Nasze przepisy przegoniły ich przepisy

Nie chodzi mi nawet o sukces tak gorąco tu dyskutowanego ostatnio Behemotha, który zgodnie z przewidywaniami zawojował świat: 34. miejsce w „Billboardzie” na początek, miejsce 6. w zestawieniu niezależnych oraz 24. miejsce wśród albumów na iTunes. Po takich wynikach dotacja na polską siarkę, czyli kolejne młode szatańskie zespoły, w programach celowych ministra kultury (i IAM-u) powinna być czymś oczywistym. Jeśli jednak piszę o przepisach, mam na myśli dwie inne płyty: naszą i nienaszą. Przepis jest z grubsza ten sam – zaprząc połączone siły post-siarkowców (czyli muzyków wykorzystujących estetykę metalu do celów, powiedzmy, mniej typowych) oraz improwizatorów elektroakustycznych. Czyli zmontować swoisty big-band, który będzie grał potężnie, ciekawie, eklektycznie, nieprzewidywalnie. Wykorzystując przy tym sprawdzone metody przeciągania napięcia: pierwsza godzina niedźwiedź śpi, druga godzina… i tak dalej. Znacie? To posłuchajcie, bo jest czego.

Płyta „Terrestrials” połączonych sił mrocznego duetu Sunn O))) i norweskiej orkiestry Ulver zapowiadała się dość sensacyjnie. I sporą część nadziei spełnia. Oba składy uzupełniają się ciekawie, co jednak zważywszy na to, że Sunn O))) operują na częstotliwościach tak niskich, że już rzadko obsługiwanych przez kogokolwiek, nie jest jakimś sensacyjnym odkryciem. Trzy składające się na album utwory budują całość dość gładką i miłą w słuchaniu, ale czy odkrywczą? Cóż, pewnie ani dla fanów jednej, ani dla fanów drugiej grupy (ze sporym zbiorem wspólnym) nie będzie to wstrząs estetyczny, a – co gorsza – pewnie również w szczegółach nie znajdą wiele nowego. Poza na przykład trąbką w składzie Ulver (Stig Espen Hundsnes) – wcześniej ten instrument nie kojarzył mi się jakoś z norweskim zespołem, a tu opiera się na nim temat odgrywany od razu w pierwszym utworze „Let There Be Light”.

Tu uwaga dotycząca obłąkańczo wolnego (rzecz jasna) tempa. Ów temat to w takich warunkach jakieś 30-40 sekund. Powtarzamy dwa-trzy razy – i licznik bije jak szalony. Nie spodziewajcie się na „Terrestrials” szybkich rozstrzygnięć. Przełamanie dynamiki w pierwszym nagraniu następuje bodaj w dziewiątej minucie. Charakterystyczna dla Sunn O))) dronowa ściana dźwięku objawia się w pełni tak naprawdę w szóstej minucie utworu numer dwa. Numer trzy, czyli „Eternal Return”, to już w zasadzie uspokajanie po kulminacji, którą jednak trudno było jednoznacznie wskazać. W tych warunkach kilkanaście minut to nad wyraz krótko i mam wrażenie, że tego radykalnego spiętrzenia emocji trochę mi zabrakło, brzmiało to więc bardzo podobnie do koncertu Ulver, który miałem okazję oglądać kilka lat temu – w chwilach, gdy oczekiwałem prostego i ostatecznego ciosu w szczękę, cała rozbudowana drużyna zaczynała się troszkę potykać o własne nogi.

SUNN O))) & ULVER „Terrestrials”
Southern Lord 2014
Trzeba posłuchać: „Let There Be Light”.

„Terrestrials” już na rynku od początku lutego. Teraz będzie o płycie, której premierę zapowiedziano dopiero na zbliżający się festiwal CoCart w Toruniu (21-22 lutego), czyli drugim albumie – nie wliczam tej EP-ki – polskiej improwizowanej supergrupy Innercity Ensemble. O tej formacji z nowej płyty dowiedziałem się znacznie więcej nowego – tym bardziej, że na początku w stosunku do potencjału (przypomnę listę nazwisk: Radek Dziubek, Rafał Iwański, Wojtek Jachna, Rafał Kołacki, Artur Maćkowiak, Tomek Popowski, Kuba Ziołek, teraz gościnnie Witold Bargiel) było jednak nieco rozczarowująco. Teraz zyskujemy pełną wizję kolektywu, w którym oczywiście duży akcent pada na rozbudowaną sekcję perkusyjną, ale poszczególne części formacji się doskonale uzupełniają, odbierając od siebie płynnie ciężar rozgrywania całości. Daje to obraz jednocześnie urozmaicony, z drugiej strony – podzielony jednak, mam wrażenie, dość konsekwentnie na dwie części: „Black” i „White”. Na jednej dominują lżejsze rytmiczne patenty, miarowa pulsacja, pojawia się nawet lekko synkopowany rytm. Na drugiej mamy więcej mocnych, zwolnionych, powłóczystych fragmentów gitarowych idących w stronę postrocka czy postmetalu. Czyli zawartość siarki byłaby większa w części „białej”, co z kolei wydawałoby się niestereotypowe, ale może przez słuchanie tego wszystkiego w wersji cyfrowej już mi się coś pomieszało…

Oczywiście klasyfikacja dowolnego utworu na płycie to pewne uproszczenie – każdy jest oddzielnie przemyślanym mikroświatem, dochodzą wątki orientalne, folkowe, egzotyczne instrumenty, elektronika – nad wyraz mało jest w tych nagranych w trzy dni improwizacjach powtarzalnej siermięgi, która teoretycznie w nagraniach tak dużego składu muzyków powinna dominować. Weźmy „Black 6” – błyskotliwe i zaskakujące, bo na tym, co wygląda z pozoru na banalny groove rytmiczny grany na congach, buduje całość zupełnie nieoczywistą. I mimo że znów – jak u Ulver – wszystko rozwija się niesłychanie wolno, to jednak każda minuta popycha tę formę do przodu, a partia trąbki (instrument Wojtka Jachny, to znów skojarzenie z „Terrestrials”, jest kluczowy dla budowanych przez IE melodii) prowadząca utwór od czwartej minuty zupełnie zmienia jego klimat. Jeśli miałbym jednym zdaniem zachęcić kogoś do słuchania tej płyty, próbowałbym go zwabić w pierwszej kolejności tym, że płytą Innercity Ensemble trudno się znudzić, łatwo też dostać kilka dobrze mierzonych emocjonalnych uderzeń (szczególnie w części „białej”), przy czym album Sunn O))) i Ulvera – choć może bardziej stylowy i na pewno rewelacyjnie wyprodukowany – okazuje się z lekka nużący przy kolejnych odsłuchach.

Trochę muzyki IE oraz rozmowa z Rafałem Iwańskim (IE, ale też Hati) o festiwalu CoCart, którego jest jednym z kuratorów, już dziś po 23.35 w radiowej Dwójce w ramach Nokturnu.

INNERCITY ENSEMBLE „II”
Instant Classic/Milieu l’Acephale 2014
Trzeba posłuchać: numer 6 z części czarnej, numery 3 i 4 z białej