Tortury w San Remo

Egzekucja na żywo czy kanibale przy obiedzie to nie jest coś, co chciałbym oglądać dla przyjemności w weekend, ale jeśli jest ktoś, kogo bym podejrzewał o to, że może z tego mieć frajdę, to pewnie Mike Patton. Wokalista Faith No More znany też ze stu innych działań muzycznych odnosi się w tytule swojej nowej płyty do filmu z gatunku dokumentów pokazujących ekstremalne, mrożące krew w żyłach sceny pod pretekstem opowieści o ciekawym i różnorodnym świecie. Film „Mondo cane” był częścią włoskiej szkoły dokumentów tylko dla dorosłych, która pół wieku temu była dość popularna. Więcej na ten temat w filmie poniżej.

Sama płyta jest zarazem niezwykle lekka jak na Pattona – zawiera włoskie piosenki z epoki w aranżacji na 65-osobową orkiestrę z użyciem rockowych gitar, kiedy trzeba, i z odpowiednią ekspozycją zalet głosu bohatera cały czas. Właściwie chciałem z tego zrobić kolejny odcinek „muzyki łatwej i nieobraźliwej” na weekend, ale mam jednak problem z tą płytą. Nie oddaje ona lekkości włoskiej muzyki z epoki, a zarazem eksponuje – z całą pewnością tak chciał Patton – cały jej lukrowany kicz. Bardzo cenię Pattona za jego poprzednie włoskie wycieczki, za przypominanie Ennia Morricone na płycie „Crime and Dissonanze”, którą wydał Ipecac, oficyna Pattona. Uwielbiam też lekkiego Pattona na płycie „Music to Make Love to Your Old Lady By” (i bardzo polecam na weekend tę niesłusznie zapomnianą płytę). „Mondo cane” też na pewno znajdzie swoich fanów – włoskie filmy mondo z lat 60. w końcu dalej ich mają. Ale dla mnie to już nawet nie San Remo, to Abu Ghraib.

MIKE PATTON „Mondo cane”
Ipecac/Rockers 2010
4/10
Trzeba posłuchać:
Wystarczy „Ore d’Amore”, całość i tak tylko dla koneserów.