TUSK prowokuje na awangardowo

Spróbuję się wpisać w ogólnie obowiązujący trend i napisać kolejną nieudolną wersję powtarzanej ostatnio piosenki:

Awangarda struny muska:
„Brzdąk!”. To wszystko wina Tuska!
Ich misja to mieszać w mózgach.
„Trach!”. A wszystko wina Tuska.

Rzecz w tym, że ja sobie niczego nie wymyśliłem. Festiwal Tusk odbywa się naprawdę. W brytyjskim Newcastle-Upon-Tyne. Co więcej, jego termin został wybrany z całą bezczelnością – od 7 do 9 października. Trochę w czasie ciszy wyborczej, a trochę już w czasie wyborów. Wiadomo, czyja to wina. Dla tych, co nie wierzą, więcej informacji tutaj. A ci najbardziej leniwi mogą sobie odpalić klip:

Sam chętnie bym się wybrał na Tusk Festival – informację o imprezie dostałem w mailingu cudnej wytwórni Blackest Rainbow (o ich związkach z Tuskiem nie wiedziałem, ale zarówno „black”, jak i „rainbow” nie kojarzą się z naszą narodowo-katolicką racją stanu), a wystąpią między innymi Bill Orcutt, Hype Williams, Natural Snow Buildings, Grouper i Rhys Chatham. Czyli gromada zdegenerowanych dronowców, marihuanistów, wolnych improwizatorów, twórców kompozycji na gitarowe orkiestry i onirystów. Sprawdźcie chociaż jedną z tych nazw, jeśli chcecie sprawdzić, za co będzie odpowiedzialny Tusk między 7 a 9 października. Ale tak czy owak pamiętajcie, że ten cały Tusk to w dużej mierze po prostu improwizacja.

A jeśli macie dość awangardy, to proponuję Laurę Marling, też z Wielkiej Brytanii. Pisałem o niej już tyle razy, że nie chce mi się wierzyć, że ma tylko 21 lat. Dwa razy nominowana do Mercury Music Prize, pewnie wkrótce dostanie trzecią nominację za trzeci album „A Creature I Don’t Know”. Bo nie ma w nim nic gorszego niż na poprzednich – choć znacząco lepszy czy zaskakujący też nie jest. Jeden aspekt, w którym Marling zaliczyła dodatkowy progres, to wokale. Idą jeszcze bardziej w stronę Joni Mitchell niż na poprzednich płytach. Muzyka pogłębia to uczucie, ale świat potrzebuje takiej muzyki, pełnej powietrza, ze ślicznie wplecionymi wątkami folkowymi (więcej nawiązań do nurtu Americana niż poprzednio), a jednak ambicjami na coś więcej. Pisanej bez oglądania się na trendy.

Są momenty, które – w połączeniu z materiałem z poprzednich płyt – dałyby rzecz genialną. Na przykład pogłębiony partią banjo i gitary elektrycznej, poruszający utwór „Salinas”. Albo kapitalnie rozwijająca się dynamicznie „Sophia”. I może, jeśli gdzieś już szukać wad brytyjskiej songwriterki, to w fakcie, że ma nam na bieżąco za dużo do powiedzenia. Gdyby w tym momencie wydała pierwszą płytę, zbierając wszystkie dotychczasowe utwory, miałaby i Mercury, i Grammy, i całą prasę muzyczną na kolanach. I nie musiałaby swojej obecności na tym blogu tłumaczyć Tuskiem.

LAURA MARLING „A Creature I Don’t Know”
Virgin 2011
7/10
Trzeba posłuchać:
„Salinas”, „The Beast”, „Sophia”.

Laura Marling – Sophia by ListenBeforeYouBuy