Gitarą i piórem

Aż się dziwię, że Pudelek tego dotąd nie odnotował: Urszula znów zmienia obiekt uczuć. Najpierw była podróbka Fendera Stratocastera. Potem można się było dopatrzyć jakiegoś Telecastera (dla pikanterii – przy okazji płyty „Akustycznie”). Teraz przyszła pora na eleganckiego Gibsona Les Paula. Problem w tym, że wkładka nowej płyty nie pozostawia wątpliwości: na gitarze Urszula tu nie gra.

Nie sądzicie, że jakoś mało się pisze o nowej płycie Urszuli? Obstawiam, że powód jest prosty. Choć bowiem autorka za gitarę tym razem nie chwyciła, wzięła do ręki pióro i zamknęła usta potencjalnym krytykom:

Oszalały mija dzień, kolejny czeka gdzieś
Pobłażliwy niesmak znów ogarnia cię…
W szafie masz karabin, lecz nie zastrzelisz się
Piękno lipca za oknami ciągnie cię.

Nie żebym miał nastroje samobójcze po wysłuchaniu tego utworu, ale muszę przyznać, że w drugiej linijce Urszula lepiej wyraziła to, co czułem, słuchając tej płyty, niż sam bym potrafił*.

A nawet gdybym nastroje samobójcze miał, posłuchałbym sobie trzy razy lepszej płyty „Hesitation Marks” Nine Inch Nails, pisanej raczej syntezatorem i żyletką niż gitarą i piórem. Chociaż i za nią – dodam z pewnym wahaniem – pociąć bym się nie dał, o czym informowałem już w pewnym sensie tutaj. Więc dziś już bez dodatkowych okładek, ocen itp.

*Takich podtekstowych gier jest zresztą więcej – symboliczny wydaje mi się na przykład fakt, że „Nadzieja” okazała się utworem instrumentalnym.