Szczęść Beau jeu! (Francja-Rumunia)

Rozpoczyna się Euro 2016, a wy nie wiecie, co ze sobą zrobić? Zastanawiacie się, czy studiować te składy, żeby podjąć rozmowę w towarzystwie, czy jednak nie warto? Czy orientować się, na kogo postawić w biurowej loterii? Przy Mundialu jeszcze byście podjęli wysiłek, ale to tylko Euro. Tu wystarczy wiedzieć, że jeśli ktoś wrzeszczy z francuska O, Bożé!, to właśnie zobaczył oficjalną piłkę turnieju (le Beau jeu). Podpowiadam, że na pewno bezpieczniej w tej sytuacji zostać w domu, bo w mieście trudno znaleźć miejsce, skąd nie byłoby widać przynajmniej jednej reklamy z Lewandowskim (to ten z ostatniej okładki „Tygodnika Powszechnego”). W domu jest zresztą względnie spokojnie, bo wszystkich meczów się w tych czasach nie transmituje za darmo. A jeśli sąsiedzi oglądają, to ode mnie macie propozycje, czym można to pozagłuszać.

Mecz otwarcia Francja-Rumunia sugeruje drużyny z kręgu języków romańskich. Odrzucam z miejsca Davida Guettę, którego usłyszycie w trakcie ceremonii otwarcia. Po pierwsze solista. Po drugie – kto by go tam od razu kojarzył z Francją? Matka z Belgii, ojciec to Żyd z Maroka, nazwisko cały świat czyta z angielska, a największą publiczność ma w Ameryce. Weźmy raczej Aluk Todolo, istniejącą od ponad dekady grupę z Paryża. Grają – w archaicznej nieco formule powertria – to, co dość modne we Francji, czyli psychodeliczną muzykę z pogranicza metalu i postrocka, powoli się rozpędzającą (sekcja robi wrażenie) i zbudowaną na zewach gitarowych sprzężeń eksploatowanych ponad miarę i nierobiących większego wrażenia na miłośnikach noise’u. Na najnowszym albumie Voix muzycy zespołu są wprawdzie głośni, ale stereotypowi na potęgę i zglobalizowani w stopniu nie mniejszym niż Guetta. Nie ma to w praktyce prawie nic wspólnego z krautrockiem, do którego sami się próbują odnosić, a z wyjątkowością, narodowym brzmieniem, jakie krautrock w pewnym momencie wykreował – jeszcze mniej. Polscy Tides From Nebula rozjeżdżają to i rozprasowują na dzień dobry, choć ostatnio też mocno się powtarzają. Podobno francuscy futboliści zebrali się już po paroletnim kryzysie, jednak w muzyce rockowej ten kryzys jest nad Sekwaną czymś permanentnym i polecałbym paryskie trio tylko jako antidotum na wyjątkowo uciążliwych sąsiadów.

ALUK TODOLO Voix, Norma Evangelium Diaboli 2016, 5/10

W grze doświadczonego rumuńskiego zespołu Fanfare Ciocarlia da się odczuć nie tylko lepszą technikę, ale i więcej świeżości. Bardziej zespołowe, sprawne podejście do rzemiosła wywołuje pewien entuzjazm, choć Piersi i Enej rozjechały w Polsce tego rodzaju estetykę, powodując, że gdy tylko rytmika robi się bardziej estradowa (Bunica bate toba), przypomina się przedwczorajsze Opole i czar cygańskiej kapeli pryska. Wersja klasycznego I Put a Spell On You w aranżacji na orkiestrę dętą (z partią wokalną Iuliana Canafa) – bo chyba nie dodałem z tego wszystkiego, że to orkiestra dęta – robi wrażenie, ale też niczego nie urywa. W ładnym eseiku Jan Reichowa dołączonym do tej płyty wyczytamy sporo niemal dziecięcego entuzjazmu, jaki sędziwy niemiecki krytyk odczuwa, słuchając muzyki tego zespołu. I nie byłoby pewnie najgorszym rozwiązaniem przetestowanie tego albumu na rodzinnej potańcówce z dziećmi (zemsta na futbolowych sąsiadach w gratisie), ale nie czarujmy się – polscy muzycy ze sceny folkowej nie są w tym momencie gorsi w odświeżaniu swojej tradycji. Możemy się więc pocieszać, że w tej dyscyplinie złoilibyśmy zarówno Rumunów, jak i Francuzów. Tyle że to zespoły osiągające na tym etapie rozgrywek wymęczone remisy później idą na mistrza. A Francja z Rumunią na otwarcie – sądząc po tegorocznej ofercie muzycznej – zapowiada się na wymęczony remis, ze wskazaniem na Rumunów.

FANFARE CIOCARLIA Onwards to Mars!, Asphalt Tango 2016, 6/10

Loga marki na piłce nie wymazywałem, bo (1) nie chciało mi się i jakoś szczególnie (2) nie poważam. Ale oczywiście dalej nie handluję tu żadnymi treściami.