Kto ma najwięcej fanów na Facebooku?

Wtorkowa katastrofa związana z brakiem notki ma kilka źródeł:

1. Dzień Dziecka, który w sposób nachalny obliguje do myślenia kategoriami „A jakąż to płytę dla naszych milusińskich należałoby tego dnia polecić?”. Przez pół dnia zastanawiałem się więc, która z serii Putumayo jest najlepsza, bo w sposób oczywisty ta seria mi przyszła do głowy (znacie lepszą, hę?). Stanęło na „Putumayo Kids Presents: Animal Playground”, ale słyszałem ją już tyle razy, że nie chciało mi się słuchać po raz kolejny bez towarzystwa dziecka.

2. Uznałem naiwnie, że lepiej będzie notkę napisać już w domu. Przypomniałem sobie o tym o 23.40. Problem polega na tym, że posiałem gdzieś hasło do administracji bloga, a że w ciągu dwudziestu minut nie znalazłem, nie było już sensu się spieszyć.

3. Ostatnich kilka dni spędziłem na czytaniu biografii Marka Zuckerberga i przeglądaniu Facebooka wzdłuż i wszerz z kilku różnych powodów. Miałem tego serdecznie dość, ale…

…postanowiłem wykorzystać to trzecie i podzielić się najnowszymi wynikami popularności muzycznych gwiazd na Facebooku – w tej chwili największej stronie, która w stosunkowo miarodajny sposób jest w stanie wymierzyć deklarowaną popularność czegokolwiek.
Wnioski, jakie płyną z tego przeglądania (pełne wyniki możecie sprawdzić tutaj) są dość dziwne.
Michael Jackson, do niedawna pierwszy, teraz jest drugi – po z pierwszego zepchnął go – uwaga! – Texas Hold’em Poker (co daje jeszcze iskrę nadziei Michałowi Wiśniewskiemu na powrót do sławy). Czyli najlepiej sprawdzają się ci, co nie żyją. Albo ci, którzy są śmiertelnie blisko grobowej deski – o czym świadczy wysokie piąte miejsce (najwyższe pośród muzyków) Amy Winehouse wśród najszybciej rosnących grup fanów. Oprócz tego do 15-tki najlepszych załapali się tylko Lady Gaga i Linkin Park, a ponieważ nie ma ich nowych płyt, to pozwolę sobie w ramach odrabiania straconego blogowego dnia wrzucić tu niepublikowaną w naszym serwisie (a publikowaną w „Polityce”) recenzję MGMT, którzy wśród najszybciej rosnących grup fanów muzycznych są tuż za Amy Winehouse.

Nowojorski zespół po wydaniu pierwszej płyty zrobił karierę w tak krótkim czasie, że wiele osób nie zdążyło się nim jeszcze zachwycić. Teraz tego czasu może zabraknąć, bo drugi album „Congratulations” to dla MGMT – wbrew tytułowi – koniec zbierania gratulacji za rockowe nagrania z chwytliwymi syntezatorowymi motywami i za wrażliwość Beatlesów przeniesionych w nowe czasy. Najczęściej pojawia się w stosunku do tej płyty hasło „komercyjne samobójstwo”. Ale głównym atutem grupy było dotąd idealne połączenie zalet rynkowych i artystycznych, więc brak przebojów oznacza, że muzyka Amerykanów kuleje i męczy. Dlaczego zatem warto sobie zaprzątać głowę tą nazwą, prócz tego, że złupili w procesie sądowym Nicolasa Sarkozy’ego (za nielegalne użycie utworu w celach politycznych) i zauroczyli Paula McCartneya? Dla jednej, długiej kompozycji „Siberian Breaks”. I dla osoby Pete’a Kembera, producenta płyty. Warto w tym miejscu publicznie przypomnieć nazwę jego dawnej grupy Spacemen 3 – niech przynajmniej do tego przyda mi się nowa płyta MGMT.

MGMT „Congratulations”
Columbia
6/10
Trzeba posłuchać: „Siberian Breaks”