Yuck dinozaur, czyli idą roczniki 90.

Gdy zaczynałem słuchać muzyki, tworzyli ją ludzie starsi ode mnie co najmniej dwukrotnie. W okolicach lat 90. doszedłem do momentu, gdy wiek nowej generacji muzyków zrównał się z moim, a potem dalej obserwowałem, jak scena muzyczna, hm, młodnieje w oczach. Teraz zaczynam dochodzić do tego przykrego momentu, kiedy to ja jestem prawie dwukrotnie starszy od nowych twarzy w muzyce. Na szczęście nie płyta mi to uświadomiła (może jednak dystans nie jest jeszcze nie do pokonania), tylko okładka. Dokładniej – okładka „Space Is Only Noise” Nicolasa Jaara. Jest na niej dziecko w wózku na tle czegoś, co wygląda z daleka jak powierzchnia Księżyca, a w istocie jest berlińską ziemią niczyją, czyli okolicami zburzonego właśnie muru. Bo zdjęcie pochodzi z roku 1990. A widnieje na nim – jak czytamy w książeczce – mały, kilkumiesięczny Nicolas.

Tym razem sprawdza się twierdzenie, że czym skorupka za młodu… Berlin odradzał się właśnie jako centrum nowej muzyki elektronicznej i to, z czym Jaar debiutuje dużą płytą, odnosi się do berlińskich brzmień minimal house’u – stopniem podbicia bardzo mocno brzmiącej sfery rytmicznej. Muzykę elektroniczną autor „Space Is Only Noise” nagrywa od 14. roku życia, kiedy – cytuję biogram – „zafascynował się twórczością Mulatu Astatke i Erika Satiego”. No cóż, jeśli wszystkie roczniki 90. będą miały takie fascynacje wieku dojrzewania, to aż strach pomyśleć, jaką muzykę zaproponują w okolicach trzydziestki.

Jaar na debiucie wplata w muzykę tekst Tristana Tzary, francuskiego dadaisty rumuńskiego pochodzenia, założyciela słynnego Cabaret Voltaire, cytuje wywiad z Jean-Luc Godardem, w który wsamplowuje słowa Vito Acconciego, amerykańskiego artysty wizualnego. Tej rozbuchanej sferze słownej towarzyszy bardzo powściągliwa, bardzo oszczędna oprawa muzyczna. Elegancka, odnosząca się jednocześnie do Luomo, Laurie Anderson i Gus Gus. Momentami wpadająca w dub, chwilami porównywalna z nagraniami Jamesa Blake’a (podobnie rysowane z pomocą Auto-Tune’a wokale autora). I podobnie jak płyta tamtego artysty (ten z kolei ur. 1989) aż podejrzanie dojrzała, pokazująca panowanie nad materią muzyki tworzonej na komputerze i nienadużywanie jej dla pustych fajerwerków. Tu liczy się klimat pustki niczym na tej księżycowej okładce. I ten klimat sprawia, że warto się albumem zainteresować. Koledzy komentujący zawartość tego bloga się nie mylili.

Tak się złożyło, że za jednym zamachem nadrobię zaległości z wczoraj, bo trafiła do mnie w końcu debiutancka płyta innych smarkaczy, muzyków angielskiej grupy Yuck. Kolejne roczniki 90. z całkiem sporym doświadczeniem: trzech chłopaków, dwie dziewczyny, a w tej chwili już podobno tylko jedna. I perkusista, który jest ze swoim gigantycznym afro białym odpowiednikiem Questlove’a. Muzycznie Yuck są z kolei idealnie czytelni: cała pierwsza strona/partia ich albumu to czysty Dinosaur jr. Dla tych, którzy nie lubią takiej muzyki, albo gardzą Neilem Youngiem, Sonic Youth czy Yo La Tengo, których ślady pojawiają się w dalszej części płyty, będzie to rzecz do odrzucenia. Inni mogą się zaperzyć na czytelność odwołań. A ja się zastanawiam, jak na to patrzą sami muzycy, szczególnie Daniel Blumberg i Max Bloom dostarczający tu repertuar – może dla nich ten wczesny Dinosaur jr. to już takie dinozaury, tak odległa przeszłość, że można ich przecytować wprost – tak jak grunge’owi muzycy na początku lat 90. przecytowywali o ponad 20 lat starszych muzyków Black Sabbath? Odległość czasowa ta sama, tylko śledzącym scenę muzyczną na bieżąco musi się wydawać, że to było wczoraj. Ja jestem na przykład w takiej sytuacji, ale na szczęście lubię Dinosaur jr. do tego stopnia, że słuchanie Yuck sprawiło mi sporo przyjemności.

NICOLAS JAAR „Space Is Only Noise”
Circus Company 2011
7/10
Trzeba posłuchać: „Too Many Kids Finding Rain In The Dust”, „Space Is Only Noise If You Can See”.

Nicolas Jaar – Space Is Only Noise by CircusCompany

YUCK „Yuck”
Fat Possum 2011
6/10
Trzeba posłuchać:
„Suicide Policeman”, „Georgia”, „Get Away”

Yuck – Yuck by Yuck