w czwartym zdaniu może sygnalizować recenzencką bezradność, ale repertuar Kanadyjki, wcześniej raczej lekki, zyskał tu sporo głębi, którą doceniam, choćby budziła tak jasne stylistyczne skojarzenia. Powiedzmy, że jestem szalony. Ale dotąd – i to proszę traktować jako usprawiedliwienie (proszę sprawdzić) – raczej nie przechwalałem Feist.

Leslie Feist również w innych utworach podąża ścieżką starszej konkurentki. Wysokim partiom wokalnym, w których stara się utrzymać ciepłą barwę głosu, towarzyszy gitarowe akompaniament z mocnym tłumieniem strun – niezależnie od twego, czy operuje brzmieniem elektrycznie przetworzonym, czy czystym, akustycznym. Tak czy inaczej słychać, jak ważna jest dla autorki płyty przyjemność grania na gitarze. Urozmaica te linie gitarowe, budując z nich nierzadko całkiem skomplikowane aranżacje, którym nie potrzeba wielu dodatków. Świetnie radzi sobie z bluesowymi odniesieniami – w I’m Not Running Away, ale też wcześniej, w Get Not High, Get Not Low, gdzie sygnalizuje, że i Malijczyków słuchała. Nagrania PJ Harvey przypomina też momentami perkusja, zwykle niezbyt gęsta, za to mocno stawiająca akcenty. Czasem odpływająca w egzotycznym kierunku – jak w The Wind, gdzie Mocky do skonstruowania lekkiej i ażurowej partii rytmicznej zręcznie wykorzystał syntezator.

Tu słowo o zespole, który prawie w całości zbudowany został z kolei kluczem narodowym. Obieżyświat Mocky jest głównym współpracownikiem autorki odpowiedzialnym przede wszystkim za brzmienie sekcji rytmicznej. Pojawia się ponownie kolejny Kanadyjczyk, pianista Chilly Gonzales, no i jeszcze Kanadyjczyk z wyboru, czyli saksofonista Colin Stetson. Wśród nie-Kanadyjczyków mamy Jarvisa Cockera (partia mówiona w Century), a wśród muzyków, których nie jestem w stanie sklasyfikować narodowo (ktoś pomoże?) jest niezły perkusista „Lucky” Paul Taylor, znany z płyt Lianne La Havas, który gra lub programuje bębny gościnnie w trzech nagraniach.

W słabym roku taki album byłby sporym objawieniem. Ale i w takim roku jak dobrze rozkręcający się 2017 warto na te piosenki zwrócić uwagę. Feist jak zwykle wydaje się nieźle godzić różne gusty, a okładka przypomina o porze roku, którą normalnie powinniśmy mieć o tej porze roku. No i ciekawy będzie ten Off Festival, kiedy PJ Harvey stanie na tej samej scenie, na której wcześniej wystąpiła Feist. Albo odwrotnie.

FEIST Pleasure, Polydor France 2017, 7/10