Kiszona kapusta – niemiecki trip cz. 4

Ostatnim przystankiem niemieckiej wyprawy był Hamburg, z bardzo oczekiwanym spotkaniem z postaciami ważnymi dla niemieckiej sceny lat 70. Jean-Herve Peron utknął w korku, ale dojechał niezwykle miły i zrelaksowany Michael Rother, który sporo opowiadał o swoich korzeniach – m.in. o tym, jak wiele zawdzięcza muzyce Chopina, którą uwielbiała jego matka. No i o korzeniach krautrocka. Wrócę jeszcze do tego wątku, bo temat Neu! tutaj padał parokrotnie, więc wiem, że są zainteresowani.
Głównym celem podróży w Hamburgu był jednak ulokowany nad brzegiem Elby, wśród kontenerów i doków, festiwal MS Dockville, impreza średniej wielkości i nastawiona w dużej mierze na lokalny repertuar. Ale że lokalny repertuar jest, o tym nikogo specjalnie nie trzeba przekonywać – wystarczy spojrzeć na przykład na line-up tegorocznej edycji Tauron Nowa Muzyka (przy okazji: uwaga, zaczyna się!), gdzie Niemcy są nie tyle drugą siłą, co w zasadzie równorzędną konkurencją dla wykonawców brytyjskich. Zaryzykuję nawet, że jeśli chodzi o prezentację niemieckiej sceny elektronicznej, to w Katowicach można mieć lepszą niż w Hamburgu. O ile bowiem wychwalany w Niemczech i mający entuzjastyczną (i bardzo młodą) publiczność projekt Alle Farben okazał się dla mnie sporym zawodem (jego podstawowa wartość i podstawowy problem zarazem polega na łączeniu wszystkiego ze wszystkim – choćby to był oklepany hit St. Germain przechodzący w nowoczesny utwór oparty na brzmieniach perkusjonaliów, w stylu Pantha Du Prince), to na przykład koloński występ Comy wspominam bardzo dobrze. Wśród kolejnych promowanych w Niemczech wykonawców – o ile zabawny na scenie Kid Simius muzycznie wydał mi się wręcz nerwowo, (znów!) absurdalnie eklektyczny, to już sympatyczna i dość bezpretensjonalna grupa Claire ma chyba szanse powodzenia na świecie. Dziś zamykam na jakiś czas temat niemiecki kolejnymi kilkoma typami spośród licznych wykonawców prezentowanych tam na płytach i koncertach.

STABIL ELITE „Douze Pouze”
Italic 2012
Trzeba posłuchać: „Hydravion”.

To jest odpowiedź na pytanie o kontynuację linii niemieckiej przejrzystej elektronicznej kompozycji w stylu z lat 70. – syntetycznej, ale piosenkowej, eleganckiej i melodyjnej. Düsseldorfskie trio to właśnie robi, przenosząc stare zwyczaje w nowe czasy – bardzo młodzi, sympatyczni muzycy (w tym jeden o polskich korzeniach – Nikolai Szymanski) zręcznie uzupełniają syntezatorowe aranżacje bardziej tradycyjnym instrumentarium, zachowując to, co zawsze urzekało mnie u Niemców: przestrzeń, brak przeładowania. Elektroniczne partie pełnią tu rolę ważniejszą niż wokale, z rzadka tylko pobrzmiewając banałem. Oczywiście, wiem, i o tym już było na Nowej Muzyce, dość wyczerpująco i o czasie (pisał świetnie zorientowany w niemieckim rynku Paweł Gzyl), ale przesyt informacji na temat Stabil Elite po polskiej stronie wciąż nam nie grozi, więc a nuż ktoś jeszcze nie słyszał? 7/10

HARMONIOUS THELONIOUS „Listen”
Italic 2012
Trzeba posłuchać: „Trans Harmonic System”.

Projekt Stefana Schwandera, który zaczął dwa lata wcześniej bardzo mocnym uderzeniem łączącym współczesną muzykę taneczną i afrykańskie brzmienia perkusyjne (te afrykańskie fascynacje obrazy na okładce i maski na scenie), znalazł w roku ubiegłym swój dalszy ciąg – znacznie gładszy brzmieniowo i podobnie repetytywny. To właściwie ciąg subtelnie zmieniających się wzorów perkusyjnych o chwilami nawet lekko nujazzowym charakterze. Zmieniła się temperatura i nastawienie – jest cieplej, a słucha się tego nieźle na kanapie. Choć ja odczułem jeszcze przed końcem płyty syndromy lekkiego znużenia (może kanapa była zbyt wygodna albo podróż zbyt wyczerpująca – albo jedno i drugie). Na poziomie kompozycji zabiegi Schwandera są bowiem bardzo proste, nawet jeśli zarazem bardzo chwytliwe. Na półce można stawiać gdzieś pomiędzy Ndagga a Pantha Du Prince. Czyli w towarzystwie – gdzie nie spojrzeć – niemieckim. 6/10

STEWART WALKER & TOUANE present „Golden Parachutes” LP
Level Records 2012
Trzeba posłuchać: W całości.

Nie znoszę wytwórni, które całą swoją obecność w sieci ograniczają do Facebooka, a tak jest ostatnio z düsseldorfską Level Records, ale robota, którą wykonuje jej szef Daniel Fritschi, wydaje się imponująca i dość niedoceniona. Więc dużo jestem w stanie wybaczyć – szczególnie że album „Golden Parachutes”, nagrany z udziałem ważnego amerykańskiego producenta techno mieszkającego w Berlinie, Stewarta Walkera, to sama przyjemność. Uwielbiam rejony, w których Detroit techno spotyka jazz, funk i soul, szczególnie jeśli to połączenie realizowane jest tak subtelnie jak tu: trochę Iana O’Briena, a trochę już jak u połamanego rytmicznie Burnta Friedmana – moje staroświeckie upodobania (wysławiane tu – i słusznie – lata 90., w tym wypadku końcówka tamtej dekady) nie uznają sytuacji, w której wystawiłbym tej płycie inny werdykt – a przy okazji: było o tym gdzieś w Polsce? Bo większość doniesień o tym albumie znalazłem w języku Goethego, a sam chciałbym poczytać więcej. 8/10

CLAIRE „The Great Escape”
Island 2013
Trzeba posłuchać: „Games”, singlowy utwór niczego sobie.

Już wyżej wspomniałem o tym zespole. Reklamują się nieco buńczucznym hasłem „We are the next ones to come” i nagrywają dla dużej wytwórni, oczekiwania są pewnie olbrzymie, a muzycznie uderza to-to w środowisko miłośników tzw. indie-popu, czyli popu w wersji nieco ufajnionej – elektronicznymi aranżacjami, elementami rocka czy rapu. Jeśli taka AlunaGeorge odnosi sukcesy, to nie widzę powodów, by grupa Josie Claire Bürkle (to od jej imienia zespół dostał nazwę, choć producencką siłą napędową są raczej towarzyszący jej muzycy – z Monachium) pozostała niezauważona. Choć The XX, na których się powołują, wydają się porównaniem na wyrost. Płyta wychodzi dopiero w połowie września, ale umieszczenie jej tutaj niech będzie próbą zrównoważenia dwóch nieco starszych wydawnictw powyżej. Od jutra Polifonia wyjeżdża (na jakiś czas) z Niemiec, niżej podpisany zrobił to fizycznie już ładnych parę dni temu. 6/10