Bierzcie Herę*

Gdyby najnowszy album Hery był dziewczyną (a sama grupa ma kobiecą nazwę), mógłbym do niej uderzyć ze starym tekstem Fisza, jednym z najlepszych: „Ty jesteś mój narkotyk, lecz raczej ciężki”. Na nowej płycie zespołu Wacława Zimpla najmocniej widać to, że ten kolektyw wchodzi w trans tak jak mój wiecznie przemęczony kolega w sen – w dowolnym momencie (na Offie grali jakoś koło 15.00), w ciągu paru sekund i na dowolny przedział czasowy. Wrażenie „bycia gdzie indziej” pojawia się w muzyce tego zespołu od pierwszego taktu. I nie ustępuje do końca.

Trzeba przyznać, że w większym jeszcze stopniu niż na dotychczasowych dwóch płytach Hera wykorzystuje same brzmieniowe właściwości instrumentów – szczególnie pojawiająca się tu lira korbowa Maćka Cierlińskiego okazuje się cennym nabytkiem (może zasugerowali się podpowiedzią z recenzji Piotra Lewandowskiego?). W końcu to tradycyjna, także dla nas, maszyna do budowania dronów, a to na psychodelicznej ścieżce oręż nie do pogardzenia. Legendarny na świecie Hamid Drake (perkusja) i uznany na miejscu Raphael Rogiński (gitara) też oczywiście brzmieniowo wzbogacają podstawowy kwartet Zimpel-Postaremczak-Wójciński-Szpura. W tym składzie Hera zamienia się już w broń masowego rażenia, której siłę chyba jednak lepiej słychać na płycie (która de facto jest rejestracją koncertu z Krakowskiej Jesieni Jazzowej 2012) niż w trakcie tej popołudniówki na Off Festivalu, ale to bardziej kwestia warunków odbioru, ciszy, możliwości skupienia. Im większa dynamika, tym łatwiej się przekonać, że jeśli to arsenał, to raczej ciężki…

Muzyka zespołu w dalszym ciągu odzwierciedla rodzaj poszukiwania etnicznego transu – o niemożliwym do jednoznacznego zdefiniowania pochodzeniu geograficznym – i prób oddania jego charakteru za pomocą formacji pracującej na silniku dobrze zgranego jazzowego zespołu. Wcześniej odbierałem jako najbardziej charakterystyczny dwugłos klarnetu i saksofonu, tu jednak moją uwagę zwróciła szczególnie sekcja rytmiczna – po pierwsze, może ze względu na dość oczywiste wzmocnienie tkanki perkusyjnej, po drugie – ze względu na bardzo afrykańskie w charakterze linie kontrabasu, podkreślane dodatkowo lekkimi akcentami gitary w stylu pustynnego bluesa. Chwilami miałem wrażenie, że to ciągle trwa jam-session Zimpla i Szpury z marokańskim muzykiem Maallemem Mokhtarem Ganią (grali ostatnio), tymczasem według wszelkich dostępnych mi danych te zaskakująco lekkie przebiegi to efekt gry na kontrabasie. Więc jeśli to instrument, to raczej ciężki.

Wyrazy uznania w takim razie. Jeśli to kandydat do zestawień na koniec roku, to też raczej ciężkiego kalibru.

HERA „Seven Lines”
Multikulti 2013
Trzeba posłuchać: „Roofs of Kyoto”, „Afterimages”. Jedyne, do czego mogę się przyczepić, już na marginesie, to okładkowa estetyka Hery – znów nie do końca do mnie trafia i nie nadąża IMHO za muzyką. Poniżej fragmencik z Offa, nawet nieźle nagrany:

*Bierzcie=kupujcie