Dołącz mp3 do czegokolwiek

W jutrzejszym tekście dla „Polityki” omawiam różne strategie przetrwania dla mniejszych lub większych artystów, opierając się częściowo na najnowszych pomysłach z muzycznego rynku (Playbuttony), zasięgając opinii Patryka Gałuszki z Uniwersytetu Łódzkiego, autora ciekawej książki „Biznes muzyczny” oraz zapędzając na terytorium firmy Posterdisc. Rzecz jest dość typowa na pozór – zajmują się dołączaniem plików mp3 do płyt. Przygotowują odpowiednie kupony do środka i przechowują empetrójki na swoim serwerze. W głębi bardziej skomplikowana – bo Posterdisc, jako firma powołana do życia przez artystę, poszukuje nowych, możliwie najbardziej zadziwiających przedmiotów, do których można by było załączyć mp3. Rozmawiałem o tym z jej szefem Raphaelem Lyonem via mail i tu wstawiam (jako swoisty bonus do papierowego tekstu) spory fragment tej rozmowy:

Ciekawi mnie model ekonomiczny takiej dystrybucji. Czy rynek na dołączanie muzyki w niematerialnej postaci do fizycznych przedmiotów jest coraz większy? Czy pozostanie niszą, czy może podchwyci ten pomysł rynek masowy?

Raphael Lyon: – To właściwie dwa pytania. Co do pierwszego – jest na pewno rynek na muzykę w postaci cyfrowej, to bez dwóch zdań. ITunes sprzedał właśnie miliardową empetrójkę czy coś takiego. Wykorzystywanie internetu do dystrybucji muzyki to właściwie banał. Drugie pytanie to kwestia, czy wobec pewnego chłodu i nieludzkiego charakteru samej przestrzeni wirtualnej zwiększy się zainteresowanie powrotem limitowanych edycji, rękodzieła, czy po prostu przedmiotów w fizycznej postaci. Moim zdaniem tak – ludzie mają często potrzebę posiadania w swojej kolekcji czegoś materialnego, co wiąże się z muzyką, którą kupili.
Przywykliśmy do tego, że „album” to tylko opakowanie dla medium muzycznego – kasety czy longplaya, a okładka, oprawa graficzna ma być ładna, ale też chronić sam nośnik. Posterdisc odwraca ten sposób myślenia – pozwala ludziom wymyślić oprawę graficzną bez ograniczania się wielkością nośnika, bo go nie ma.
Wyobraźmy sobie plakat wykonawcy, który jednocześnie zaprasza na koncert, promuje album, może być przedmiotem kolekcji, a zarazem ma moc dystrybucji muzyki dzięki załączonemu kodowi. To cały przemysł muzyczny w pigułce i to oferuje Posterdisc. To nie jest wytwórnia. Sprzedajemy usługę pozwalającą wykonawcom wykorzystywać pewien model dystrybucji – nie muszą sobie zaprzątać głowy serwerami i fachowcami od IT. Świetna rzecz dla kogoś, kto sprzedaje poniżej 5 tysięcy egzemplarzy płyty. Większość moich klientów zamawia od 500 do 1000 sztuk kuponów z kodami do plików mp3. Wyprodukowałem nawet zestaw kuponów dla kogoś, kto chciał je dołączyć do wznowienia płyty 7” w nakładzie 100 sztuk.

Zmienia to sposób patrzenia na muzykę? Bo proporcje, układ sił między grafikiem i muzykiem, stroną wizualną i dźwiękową, zmienia na pewno.

– Jeśli przypomnisz sobie historię „Harvest” Neila Younga, on chciał wtedy wydać album z dołączonymi ziarnami kukurydzy. Beatlesi zwracali dużą uwagę na stronę wizualną okładek. Grupa The Rolling Stones na okładce jednej z płyt umieściła widowiskowy hologram. A to tylko wykonawcy z kręgu muzyki pop. Poza tym kręgiem, w świecie awangardy projektanci okładek maja jeszcze więcej do powiedzenia.
Cały proces jest na tyle otwarty, że – mam nadzieję – przyciągnie zaskakujące pomysły. Duża część tego, co robimy, to po prostu dołączanie kodów do zwykłych płyt winylowych. Ale mamy już na przykład artystę, który chce załączyć muzykę do kuponów wykonanych z banknotów dolarowych.

To wrócę do pytania, czy te pomysły na rękodzieło, wydania sygnowane albo limitowane, może wykorzystać w jakiś sposób rynek masowy?

– Po trosze już ma. Duży biznes muzyczny już teraz cierpi na obsesję zestawów typu box. Użytkownicy iPodów, jeśli nie dostaną niczego ekstra, nie będą mieli powodu, by zrezygnować ze ściągania z internetu muzyki, która i tak jest tam nielegalnie dostępna. Bystry muzyk czy mądra wytwórnia wiedzą już, że wszystko, co robią, i tak w końcu będzie dostępne za darmo gdzieś w Internecie. Muszą więc przygotować coś bardziej indywidualnego, specjalnego, osobistego. Ekonomicznie łatwiej to w tym momencie zrobić małym wydawcom, ale logika pozostaje niezmienna, dotyczy małych, ale i firmy Sony.

Raphael Lyon mieszka w Nowym Jorku, prowadzi serwis internetowy Posterdisc oraz wytwórnię Free Matter For The Blind. Nagrywa muzykę elektroniczną pod pseudonimem Mudboy.

Kiedy tak wymienialiśmy maile, Raphael zapytał mnie, skąd się dowiedziałem o Posterdisc. Odpowiedzią na to pytanie niech będzie dzisiejsza płyta, trochę spóźniona (winyl już długo, długo – a od późnej jesieni rzecz w końcu na CD) czyli „Dagger Paths” projektu Forest Swords – album wydany przez jedną z najmodniejszych wytwórni ubiegłego roku Olde English Spelling Be, do którego pliki mp3 można sobie dociągnąć z Posterdisc. Z tej części oferty firmy OESB, którą zdążyłem poznać, płyta ta podoba mi się najbardziej, może dlatego, że przynosi dość oryginalne spojrzenie na zimnofalowe lata 80. Owszem, z typowym, mocno zarysowanym basem na pierwszym planie, z oddalonymi, modnie utopionymi w pogłosach wokalami tu i ówdzie, ale z atmosferą jakiegoś kompletnego zagubienia w czasie. Brzmi to jak gdyby Animal Collective remiksował stare instrumentalne kawałki szwedzkiego klawiszowca Bo Hanssona (tego od wyimaginowanych soundtracków do Tolkiena), w których też była taka pozaczasowość, gitary a la „Glory Gongs” i jeszcze lekko rozbujane rytmy. I jakby w tym remiksie zatrzymał się w czasie dokładnie pomiędzy swoją i Hanssona epoką, czyli gdzieś w latach 80. Albo po prostu jak wyprawa fantasy w ostępy Mordoru w towarzystwie gitary basowej i ipoda wypełnionego dubstepem. To raczej dobra wróżba na przyszłość niż arcydzieło, ale z drugiej strony – całej tej kolorowej scenie amerykańskich psycho-hipna-dziwaków od Pocahaunted po Jamesa Ferraro chyba nie zależy na stworzeniu niczego, co nie byłoby z założenia niedbałe. Na tym tle Forest Swords to i tak żelazna logika, spokojna precyzja i konsekwencja.

FOREST SWORDS „Dagger Paths”
Olde English Spelling Bee 2010
7/10
Trzeba posłuchać:
„Miarches”, „If Your Girl”.

Miarches by Forest Swords