Stereolove

Tak samo jak dość toporne byłyby całe te anglosaskie walentynki bez paru francuskich akcentów, tak potrzeba nam kogoś, kto przekłada to, czego się nauczył od ważnych kompozytorów, na muzykę lekką, łatwą i przyjemną. Dlatego tak bardzo żal Stereolab, którzy coś takiego właśnie robili z nieprawdopodobną zręcznością. Kraj patafizyki i miłości, Viana i Gainsbourga, kraj Pierre’a Henry’ego i Brigitte Fontaine zawsze miał w tej dziedzinie spory potencjał, a grupa Aquaserge wykorzystuje go jak nikt od bardzo dawna. I to powinien być wystarczający powód, żeby sięgnąć po ich najnowszą płytę. Poza tym, że stanowczo powinni po nią sięgnąć miłośnicy Soft Machine, Moving Gelatine Plates, Etron Fou Leloublan i całego nurtu Rock in Opposition, a przede wszystkim samego Stereolab.

Powyższa lista nie wzięła się znikąd. Działania powstałego w Tuluzie kolektywu Aquaserge (to już ich czwarty album) kojarzą mi się bardzo – poza różnymi pozytywnymi wspomnieniami związanymi ze Stereolab – z czasem, gdy muzykę opisywało się litanią porównań. Bo tymi operowały katalogi wysyłkowe sprzed ery internetu, kiedy często przed zakupem nie można było posłuchać nawet parosekundowej próbki. Trzeba więc było opisać rzecz możliwie szybkimi skojarzeniami. „RIO” służyło do tego znakomicie, bo krótkie, niosło sporo treści i opisywało to, co do opisania trudne – muzykę wychodzącą poza anglosaską tradycję rockową, chętnie włączającą instrumenty i techniki gry ze świata poważki, ale ciągle jeszcze daleką od symfonicznego patosu. Określenie lots of breaks (odnoszące się do partii perkusji) też można było znaleźć co chwila w katalogu jednej z francuskich firm, z której usług korzystałem. A że dominował tam francuskocentryczny punkt widzenia, skojarzeń ze specyficznymi latami 70. we francuskim stylu było dużo. Tutaj też je znajdziemy: rozbudowane partie sekcji dętej, połamane linie perkusji (znakomity Julien Barbagallo, wcześniej w Tahiti 80, gra też w Tame Impala), programowo ładne, melodyjne partie wokalne. Do tego surrealistyczne teksty. Gdzieś w tle – duch 1968 roku, tak samo istotny dla sceny francuskiej, jak dla tej szerzej znanej niemieckiej.

Jeśli słychać tu Stereolab, to głównie w charakterystycznych, głębokich partiach basu (znakomita Audrey Ginestet, przy okazji także realizatorka dźwięku) i organów. Bezpośrednio z tamtą formacją łączy grupę Aquaserge postać Juliena Gasca, znanego z ostatniego bodaj składu grupy Laetitii Sadier. Różnic też jest jednak sporo. Muzycy z Tuluzy rzadko uciekają się do brzmień elektronicznych, są też o wiele bardziej anarchistyczni w podejściu do muzyki, w całkiem krótkich formach (Virage Sud wydaje się tu flagowym przykładem) potrafią zawrzeć całą paletę odwołań i nurtów. Fantastyczne partie dęciaków to nawiązanie do tradycji Canterbury (kolejny powracający termin w dawnych opisach katalogowych), w sumie też historycznie mocno związanej z Francją. A całość – ze wszystkimi relacjami osobowymi (Melody Echo Chamber, solowe nagrania Gasca, avant-rockowa formacja UEH) każe zwrócić pilniejszą uwagę na dzisiejszą scenę francuską nie tylko jako na zagłębie nowych didżejów i producentów sceny klubowej.

AQUASERGE Laisse ça être, Almost Musique 2017, 8/10